sobota, 11 stycznia 2014

#12

Od kiedy wróciłam do Polski ponownie zamieszkałam z chłopakami. Brakowało mi tego gotowania obiadków, robienia kolacji i budzenia na śniadanie. Karol codziennie był u Oli i często zostawał na noc. Ani on, ani ona nie powiedzieli w Szczepana tego, co mieli.  Postanowiłam jednak nie naciskać. Jak będą chcieli, to sami powiedzą.  Cały czas wolny spędzałam więc z Andrzejem, który siłą rzeczy stał się jedynym ''zwierzęciem'' do wykarmienia. 

Po meczu Bełchatowian z Radomiem zajęłam się robieniem kolacji. Andrzej został na konferencji prasowej, więc miałam czas na ewentualne wystrojenie się.

- Boże, siostra! Ale pachnie!
- Miło, że jestem twoim bogiem, ale miało was tutaj nie być.
- Widzę, że ucieszyłaś się z przybycia twojej ulubionej Aleksandry.
- Ten wieczór zamierzam spędzić z moim chłopakiem i niestety grzecznie muszę was wyprosić.
- Dobra, już dobra. Wezmę tylko laptopa.  - Karol przewrócił oczami.
- Bierz i zmykaj. - pokazałam palcem wskazującym na drzwi wejściowe uśmiechając się przy tym z uniesioną brwią.
- No popatrz ty się popatrz. Zakochani są wspaniali, no nie Ola? - obydwoje popatrzyli na siebie i wyszli.

Chwilę po tym, dostałam wiadomość: "Sukienka, którą ostatnio kupiłaś i zostawiłaś u mnie znajduje się na łóżku. Pewnie się przyda. Tylko tam grzecznie!''

Wariatka. Ale kochana. A sukienka rzeczywiście się przyda.

Moja popisowa ryba kończyła się smażyć. Był to dobry czas na przebranie się z domowych ubrań w te bardziej eleganckie. Obcisła, krótka sukienka w kolorze burgundowym podkreślała moją szczupłą sylwetkę. Włosy związałam w wysokiego kucyka opadającego na ramię, a przydługawą grzywkę wyprofilowałam na bok. Przypudrowałam twarz i pomalowałam rzęsy. Nakryłam do stołu, zapaliłam świeczki i wyjęłam białe wino. W końcu rozdzwonił się domofon. Wpuściłam Andrzeja na górę. Ślamazarnie wszedł i wieszając kurtkę od razu zaczął mówić:
- Wreszcie, na tej konferencji męczą gorzej niż na meczu, ale fajnie, że byłaś. Michalina?
Odwrócił się i uśmiechnął.
- No, no.    - poruszył brwiami.
- Szybko, bo wystygnie.
Półmisek dorsza poszedł w 10 minut. Zdecydowanie dzisiejsza kolacja udała mi się tak, jak miała.
- No co mi się tak przyglądasz?
- Mam najpiękniejszą kobietę na świecie.
- I mówi to facet, na którego widok piszczą miliony fanek.
- Mogą piszczeć. Ja piszczę tylko do jednej. Wyglądasz jak milion dolarów. 

Po kolacji leżeliśmy na salonowej kanapie.
- Znalazłabyś jutro chwilę czasu? Godzinka wystarczy.
- W zasadzie to nie mam żadnych obowiązków związanych z pracą, a stało się coś?
- uniosłam głowę z klatki piersiowej Andrzeja i usiadłam.
- Chciałbym wziąć cię jutro w jedno miejsce.
- Jakie? Jakie? 

- Nie męcz. I tak ci nie powiem.

*

- Wstawaj Misia, mamy niecałą godzinę na zjedzenie śniadania i ogarnięcie się!
- Andrzej, jest niedziela, godzina ósma rano. Chciałabym jeszcze godzinę pospać.
- Nie! -
Andrzej ściągnął ze mnie kołdrę.
- Nic ci to nie da. Mam prześcieradło.
Nakryłam się i odwróciłam na drugi bok.
- Michalina! Nie pomagasz, ani trochę.
- Za to ty przeszkadzasz.
- Chyba muszę użyć innej metody.
- Dobra, nie łaskocz. Już wstaję. 


O dziwo byłam w miarę wyspana. Na za dwadzieścia dziewiąta byłam gotowa. Siedziałam w samochodzie z założonymi rękoma i miną obrażonego dziecka.
- Dowiem się czegokolwiek?
- To niespodzianka. Zobaczysz na miejscu.
- A ile będziemy jechać?
- 10 minut drogi stąd. I więcej nic ci nie powiem. A teraz przybliż się. 

Andrzej zawiązał mi oczy swoim szalikiem. Nie przeszkadzały mu moje sprzeciwy. Włączył radio i ruszył.
*

- A teraz uwaga.
- Gdzie mnie zanosisz? Jeszcze chwila a naprawdę się na ciebie zdenerwuje.
- Trzy, czte-ry! 


Moim oczom ukazał się piękny, duży dom. A właściwie piętrowy apartament. Dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłam jeszcze kilka lat temu. Nowoczesny, kwadratowy, z ogromnymi oknami tworzącymi szklaną ścianę i z płaskim dachem. Wszystko w kolorach beżu i ciemnego brązu.

- Podoba ci się?
- Jest piękny. Któryś z twoich kolegów ma gust. Zdecydowanie.
- Wejdźmy do środka. 


W środku było pusto. Rozplanowanie pomieszczeń było wręcz idealne. W głowie tworzyły mi się wizje urządzania wnętrz. Andrzej chodził za mną krok w krok.

- Jest idealny.
- Wiem, też tak sądzę.
- A gdzie właściciel?
- Dobra, nie będę owijać w bawełnę. Michalina, kocham cię i jeżeli tylko chcesz, ten dom może być nasz. Jest na sprzedaż, dokładnie w tym stanie w jakim się teraz znajduje. Chcesz go?
- Ale Andrzej, przecież on jest wart fortunę! Zwariowałeś?
- O to, ile będzie kosztował nie musisz się martwić. Dobrze zarabiamy, poza tym twoja matka i moi rodzice dali nam część pieniędzy, żebyśmy nie musieli brać dużego kredytu.

Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Czyli nie chcesz? Zadzwonię i powiem, że odmawiam.
- Nie! Poczekaj! Nie dzwoń!  Jestem w takim szoku, że wszystko co powiem będzie nieodpowiednie.
- Mieszkanie w takim domu było twoim marzeniem od kiedy się poznaliśmy i jestem w stanie pomóc ci je spełnić. Należy ci się taka willa.  Nad czym ty się kobieto zastanawiasz?!
- A ty czego sobie życzysz?
- Zamieszkać tutaj z tobą. Pytam ostatni raz, chcesz ten dom?
- Tak! Bardzo!
- Trzeba było tak od razu. Jest nasz. 


Płakałam jak małe dziecko. Nie potrafiłam słowami wyrazić tego, jak się czuję.
- Wiem, że nie chcesz stąd wychodzić, ale Ola z Karolem zaprosili nas na rodzinny obiad do najlepszej restauracji w mieście. Musimy jechać do domu, ubrać się jak na cywilizowanych ludzi przystało i ogarnąć, o co chodzi tej dwójce. 
*


- Bo ja i Ola, no... Poprosiłem Olę o rękę.
- Bracie! 


Dzisiejszy dzień był zdecydowanie wyjątkowy. Gratulacjom dla narzeczonych nie było końca. Rodzice Oli byli bardzo wzruszeni, a ja dumna ze swojego brata. Wybrał naprawdę cudowną dziewczynę, razem z którą tworzy świetną parę. 

*

Jeden ze słonecznych majowych weekendów. 

- Dobra, dość tego ryżu! - Ola zawsze potrafiła nadać inny klimat każdej sytuacji w której się znajduje. Jej prośba wywołała śmiech wśród gości i zadziałała z odwrotnym skutkiem - ryżu w stronę państwa młodych poleciało jeszcze więcej.

Na głównych bohaterów dzisiejszego dnia pod kościołem czekała biała limuzyna. Było jak w filmie - elegancko przystrojone wnętrze świątyni, piękny śpiew chóru, masa gości. I chociaż osobiście marzyłam o innym ślubie, bardzo mi się podobało. Gdzieś w duchu zazdrościłam Oli.

Wesele trwało w najlepsze. Obtańczyłam wszystkich wujków zarówno jednej jak i drugiej strony oraz wszystkich obecnych siatkarzy. W końcu nadszedł czas na oczepiny.  Ja w tym czasie stałam w innym gronie niż rozwrzeszczane panie łakome na złapanie bukietu. Ola odwróciła się i prostując się z głębokiego skłonu wyrzuciła za siebie kwiaty, które najpierw niespodziewanie odbiły się od mojej głowy, a później wylądowały w moich rękach.
- Ups, chyba troszkę w bok poleciało. Ale co tam! Michalinka! To jest znak! 
*
Lipiec, 2015- Grecja. 

-  I obiecuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...

Ze sprzedaży mieszkania Karola i Andrzeja połowę kwoty przeznaczyliśmy na zorganizowanie wesela poza granicami kraju i sfinansowanie całego pobytu gościom. Andrzej spełnił kolejne moje marzenie. Wzięliśmy ślub na plaży, z udziałem polskiego duchownego, gdzie zamiast śpiewów chóru, dało się usłyszeć szum morza, a zachodzące słońce tylko dodawało uroku całej ceremonii.  Na wesele nie jechaliśmy limuzyną ani żadnym innym pojazdem, ponieważ  miało odbyć się w restauracji na plaży. Wszystko było dokładnie takie, jak chciałam.

Goście udali się do sali, my zostaliśmy na końcu.

- Wiesz Andrzej, jeszcze jakieś półtora roku temu, nie pomyślałabym, że wyjdę za ciebie nad brzegiem morza w Grecji, i że będziemy mieszkać w tak cudownym domu i że wreszcie i do mnie los się uśmiechnie.

W tym momencie Andrzej wyciągnął z kieszeni kartkę. Poznałam ją. To ta, na której napisałam kilka słów przed wyjazdem do Londynu, i którą wsadziłam między drzwi o północy. Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Pamiętaj, kto jest obok Ciebie i u kogo jesteś na pierwszym miejscu. Pamiętaj, z kim będziesz wieść wspólne życie pomimo tego, że wydawało ci się, że nie ma na to szansy. Pamiętaj kto kocha cię najbardziej na świecie i kto zawsze będzie cię kochać. Kocham Cię, Michalino Wrona. 


KONIEC ;)

Jest słodziutko, bo ja tak lubię i koniec. Jakoś tak było mi szkoda Michaliny i postanowiłam uczynić ją szczęśliwą.

Gdzieś tam w przyszłości planuję następne opowiadanie, mam kilka pomysłów. Jednak muszę zająć się priorytetowymi jak na razie sprawami i przerwę pisanie. W każdym razie, jest to kolejna historia z którą bardzo się zżyłam i zapewne będę do niej wracać tak samo, jak do Dominiki i Pawła. Dziękuję za wszystkie  miłe słowa, które dawały mi motywację do dalszego pisania.
Wszystkie opowiadania będę czytać i komentować bez zmian.
Nie żegnam się, ale mówię :
DO ZOBACZENIA ;*

5 komentarzy:

  1. Ohe, dlaczego to się już skończyło? Ja byłam w pełni przygotowana na tysiące rozdziałów, a to już? Koniec? Idę beczeć :")
    Tak swoją drogą to strasznie się cieszę, że wszystko się udało, wszyscy sa szczęśliwi. Takie zakończenia są najwspanialsze :3
    Tak na marginesie tak samo jak Michalina nie pomyślałabym, że wezmą ślub w Grecji. Wstyd dla mnie po prostu. Karolkowi też się ułożyło. Wszystko jest c u d o w n e !
    Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dzięki :3 Będę czekać na następne historie, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, wiem, że lubisz Wronę co udowodniłaś mi dzisiaj, a właściwie wczoraj około godziny 15.
    Wrócę tu jutro, a właściwie już dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany! Jak to już koniec? :c Jeśli to jednak naprawdę koniec to bardzo się cieszę, że taki :) Andrzej jak zawsze taki och, a ich ślub wspaniały, sama o takim marzę :D <3 Karolowi i Oli też się ułożyło, wszystko pięknie, ładnie :D
    Do zobaczenia! Liv. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale że tak naprawdę? Juuuż? :C
    Bardzo się cieszę, że jednak Michalina i Andrzejko się zeszli. Zasługiwali na takie życie! A Karolowi i Oli Bóg powinien w dzieciach wynagrodzić ich poprzedni spisek! :D
    Będę czekać na następne opowiadanie! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieeee! Nienawidzę tych kodów! Szczerze! Tak bardzo! Masz je wyłączyć! Dziś, teraz, natychmiast. Usunęłam przez nie komentarz. I jestem ofochana.
    Mam to swoje jutro, a właściwie już dziś. Po pół roku. Z drugiej strony to ciekawe, że minęło równe pół roku. Yolo - wyczucie czasu. Nie pamiętam co poprzednio teraz napisałam, ale w nawiasie było: ale ten czas zapierdziela.
    Nadrobiłam i uzupełniłam. Przeczytałam wszystko jeszcze raz i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że lubię Pana Karola Kłosa (a po dzisiejszym tęsknie w kierunku Mariusza i Pawła to już w pogóle awww do niego), bo mu się ułożyło skubańcowi. I Michalinie też się ułożyło. Zasłużyła na to z Wrona, ale fakt, że ślub w Grecji już mnie tak nie ppdnieca. Ślub w Grecji! Frajerzy. Nie lubię ich. Frajerzy. Mogli wybrany inne miejsce. Frajerzy.

    OdpowiedzUsuń