wtorek, 14 stycznia 2014

KOMUNIKAT

http://armia-zagubionych-dusz.blogspot.com/

już niedługo ;)

postanowiłam, że tak chcę. będzie inaczej. chyba nie potrafię się jeszcze z nimi rozstać na dobre.

sobota, 11 stycznia 2014

#12

Od kiedy wróciłam do Polski ponownie zamieszkałam z chłopakami. Brakowało mi tego gotowania obiadków, robienia kolacji i budzenia na śniadanie. Karol codziennie był u Oli i często zostawał na noc. Ani on, ani ona nie powiedzieli w Szczepana tego, co mieli.  Postanowiłam jednak nie naciskać. Jak będą chcieli, to sami powiedzą.  Cały czas wolny spędzałam więc z Andrzejem, który siłą rzeczy stał się jedynym ''zwierzęciem'' do wykarmienia. 

Po meczu Bełchatowian z Radomiem zajęłam się robieniem kolacji. Andrzej został na konferencji prasowej, więc miałam czas na ewentualne wystrojenie się.

- Boże, siostra! Ale pachnie!
- Miło, że jestem twoim bogiem, ale miało was tutaj nie być.
- Widzę, że ucieszyłaś się z przybycia twojej ulubionej Aleksandry.
- Ten wieczór zamierzam spędzić z moim chłopakiem i niestety grzecznie muszę was wyprosić.
- Dobra, już dobra. Wezmę tylko laptopa.  - Karol przewrócił oczami.
- Bierz i zmykaj. - pokazałam palcem wskazującym na drzwi wejściowe uśmiechając się przy tym z uniesioną brwią.
- No popatrz ty się popatrz. Zakochani są wspaniali, no nie Ola? - obydwoje popatrzyli na siebie i wyszli.

Chwilę po tym, dostałam wiadomość: "Sukienka, którą ostatnio kupiłaś i zostawiłaś u mnie znajduje się na łóżku. Pewnie się przyda. Tylko tam grzecznie!''

Wariatka. Ale kochana. A sukienka rzeczywiście się przyda.

Moja popisowa ryba kończyła się smażyć. Był to dobry czas na przebranie się z domowych ubrań w te bardziej eleganckie. Obcisła, krótka sukienka w kolorze burgundowym podkreślała moją szczupłą sylwetkę. Włosy związałam w wysokiego kucyka opadającego na ramię, a przydługawą grzywkę wyprofilowałam na bok. Przypudrowałam twarz i pomalowałam rzęsy. Nakryłam do stołu, zapaliłam świeczki i wyjęłam białe wino. W końcu rozdzwonił się domofon. Wpuściłam Andrzeja na górę. Ślamazarnie wszedł i wieszając kurtkę od razu zaczął mówić:
- Wreszcie, na tej konferencji męczą gorzej niż na meczu, ale fajnie, że byłaś. Michalina?
Odwrócił się i uśmiechnął.
- No, no.    - poruszył brwiami.
- Szybko, bo wystygnie.
Półmisek dorsza poszedł w 10 minut. Zdecydowanie dzisiejsza kolacja udała mi się tak, jak miała.
- No co mi się tak przyglądasz?
- Mam najpiękniejszą kobietę na świecie.
- I mówi to facet, na którego widok piszczą miliony fanek.
- Mogą piszczeć. Ja piszczę tylko do jednej. Wyglądasz jak milion dolarów. 

Po kolacji leżeliśmy na salonowej kanapie.
- Znalazłabyś jutro chwilę czasu? Godzinka wystarczy.
- W zasadzie to nie mam żadnych obowiązków związanych z pracą, a stało się coś?
- uniosłam głowę z klatki piersiowej Andrzeja i usiadłam.
- Chciałbym wziąć cię jutro w jedno miejsce.
- Jakie? Jakie? 

- Nie męcz. I tak ci nie powiem.

*

- Wstawaj Misia, mamy niecałą godzinę na zjedzenie śniadania i ogarnięcie się!
- Andrzej, jest niedziela, godzina ósma rano. Chciałabym jeszcze godzinę pospać.
- Nie! -
Andrzej ściągnął ze mnie kołdrę.
- Nic ci to nie da. Mam prześcieradło.
Nakryłam się i odwróciłam na drugi bok.
- Michalina! Nie pomagasz, ani trochę.
- Za to ty przeszkadzasz.
- Chyba muszę użyć innej metody.
- Dobra, nie łaskocz. Już wstaję. 


O dziwo byłam w miarę wyspana. Na za dwadzieścia dziewiąta byłam gotowa. Siedziałam w samochodzie z założonymi rękoma i miną obrażonego dziecka.
- Dowiem się czegokolwiek?
- To niespodzianka. Zobaczysz na miejscu.
- A ile będziemy jechać?
- 10 minut drogi stąd. I więcej nic ci nie powiem. A teraz przybliż się. 

Andrzej zawiązał mi oczy swoim szalikiem. Nie przeszkadzały mu moje sprzeciwy. Włączył radio i ruszył.
*

- A teraz uwaga.
- Gdzie mnie zanosisz? Jeszcze chwila a naprawdę się na ciebie zdenerwuje.
- Trzy, czte-ry! 


Moim oczom ukazał się piękny, duży dom. A właściwie piętrowy apartament. Dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłam jeszcze kilka lat temu. Nowoczesny, kwadratowy, z ogromnymi oknami tworzącymi szklaną ścianę i z płaskim dachem. Wszystko w kolorach beżu i ciemnego brązu.

- Podoba ci się?
- Jest piękny. Któryś z twoich kolegów ma gust. Zdecydowanie.
- Wejdźmy do środka. 


W środku było pusto. Rozplanowanie pomieszczeń było wręcz idealne. W głowie tworzyły mi się wizje urządzania wnętrz. Andrzej chodził za mną krok w krok.

- Jest idealny.
- Wiem, też tak sądzę.
- A gdzie właściciel?
- Dobra, nie będę owijać w bawełnę. Michalina, kocham cię i jeżeli tylko chcesz, ten dom może być nasz. Jest na sprzedaż, dokładnie w tym stanie w jakim się teraz znajduje. Chcesz go?
- Ale Andrzej, przecież on jest wart fortunę! Zwariowałeś?
- O to, ile będzie kosztował nie musisz się martwić. Dobrze zarabiamy, poza tym twoja matka i moi rodzice dali nam część pieniędzy, żebyśmy nie musieli brać dużego kredytu.

Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Czyli nie chcesz? Zadzwonię i powiem, że odmawiam.
- Nie! Poczekaj! Nie dzwoń!  Jestem w takim szoku, że wszystko co powiem będzie nieodpowiednie.
- Mieszkanie w takim domu było twoim marzeniem od kiedy się poznaliśmy i jestem w stanie pomóc ci je spełnić. Należy ci się taka willa.  Nad czym ty się kobieto zastanawiasz?!
- A ty czego sobie życzysz?
- Zamieszkać tutaj z tobą. Pytam ostatni raz, chcesz ten dom?
- Tak! Bardzo!
- Trzeba było tak od razu. Jest nasz. 


Płakałam jak małe dziecko. Nie potrafiłam słowami wyrazić tego, jak się czuję.
- Wiem, że nie chcesz stąd wychodzić, ale Ola z Karolem zaprosili nas na rodzinny obiad do najlepszej restauracji w mieście. Musimy jechać do domu, ubrać się jak na cywilizowanych ludzi przystało i ogarnąć, o co chodzi tej dwójce. 
*


- Bo ja i Ola, no... Poprosiłem Olę o rękę.
- Bracie! 


Dzisiejszy dzień był zdecydowanie wyjątkowy. Gratulacjom dla narzeczonych nie było końca. Rodzice Oli byli bardzo wzruszeni, a ja dumna ze swojego brata. Wybrał naprawdę cudowną dziewczynę, razem z którą tworzy świetną parę. 

*

Jeden ze słonecznych majowych weekendów. 

- Dobra, dość tego ryżu! - Ola zawsze potrafiła nadać inny klimat każdej sytuacji w której się znajduje. Jej prośba wywołała śmiech wśród gości i zadziałała z odwrotnym skutkiem - ryżu w stronę państwa młodych poleciało jeszcze więcej.

Na głównych bohaterów dzisiejszego dnia pod kościołem czekała biała limuzyna. Było jak w filmie - elegancko przystrojone wnętrze świątyni, piękny śpiew chóru, masa gości. I chociaż osobiście marzyłam o innym ślubie, bardzo mi się podobało. Gdzieś w duchu zazdrościłam Oli.

Wesele trwało w najlepsze. Obtańczyłam wszystkich wujków zarówno jednej jak i drugiej strony oraz wszystkich obecnych siatkarzy. W końcu nadszedł czas na oczepiny.  Ja w tym czasie stałam w innym gronie niż rozwrzeszczane panie łakome na złapanie bukietu. Ola odwróciła się i prostując się z głębokiego skłonu wyrzuciła za siebie kwiaty, które najpierw niespodziewanie odbiły się od mojej głowy, a później wylądowały w moich rękach.
- Ups, chyba troszkę w bok poleciało. Ale co tam! Michalinka! To jest znak! 
*
Lipiec, 2015- Grecja. 

-  I obiecuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...

Ze sprzedaży mieszkania Karola i Andrzeja połowę kwoty przeznaczyliśmy na zorganizowanie wesela poza granicami kraju i sfinansowanie całego pobytu gościom. Andrzej spełnił kolejne moje marzenie. Wzięliśmy ślub na plaży, z udziałem polskiego duchownego, gdzie zamiast śpiewów chóru, dało się usłyszeć szum morza, a zachodzące słońce tylko dodawało uroku całej ceremonii.  Na wesele nie jechaliśmy limuzyną ani żadnym innym pojazdem, ponieważ  miało odbyć się w restauracji na plaży. Wszystko było dokładnie takie, jak chciałam.

Goście udali się do sali, my zostaliśmy na końcu.

- Wiesz Andrzej, jeszcze jakieś półtora roku temu, nie pomyślałabym, że wyjdę za ciebie nad brzegiem morza w Grecji, i że będziemy mieszkać w tak cudownym domu i że wreszcie i do mnie los się uśmiechnie.

W tym momencie Andrzej wyciągnął z kieszeni kartkę. Poznałam ją. To ta, na której napisałam kilka słów przed wyjazdem do Londynu, i którą wsadziłam między drzwi o północy. Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Pamiętaj, kto jest obok Ciebie i u kogo jesteś na pierwszym miejscu. Pamiętaj, z kim będziesz wieść wspólne życie pomimo tego, że wydawało ci się, że nie ma na to szansy. Pamiętaj kto kocha cię najbardziej na świecie i kto zawsze będzie cię kochać. Kocham Cię, Michalino Wrona. 


KONIEC ;)

Jest słodziutko, bo ja tak lubię i koniec. Jakoś tak było mi szkoda Michaliny i postanowiłam uczynić ją szczęśliwą.

Gdzieś tam w przyszłości planuję następne opowiadanie, mam kilka pomysłów. Jednak muszę zająć się priorytetowymi jak na razie sprawami i przerwę pisanie. W każdym razie, jest to kolejna historia z którą bardzo się zżyłam i zapewne będę do niej wracać tak samo, jak do Dominiki i Pawła. Dziękuję za wszystkie  miłe słowa, które dawały mi motywację do dalszego pisania.
Wszystkie opowiadania będę czytać i komentować bez zmian.
Nie żegnam się, ale mówię :
DO ZOBACZENIA ;*

piątek, 3 stycznia 2014

#11


Mogę pójść za tobą do nieba i  w drugą stronę do z piekła kata, niech ugości nas tam sam szatan. Chce tu z tobą godnie żyć, nic dookoła – tylko ja i ty. Nie zabraknie nam już niczego, trzymam cię ręką prawą i lewą. Tęsknie, gdy nie ma cię przy mnie, jesteś żarem, bez niego stygnę i choć bywają akcje perfidne nie zamienię ciebie na żadne inne.

Kiedy kładłam się spać po nocy z moim byłym chłopakiem byłam przekonana, że kolejny raz zostanę wystawiona do wiatru, że znowu wróci do swojej ukochanej a ja będę jednorazową przygodą. Otworzyłam oczy i faktycznie. Andrzeja nie było już obok mnie. Niechętnie wstałam i udałam się w stronę salonu.
- Wreszcie. Ile można spać?
Byłam w szoku. Na stole stał wazon z bukietem czerwonych róż, herbata, elegancko ułożone tosty, sok, pokrojone warzywa i inne chleby, bułki i soki owocowe. Andrzej stał z założonymi rękoma i patrzył na mnie z wyrzutem.
- A przepraszam, czekamy na kogoś?
- Jej, Michaśka.
- No już, już.

Stanęłam w identycznej pozycji jak on. Spuściłam jedynie głowę. Andrzej usiadł na krześle i łapiąc mnie za uda przyciągnął do siebie i posadził na kolanie obejmując obiema rękami.

- Nie jestem z Anitą. Po całej akcji z przymierzalnią i sądem już do siebie nie wróciliśmy. Poza tym ona ma kogoś nowego, a ja i tak uważam związek z nią za porażkę życiową i drugi raz raczej bym się z nią nie związał.
- To dlaczego mnie okłamałeś wczoraj pod kamienicą?

Byłam wściekła. Gdybym od początku wiedziała, że nic nie stoi mi na przeszkodzie, aby walczyć o niego sprawa byłaby o wiele prostsza. Zostałabym w Polsce i oszczędziła sobie wszystkiego.

- Bo jestem frajerem?
- Z tym się zgodzę.
- To wszystko było od początku jakieś dziwne. Przyjechałaś z Londynu do Polski, myślałem, że po roku czasu mi przeszło, że jak cię zobaczę to będziesz mi obojętna. Poznałem Anitę i w sumie odpowiadało mi, że jest twoim całkowitym przeciwieństwem.
- I dlatego mnie okłamywałeś, tak?
- Nie, nie dlatego. Jak przyjechałaś od rodziców pobita, to po wszystkim jak spałaś, siedziałem w salonie i płakałem. I nie powiem ci dlaczego, bo sam nie wiem. Było mi cholernie z tym źle. Nie chciałem, żebyś cierpiała.

Wstałam z andrzejowych kolan i łyknęłam herbaty. Następnie odłożyłam kubek i oparłam się rękoma o stół.
Andrzej kontynuował.
- Później przez cały czas o tobie myślałem. A kiedy okazało się, że Anita mnie i tak czy siak zdradza, cieszyłem się jak dziecko. Paradoks. Ktoś cię zdradzi a ty się cieszysz. Tylko ja jestem tak głupi.

Uśmiechnęłam się pod nosem.
- No jesteś. Ameryki nie odkryłeś.
- I wtedy okazało się, że wyjeżdżasz. W sumie to spodziewałem się, że wyjedziesz znów, ale byłem na ciebie strasznie zły, że niby bawisz się moimi uczuciami. Że wyjeżdżasz sobie i pojawiłaś się tylko po to, żeby mi o sobie przypomnieć, o tym, jak było nam razem dobrze.
- Nie wierze. Teraz zwal to wszystko na mnie. Masz rację.
- Michalina! Nie przerywaj!
- Dobra, mów co masz mówić.
- Później uświadomiłem sobie, że przecież wcale tak nie jest, że dla ciebie to co istnieje nadal między nami jest trudne i nie to, żeby zrobić mi na złość było twoim zamiarem. A sytuacja z
- Dobrze, że chociaż tyle sobie uświadomiłeś.
- Tak sobie wytrzymywałem ten czas bez ciebie, aż do przedwczoraj. Codziennie czytałem ten głupi list  Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i załapałem się na ostatnie bilety. Napisałem Karolowi kartkę, że wylatuję do Londynu i pojawię się dopiero na następny mecz.
- Aż w końcu przyjechałeś i nazmyślałeś: ,,Nie jestem z Anitą, ale co tam, przyjdę do Michaliny, powiem co mi ślina na język przyniesie i będzie okej.'' A  ja głupia dałam ci się zaprowadzić do łóżka.
- Dokładnie tak było z tym, że powiedziałem co mi ślina na język przyniosła. Chyba bałem się od razu powiedzieć o co mi chodzi i dlaczego tu przyjechałem. Wymówka związana z Anitą rzeczywiście nie była przemyślana, ani trochę. Moja mowa przygotowana w samolocie byłą tylko pozornie łatwa, bo jak cię zobaczyłem, to... No wiesz. Zapomniałem języka w gębie. A to wszystko wczorajsze potoczyło się tak szybko, że wyszedłem na totalnego pustaka. Przeleciałem cię a nie powiedziałem o najważniejszym i wszystko poszło jak zwykle nie tak.
- No to powiedz mi w końcu, po co tutaj jesteś. Bo nie wiem do czego zmierzasz.
- Misia, kocham cię przecież i zawsze tak było. Tylko po prostu za dużo się działo i za bardzo wszystko się pogmatwało. Twój przyjazd, Anita, namieszanie Karola, twoja wyprowadzka, pobicia, ojciec. Wszystko spadło na nas tak nagle, że sam do tej pory tego nie ogarniam. Zagubiłem się po prostu. Ale przynajmniej wiem, że z nikim innym nie mogę być. Każda przypominałaby mi ciebie pomimo różnic w wyglądzie. Wróć ze mną.

Wypowiedź Andrzeja wprawiła mnie w osłupienie. Była zdecydowanie za dobra. Rzekłabym nawet, że zbyt piękna, cudowna i tym podobne.

- No tak. Rzeczywiście dużo się działo.
- I jest jeszcze coś. Podczas rozprawy  twój ojciec mówił, że przyjechałem, groziłem mu i uderzyłem go, ale nie było świadków i jego zeznania nie zostały wzięte pod uwagę. Miał rację. Pojechałem do niego przed rozprawą i zrobiłem mu awanturę. Powiedziałem, że już nigdy w życiu się do ciebie nie zbliży i zgnije na dołku. Michalina, przepraszam, ale nie mogłem inaczej. Ja miałem ochotę go zabić, rozumiesz?!

Zaczął płakać. Schował twarz w dłoniach i oparł łokcie o kolana.
- Ej, Andrzej... - kucnęłam przed nim i również się wzruszyłam. - Nie płacz, proszę, już wszystko dobrze.
- Nawet teraz nie potrafię być facetem.
- Chodź tu.

Ponownie usiadłam na jego kolanach i przyciągnęłam jego głowę tuląc ją do klatki piersiowej.

- Wrócę do Polski. Zaryzykuję.
- Lot jest za 2,5 godziny. W Łodzi będziemy na osiemnastą. Poproszę ojca i po nas przyjedzie. Pojedziemy na wigilię do mnie. Mama ciągle o ciebie pyta. W sumie to traktuje cię jak córkę. Tato tak samo.
- Wszystko masz zaplanowane? Nie wierze. Przecież muszę się spakować. Nie zdążymy.
- Zdążymy, pomogę ci. Tylko wróć ze mną.

Znowu wszystko działo się tak szybko, że ledwo nadążałam. Chyba nie  mogę prowadzić spokojnego trybu życia. Jestem skazana na takie tempo.

*

Kiedy weszłam do domu Andrzeja poczułam się tak dobrze, że aż zatęskniłam za dawnymi czasami. Jego mama jak tylko mnie zobaczyła podbiegła się przywitać, a ja zaproponowałam, że pomogę w kuchni przy przygotowywaniu potraw na kolację, która miała się rozpocząć niebawem. Państwo Wronów znałam na wylot. Bywałam u nich w domu dość często i bardzo to lubiłam. Znali moją historię i rzeczywiście, czasem było tak, że traktowałam ich jak swoją prawdziwą rodzinę. Cieszyłam się, że prawdopodobnie na nowo zagoszczę w niej i wszystko ułoży się nareszcie po  mojej myśli.

Po kolacji siedziałam przy stole z panem Michałem i panią Alą dobre dwie godziny. Miałam dużo do opowiedzenia. Młodsza, szesnastoletnia siostra Andrzeja siedziała za mną i bawiła się moimi włosami. On sam jednak siedział obok mnie w pewnym momencie milknąc. W końcu wstał, złapał mnie za rękę i ogłosił:
- Teraz ja kradnę Michalinę, dajcie mi się nią nacieszyć.
Poszliśmy do jego pokoju na górze. Wyciągnęłam swoje rzeczy i uciekłam do łazienki. Po kilkunastu minutach dołączyłam do leżącego na łóżku Andrzeja.
- Przypakowałeś.
- Specjalnie po to, żebyś mogła sobie trzymać głowę na mojej klacie i żeby było ci wygodnie.
- No co ty nie powiesz.
- Rodzice cieszą się z twojego przyjazdu. Mama mi grozi, że jak ci teraz pozwolę uciec, to wydziedziczy mnie z rodziny.
- Biedactwo, właśnie miałam zbierać się do wyjścia.
- Miśka!

Andrzej klasnął mnie w czoło prowokując do tego, żebym mu oddała. Nasze zaczepki przerodziły się w bójkę. Zawsze lubiliśmy się bić i zawsze przegrywałam, bo podobno wbijanie paznokci nie jest dozwolone.

- Brakowało mi tego. Cholernie.
- A kochasz mnie jeszcze?
- Nie, bo jesteś głupi.
- Wiedziałem, ja ciebie też.

Ułożyliśmy się wygodnie na łóżku. Andrzej zasnął a ja zamykając się w łazience, wykonałam telefon do Oli. Była bardzo przejęta i powiedziała, że wszystko opowie mi w Szczepana.