wtorek, 14 stycznia 2014

KOMUNIKAT

http://armia-zagubionych-dusz.blogspot.com/

już niedługo ;)

postanowiłam, że tak chcę. będzie inaczej. chyba nie potrafię się jeszcze z nimi rozstać na dobre.

sobota, 11 stycznia 2014

#12

Od kiedy wróciłam do Polski ponownie zamieszkałam z chłopakami. Brakowało mi tego gotowania obiadków, robienia kolacji i budzenia na śniadanie. Karol codziennie był u Oli i często zostawał na noc. Ani on, ani ona nie powiedzieli w Szczepana tego, co mieli.  Postanowiłam jednak nie naciskać. Jak będą chcieli, to sami powiedzą.  Cały czas wolny spędzałam więc z Andrzejem, który siłą rzeczy stał się jedynym ''zwierzęciem'' do wykarmienia. 

Po meczu Bełchatowian z Radomiem zajęłam się robieniem kolacji. Andrzej został na konferencji prasowej, więc miałam czas na ewentualne wystrojenie się.

- Boże, siostra! Ale pachnie!
- Miło, że jestem twoim bogiem, ale miało was tutaj nie być.
- Widzę, że ucieszyłaś się z przybycia twojej ulubionej Aleksandry.
- Ten wieczór zamierzam spędzić z moim chłopakiem i niestety grzecznie muszę was wyprosić.
- Dobra, już dobra. Wezmę tylko laptopa.  - Karol przewrócił oczami.
- Bierz i zmykaj. - pokazałam palcem wskazującym na drzwi wejściowe uśmiechając się przy tym z uniesioną brwią.
- No popatrz ty się popatrz. Zakochani są wspaniali, no nie Ola? - obydwoje popatrzyli na siebie i wyszli.

Chwilę po tym, dostałam wiadomość: "Sukienka, którą ostatnio kupiłaś i zostawiłaś u mnie znajduje się na łóżku. Pewnie się przyda. Tylko tam grzecznie!''

Wariatka. Ale kochana. A sukienka rzeczywiście się przyda.

Moja popisowa ryba kończyła się smażyć. Był to dobry czas na przebranie się z domowych ubrań w te bardziej eleganckie. Obcisła, krótka sukienka w kolorze burgundowym podkreślała moją szczupłą sylwetkę. Włosy związałam w wysokiego kucyka opadającego na ramię, a przydługawą grzywkę wyprofilowałam na bok. Przypudrowałam twarz i pomalowałam rzęsy. Nakryłam do stołu, zapaliłam świeczki i wyjęłam białe wino. W końcu rozdzwonił się domofon. Wpuściłam Andrzeja na górę. Ślamazarnie wszedł i wieszając kurtkę od razu zaczął mówić:
- Wreszcie, na tej konferencji męczą gorzej niż na meczu, ale fajnie, że byłaś. Michalina?
Odwrócił się i uśmiechnął.
- No, no.    - poruszył brwiami.
- Szybko, bo wystygnie.
Półmisek dorsza poszedł w 10 minut. Zdecydowanie dzisiejsza kolacja udała mi się tak, jak miała.
- No co mi się tak przyglądasz?
- Mam najpiękniejszą kobietę na świecie.
- I mówi to facet, na którego widok piszczą miliony fanek.
- Mogą piszczeć. Ja piszczę tylko do jednej. Wyglądasz jak milion dolarów. 

Po kolacji leżeliśmy na salonowej kanapie.
- Znalazłabyś jutro chwilę czasu? Godzinka wystarczy.
- W zasadzie to nie mam żadnych obowiązków związanych z pracą, a stało się coś?
- uniosłam głowę z klatki piersiowej Andrzeja i usiadłam.
- Chciałbym wziąć cię jutro w jedno miejsce.
- Jakie? Jakie? 

- Nie męcz. I tak ci nie powiem.

*

- Wstawaj Misia, mamy niecałą godzinę na zjedzenie śniadania i ogarnięcie się!
- Andrzej, jest niedziela, godzina ósma rano. Chciałabym jeszcze godzinę pospać.
- Nie! -
Andrzej ściągnął ze mnie kołdrę.
- Nic ci to nie da. Mam prześcieradło.
Nakryłam się i odwróciłam na drugi bok.
- Michalina! Nie pomagasz, ani trochę.
- Za to ty przeszkadzasz.
- Chyba muszę użyć innej metody.
- Dobra, nie łaskocz. Już wstaję. 


O dziwo byłam w miarę wyspana. Na za dwadzieścia dziewiąta byłam gotowa. Siedziałam w samochodzie z założonymi rękoma i miną obrażonego dziecka.
- Dowiem się czegokolwiek?
- To niespodzianka. Zobaczysz na miejscu.
- A ile będziemy jechać?
- 10 minut drogi stąd. I więcej nic ci nie powiem. A teraz przybliż się. 

Andrzej zawiązał mi oczy swoim szalikiem. Nie przeszkadzały mu moje sprzeciwy. Włączył radio i ruszył.
*

- A teraz uwaga.
- Gdzie mnie zanosisz? Jeszcze chwila a naprawdę się na ciebie zdenerwuje.
- Trzy, czte-ry! 


Moim oczom ukazał się piękny, duży dom. A właściwie piętrowy apartament. Dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłam jeszcze kilka lat temu. Nowoczesny, kwadratowy, z ogromnymi oknami tworzącymi szklaną ścianę i z płaskim dachem. Wszystko w kolorach beżu i ciemnego brązu.

- Podoba ci się?
- Jest piękny. Któryś z twoich kolegów ma gust. Zdecydowanie.
- Wejdźmy do środka. 


W środku było pusto. Rozplanowanie pomieszczeń było wręcz idealne. W głowie tworzyły mi się wizje urządzania wnętrz. Andrzej chodził za mną krok w krok.

- Jest idealny.
- Wiem, też tak sądzę.
- A gdzie właściciel?
- Dobra, nie będę owijać w bawełnę. Michalina, kocham cię i jeżeli tylko chcesz, ten dom może być nasz. Jest na sprzedaż, dokładnie w tym stanie w jakim się teraz znajduje. Chcesz go?
- Ale Andrzej, przecież on jest wart fortunę! Zwariowałeś?
- O to, ile będzie kosztował nie musisz się martwić. Dobrze zarabiamy, poza tym twoja matka i moi rodzice dali nam część pieniędzy, żebyśmy nie musieli brać dużego kredytu.

Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Czyli nie chcesz? Zadzwonię i powiem, że odmawiam.
- Nie! Poczekaj! Nie dzwoń!  Jestem w takim szoku, że wszystko co powiem będzie nieodpowiednie.
- Mieszkanie w takim domu było twoim marzeniem od kiedy się poznaliśmy i jestem w stanie pomóc ci je spełnić. Należy ci się taka willa.  Nad czym ty się kobieto zastanawiasz?!
- A ty czego sobie życzysz?
- Zamieszkać tutaj z tobą. Pytam ostatni raz, chcesz ten dom?
- Tak! Bardzo!
- Trzeba było tak od razu. Jest nasz. 


Płakałam jak małe dziecko. Nie potrafiłam słowami wyrazić tego, jak się czuję.
- Wiem, że nie chcesz stąd wychodzić, ale Ola z Karolem zaprosili nas na rodzinny obiad do najlepszej restauracji w mieście. Musimy jechać do domu, ubrać się jak na cywilizowanych ludzi przystało i ogarnąć, o co chodzi tej dwójce. 
*


- Bo ja i Ola, no... Poprosiłem Olę o rękę.
- Bracie! 


Dzisiejszy dzień był zdecydowanie wyjątkowy. Gratulacjom dla narzeczonych nie było końca. Rodzice Oli byli bardzo wzruszeni, a ja dumna ze swojego brata. Wybrał naprawdę cudowną dziewczynę, razem z którą tworzy świetną parę. 

*

Jeden ze słonecznych majowych weekendów. 

- Dobra, dość tego ryżu! - Ola zawsze potrafiła nadać inny klimat każdej sytuacji w której się znajduje. Jej prośba wywołała śmiech wśród gości i zadziałała z odwrotnym skutkiem - ryżu w stronę państwa młodych poleciało jeszcze więcej.

Na głównych bohaterów dzisiejszego dnia pod kościołem czekała biała limuzyna. Było jak w filmie - elegancko przystrojone wnętrze świątyni, piękny śpiew chóru, masa gości. I chociaż osobiście marzyłam o innym ślubie, bardzo mi się podobało. Gdzieś w duchu zazdrościłam Oli.

Wesele trwało w najlepsze. Obtańczyłam wszystkich wujków zarówno jednej jak i drugiej strony oraz wszystkich obecnych siatkarzy. W końcu nadszedł czas na oczepiny.  Ja w tym czasie stałam w innym gronie niż rozwrzeszczane panie łakome na złapanie bukietu. Ola odwróciła się i prostując się z głębokiego skłonu wyrzuciła za siebie kwiaty, które najpierw niespodziewanie odbiły się od mojej głowy, a później wylądowały w moich rękach.
- Ups, chyba troszkę w bok poleciało. Ale co tam! Michalinka! To jest znak! 
*
Lipiec, 2015- Grecja. 

-  I obiecuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...

Ze sprzedaży mieszkania Karola i Andrzeja połowę kwoty przeznaczyliśmy na zorganizowanie wesela poza granicami kraju i sfinansowanie całego pobytu gościom. Andrzej spełnił kolejne moje marzenie. Wzięliśmy ślub na plaży, z udziałem polskiego duchownego, gdzie zamiast śpiewów chóru, dało się usłyszeć szum morza, a zachodzące słońce tylko dodawało uroku całej ceremonii.  Na wesele nie jechaliśmy limuzyną ani żadnym innym pojazdem, ponieważ  miało odbyć się w restauracji na plaży. Wszystko było dokładnie takie, jak chciałam.

Goście udali się do sali, my zostaliśmy na końcu.

- Wiesz Andrzej, jeszcze jakieś półtora roku temu, nie pomyślałabym, że wyjdę za ciebie nad brzegiem morza w Grecji, i że będziemy mieszkać w tak cudownym domu i że wreszcie i do mnie los się uśmiechnie.

W tym momencie Andrzej wyciągnął z kieszeni kartkę. Poznałam ją. To ta, na której napisałam kilka słów przed wyjazdem do Londynu, i którą wsadziłam między drzwi o północy. Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Pamiętaj, kto jest obok Ciebie i u kogo jesteś na pierwszym miejscu. Pamiętaj, z kim będziesz wieść wspólne życie pomimo tego, że wydawało ci się, że nie ma na to szansy. Pamiętaj kto kocha cię najbardziej na świecie i kto zawsze będzie cię kochać. Kocham Cię, Michalino Wrona. 


KONIEC ;)

Jest słodziutko, bo ja tak lubię i koniec. Jakoś tak było mi szkoda Michaliny i postanowiłam uczynić ją szczęśliwą.

Gdzieś tam w przyszłości planuję następne opowiadanie, mam kilka pomysłów. Jednak muszę zająć się priorytetowymi jak na razie sprawami i przerwę pisanie. W każdym razie, jest to kolejna historia z którą bardzo się zżyłam i zapewne będę do niej wracać tak samo, jak do Dominiki i Pawła. Dziękuję za wszystkie  miłe słowa, które dawały mi motywację do dalszego pisania.
Wszystkie opowiadania będę czytać i komentować bez zmian.
Nie żegnam się, ale mówię :
DO ZOBACZENIA ;*

piątek, 3 stycznia 2014

#11


Mogę pójść za tobą do nieba i  w drugą stronę do z piekła kata, niech ugości nas tam sam szatan. Chce tu z tobą godnie żyć, nic dookoła – tylko ja i ty. Nie zabraknie nam już niczego, trzymam cię ręką prawą i lewą. Tęsknie, gdy nie ma cię przy mnie, jesteś żarem, bez niego stygnę i choć bywają akcje perfidne nie zamienię ciebie na żadne inne.

Kiedy kładłam się spać po nocy z moim byłym chłopakiem byłam przekonana, że kolejny raz zostanę wystawiona do wiatru, że znowu wróci do swojej ukochanej a ja będę jednorazową przygodą. Otworzyłam oczy i faktycznie. Andrzeja nie było już obok mnie. Niechętnie wstałam i udałam się w stronę salonu.
- Wreszcie. Ile można spać?
Byłam w szoku. Na stole stał wazon z bukietem czerwonych róż, herbata, elegancko ułożone tosty, sok, pokrojone warzywa i inne chleby, bułki i soki owocowe. Andrzej stał z założonymi rękoma i patrzył na mnie z wyrzutem.
- A przepraszam, czekamy na kogoś?
- Jej, Michaśka.
- No już, już.

Stanęłam w identycznej pozycji jak on. Spuściłam jedynie głowę. Andrzej usiadł na krześle i łapiąc mnie za uda przyciągnął do siebie i posadził na kolanie obejmując obiema rękami.

- Nie jestem z Anitą. Po całej akcji z przymierzalnią i sądem już do siebie nie wróciliśmy. Poza tym ona ma kogoś nowego, a ja i tak uważam związek z nią za porażkę życiową i drugi raz raczej bym się z nią nie związał.
- To dlaczego mnie okłamałeś wczoraj pod kamienicą?

Byłam wściekła. Gdybym od początku wiedziała, że nic nie stoi mi na przeszkodzie, aby walczyć o niego sprawa byłaby o wiele prostsza. Zostałabym w Polsce i oszczędziła sobie wszystkiego.

- Bo jestem frajerem?
- Z tym się zgodzę.
- To wszystko było od początku jakieś dziwne. Przyjechałaś z Londynu do Polski, myślałem, że po roku czasu mi przeszło, że jak cię zobaczę to będziesz mi obojętna. Poznałem Anitę i w sumie odpowiadało mi, że jest twoim całkowitym przeciwieństwem.
- I dlatego mnie okłamywałeś, tak?
- Nie, nie dlatego. Jak przyjechałaś od rodziców pobita, to po wszystkim jak spałaś, siedziałem w salonie i płakałem. I nie powiem ci dlaczego, bo sam nie wiem. Było mi cholernie z tym źle. Nie chciałem, żebyś cierpiała.

Wstałam z andrzejowych kolan i łyknęłam herbaty. Następnie odłożyłam kubek i oparłam się rękoma o stół.
Andrzej kontynuował.
- Później przez cały czas o tobie myślałem. A kiedy okazało się, że Anita mnie i tak czy siak zdradza, cieszyłem się jak dziecko. Paradoks. Ktoś cię zdradzi a ty się cieszysz. Tylko ja jestem tak głupi.

Uśmiechnęłam się pod nosem.
- No jesteś. Ameryki nie odkryłeś.
- I wtedy okazało się, że wyjeżdżasz. W sumie to spodziewałem się, że wyjedziesz znów, ale byłem na ciebie strasznie zły, że niby bawisz się moimi uczuciami. Że wyjeżdżasz sobie i pojawiłaś się tylko po to, żeby mi o sobie przypomnieć, o tym, jak było nam razem dobrze.
- Nie wierze. Teraz zwal to wszystko na mnie. Masz rację.
- Michalina! Nie przerywaj!
- Dobra, mów co masz mówić.
- Później uświadomiłem sobie, że przecież wcale tak nie jest, że dla ciebie to co istnieje nadal między nami jest trudne i nie to, żeby zrobić mi na złość było twoim zamiarem. A sytuacja z
- Dobrze, że chociaż tyle sobie uświadomiłeś.
- Tak sobie wytrzymywałem ten czas bez ciebie, aż do przedwczoraj. Codziennie czytałem ten głupi list  Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i załapałem się na ostatnie bilety. Napisałem Karolowi kartkę, że wylatuję do Londynu i pojawię się dopiero na następny mecz.
- Aż w końcu przyjechałeś i nazmyślałeś: ,,Nie jestem z Anitą, ale co tam, przyjdę do Michaliny, powiem co mi ślina na język przyniesie i będzie okej.'' A  ja głupia dałam ci się zaprowadzić do łóżka.
- Dokładnie tak było z tym, że powiedziałem co mi ślina na język przyniosła. Chyba bałem się od razu powiedzieć o co mi chodzi i dlaczego tu przyjechałem. Wymówka związana z Anitą rzeczywiście nie była przemyślana, ani trochę. Moja mowa przygotowana w samolocie byłą tylko pozornie łatwa, bo jak cię zobaczyłem, to... No wiesz. Zapomniałem języka w gębie. A to wszystko wczorajsze potoczyło się tak szybko, że wyszedłem na totalnego pustaka. Przeleciałem cię a nie powiedziałem o najważniejszym i wszystko poszło jak zwykle nie tak.
- No to powiedz mi w końcu, po co tutaj jesteś. Bo nie wiem do czego zmierzasz.
- Misia, kocham cię przecież i zawsze tak było. Tylko po prostu za dużo się działo i za bardzo wszystko się pogmatwało. Twój przyjazd, Anita, namieszanie Karola, twoja wyprowadzka, pobicia, ojciec. Wszystko spadło na nas tak nagle, że sam do tej pory tego nie ogarniam. Zagubiłem się po prostu. Ale przynajmniej wiem, że z nikim innym nie mogę być. Każda przypominałaby mi ciebie pomimo różnic w wyglądzie. Wróć ze mną.

Wypowiedź Andrzeja wprawiła mnie w osłupienie. Była zdecydowanie za dobra. Rzekłabym nawet, że zbyt piękna, cudowna i tym podobne.

- No tak. Rzeczywiście dużo się działo.
- I jest jeszcze coś. Podczas rozprawy  twój ojciec mówił, że przyjechałem, groziłem mu i uderzyłem go, ale nie było świadków i jego zeznania nie zostały wzięte pod uwagę. Miał rację. Pojechałem do niego przed rozprawą i zrobiłem mu awanturę. Powiedziałem, że już nigdy w życiu się do ciebie nie zbliży i zgnije na dołku. Michalina, przepraszam, ale nie mogłem inaczej. Ja miałem ochotę go zabić, rozumiesz?!

Zaczął płakać. Schował twarz w dłoniach i oparł łokcie o kolana.
- Ej, Andrzej... - kucnęłam przed nim i również się wzruszyłam. - Nie płacz, proszę, już wszystko dobrze.
- Nawet teraz nie potrafię być facetem.
- Chodź tu.

Ponownie usiadłam na jego kolanach i przyciągnęłam jego głowę tuląc ją do klatki piersiowej.

- Wrócę do Polski. Zaryzykuję.
- Lot jest za 2,5 godziny. W Łodzi będziemy na osiemnastą. Poproszę ojca i po nas przyjedzie. Pojedziemy na wigilię do mnie. Mama ciągle o ciebie pyta. W sumie to traktuje cię jak córkę. Tato tak samo.
- Wszystko masz zaplanowane? Nie wierze. Przecież muszę się spakować. Nie zdążymy.
- Zdążymy, pomogę ci. Tylko wróć ze mną.

Znowu wszystko działo się tak szybko, że ledwo nadążałam. Chyba nie  mogę prowadzić spokojnego trybu życia. Jestem skazana na takie tempo.

*

Kiedy weszłam do domu Andrzeja poczułam się tak dobrze, że aż zatęskniłam za dawnymi czasami. Jego mama jak tylko mnie zobaczyła podbiegła się przywitać, a ja zaproponowałam, że pomogę w kuchni przy przygotowywaniu potraw na kolację, która miała się rozpocząć niebawem. Państwo Wronów znałam na wylot. Bywałam u nich w domu dość często i bardzo to lubiłam. Znali moją historię i rzeczywiście, czasem było tak, że traktowałam ich jak swoją prawdziwą rodzinę. Cieszyłam się, że prawdopodobnie na nowo zagoszczę w niej i wszystko ułoży się nareszcie po  mojej myśli.

Po kolacji siedziałam przy stole z panem Michałem i panią Alą dobre dwie godziny. Miałam dużo do opowiedzenia. Młodsza, szesnastoletnia siostra Andrzeja siedziała za mną i bawiła się moimi włosami. On sam jednak siedział obok mnie w pewnym momencie milknąc. W końcu wstał, złapał mnie za rękę i ogłosił:
- Teraz ja kradnę Michalinę, dajcie mi się nią nacieszyć.
Poszliśmy do jego pokoju na górze. Wyciągnęłam swoje rzeczy i uciekłam do łazienki. Po kilkunastu minutach dołączyłam do leżącego na łóżku Andrzeja.
- Przypakowałeś.
- Specjalnie po to, żebyś mogła sobie trzymać głowę na mojej klacie i żeby było ci wygodnie.
- No co ty nie powiesz.
- Rodzice cieszą się z twojego przyjazdu. Mama mi grozi, że jak ci teraz pozwolę uciec, to wydziedziczy mnie z rodziny.
- Biedactwo, właśnie miałam zbierać się do wyjścia.
- Miśka!

Andrzej klasnął mnie w czoło prowokując do tego, żebym mu oddała. Nasze zaczepki przerodziły się w bójkę. Zawsze lubiliśmy się bić i zawsze przegrywałam, bo podobno wbijanie paznokci nie jest dozwolone.

- Brakowało mi tego. Cholernie.
- A kochasz mnie jeszcze?
- Nie, bo jesteś głupi.
- Wiedziałem, ja ciebie też.

Ułożyliśmy się wygodnie na łóżku. Andrzej zasnął a ja zamykając się w łazience, wykonałam telefon do Oli. Była bardzo przejęta i powiedziała, że wszystko opowie mi w Szczepana. 

czwartek, 26 grudnia 2013

#10


To nie jest normalne, dostaję szału i mam tą fobię
Magnes zbliża mnie do ciebie, magnes ciągnie ciebie do mnie.



Boże Narodzenie w Londynie wyglądało zupełnie inaczej niż w Polsce. A przynajmniej tak właśnie je odczuwałam. Pomimo tysiąca ozdóbek, choinek udekorowanych w różnego rodzaju światełka, czegoś brakowało. Mianowicie polskości. Po prostu. Ciężko było ją zdefiniować. To po prostu się czuło. Na swój sposób.

Po pracy wybrałam się do jednego ze sklepików w tej bardziej polskiej dzielnicy.
- Dla Karola, dla Andrzeja, dla mamy, dla Franka, dla Wlazłych...

Trzymałam w rękach multum różnych kartek świątecznych i nawet przy tak banalnych wyborach odezwała się moja stu procentowa, kobieca natura. Stałam obok nich jakieś 15 minut po czym obkupiona nie tylko kartkami opuściłam sklep.


- No. Wreszcie. Byłam dziś po pracy w plenerze. Te czerwone autobusy całkiem fajnie komponują się w szarości nieba i tych wszystkich ulic. Ojej.

Moja współlokatorka ciągle odkrywała Londyn. Codziennie przychodziła do domu z innymi, mniej lub bardziej osobistymi doświadczeniami. Dziś jednak moją uwagę zwróciły jej spakowane walizki. Miałam zapytać o co chodzi, ale wyprzedziła mnie.

- Myślisz, że powinnam zadzwonić do Karola? No wiesz, z życzeniami?
- W sumie to nie głupi pomysł, pomimo, że to facet pierwszy ma odezwać się do kobiety. Na święta możesz zrobić wyjątek.
- Ciekawe czy mają wolne, ciekawe co robi.
- Ola, błagam cię. Zajmij się czymś, co pomoże ci o tym nie myśleć.
- Michalina! Ty myślisz, że tak łatwo zapomnieć o kimś, kogo ciągle się kocha? Może nawet jeszcze bardziej niż przed rozstaniem?
- No co ty nie powiesz?!
- To może chociaż przestań udawać, że nie rusza cię to, co zostawiłaś w Polsce. Wolałaś uciec.
- Przepraszam bardzo! Odezwała się ta, która zrobiła dokładnie to samo!
- Ale nie ta, która miała szanse wszystko zmienić!
- Co zmienić?! Dopiero tutaj mogę wszystko naprawić. Wszystko, czyli swoje życie. I przestań mi już truć o Andrzeju, bo przez ostatnie dwa tygodnie codziennie poruszasz ten temat.
- Aha, będziesz układać wszystko sama?
- A mam inne wyjście?
- Tak kretynko! On na ciebie czeka! Tylko musisz przyjechać. Szuka pocieszenia u Anity, bo brakuje mu ciebie.
- A powiedział ci to?
- No... Nie. Nie powiedział.

Nagle zrozumiałam, że walizki Oli symbolizują nic innego jak koniec urlopu, a uśmiechy szefa na temat dalszego pobytu Oli w pracy dotyczą tego, że śmieszy go moja niewiedza o całym zajściu. Zrozumiałam też, że wszystko co mówiła to tylko dobra gra aktorska, która miała zmusić mnie do przyjazdu do Polski. Wszystko wymyśliła razem z Karolem.

- Już teraz rozumiesz po co tu przyjechałam? Miałam sprawić, że wrócisz ze mną dziś do kraju, ale jesteś tak twarda i zawzięta, że mi chyba nie wyszło.
- Masz racje. Nie wyszło.
- Michalina. Powiedz coś więcej, proszę.
- Od kiedy pamiętam ktoś próbuje zmieniać moje życie i utrudnia mi to, żebym zrobiła z nim co chce i przeżyła je na swój sposób. Najpierw ojciec, matka,  Anita, Andrzej, a teraz wy.
- Chcieliśmy,żebyś znowu była szczęśliwa. Tyle przeszłaś... Chcieliśmy ci pomóc. Karol mówił, że kiedy miałaś faceta byłaś taka radosna i żałuje, że już wtedy go nie poznał. To szansa dla was.
- A pomyśleliście, że związek tworzą dwie osoby a nie cztery? Że jeżeli planujecie coś za naszymi plecami, powinniście znać zdanie nie tylko moje, ale i Andrzeja? Może właśnie zniszczylibyście to, co łączy go z Anitą, a ja znowu wyszłabym na jakąś szmatę, która pojawia się tam, gdzie jej nie trzeba.
- Michalina, przesadzasz.
- Nie przesadzam. Stwierdzam tylko, jak bardzo nieprzemyślane potrafią być działania ludzkie, te tak zwane ' w dobrej wierze'.
- Wrócisz ze mną, czy mam lecieć sama?
- Odwiozę cię na lotnisko, ale zostaję w Londynie. Intencje może były dobre, ale udział osób trzecich nic tutaj nie zdziała. To jest sprawa moja i Andrzeja.
- Ale on cie kocha.
- I spotyka się z Anitą. Brawo. Gratuluję mu dojrzałości. I nie broń go, Olka, bo nic tym nie wskórasz.

Przez chwilę wydawało mi się, że miała rację. Zapaliłam papierosa i szybko odegnałam od siebie te myśli. Z całej tej akcji nic dobrego by nie wyszło, a ja znowu zostałabym na lodzie.

*

Do wigilii pozostał jeden dzień. Od dziś miałam wolne i sporo czasu, aby przygotować coś na choć trochę polską kolację. Kuzynki porozjeżdżały się do rodzin swoich mężów i cała kamienica była do mojej dyspozycji. Krzątałam się po pokoju z odkurzaczem i szmatką do ścierania kurzu. Moje przedświąteczne porządki zwieńczyłam oczywiście wyjściem do sklepu na zakupy. Oczywiście nie tylko spożywcze. Dzień zleciał mi dość szybko. Wracając do kamienicy moje ręce obarczone były co najmniej pięcioma reklamówkami plus torebką. Na domiar złego jedna z nich wyślizgnęła się i usłyszałam tylko tłukące się jajka.
- Fuck. - powiedziałam przez zęby i odkładając resztę zakupów na bok zaczęłam zbierać z chodnika popękane  skorupki.
- Let me help you! - ktoś schylił się po moje bagaże.
- That would be great. I live on the first floor.

Akcent mojego pomocnika był jednak zbyt... Polski. Wstałam i przestając zajmować się reklamówkami, zwróciłam uwagę na stojącego obok mnie dość postawnego i wysokiego mężczyznę.
- Andrzej? Co Ty tu robisz?
- Przyjechałem cię odwiedzić.
- Sam?
- No nie do końca. Zabrałem się z Anitą i jej rodziną. W tym roku spędzają święta w Londynie.
- Cóż za wspaniały zbieg okoliczności. Niebywałe.
Przewróciłam teatralnie oczami wywołując uśmiech na twarzy Andrzeja.
- Z czego się śmiejesz wielkoludzie?
- Z ciebie.
- Uważaj, żebym się z ciebie za chwile nie pośmiała.
- Śmiej. A wracając do tematu. Powiedziałem jej, że jedną noc spędzę u kumpla, z którym nie widziałem się sto lat.
- Przecież Marcin  nie mieszka w Londynie od kilku miesięcy.
- To jest bardzo nieistotny szczegół w tej sytuacji. Przynajmniej pozwoli nam spokojnie porozmawiać i nie będzie nas napastować telefonami.

Świat jest za mały. Zdecydowanie.

- Wejdźmy na górę. Zaparzę ci herbaty.

*

-A więc tak mieszkasz. Jest okej.
- No jakoś sobie radzę.
- Zawsze sobie radziłaś. Poczekaj moment.

Andrzej wstał i wyciągnął z kieszeni pendrive'a.

- O kurczę. Nareszcie odzyskałam moje zdjęcia.
- Jesteś wredna. Mogłaś mi chociaż podziękować.
- I za to mnie właśnie wszyscy ...
- Co?
- A nic. Pójdę po ciastko.

Zostawiłam mojego towarzysza samego.
- Olka, co on tutaj robi?
- Ale kto?
- No Andrzej!
- Andrzej?! Nie mów, że jest u Ciebie?!
- Jest. Z resztą opowiem ci wszystko, ale później.

Mój krótki telefon do Oli spowodował, że wyszłam z pomieszczenia bez ciasta.
- Wiesz Michaśka, zastanawiam się po co ty poszłaś do tej kuchni, skoro ciasto stoi na stole.
- O! Faktycznie.

Popołudnie i wieczór zleciały nam na długich rozmowach o niczym. Oglądaliśmy zdjęcia pijanych kolegów z poszczególnych imprez i spotkań. Uśmiałam się do łez. Andrzej z resztą też.
- Tak się uśmiałam, że ...
- Spociłaś się jak pedofil w Disneylandzie. Idź się już wykąpać, bo czuć.
- Nienawidzę cie. Po pierwsze bardzo ładnie pachnę, a po drugie to mój dom i mogę sobie śmierdzieć ile mi się podoba.

Dawno nie miałam tak wesołego wieczoru. Przez chwilę poczułam się tak, jak dawniej. Zniknęłam w łazience na jakieś 20 minut, a gościowi nakazałam poczuć się jak u siebie i zrobić dobrą kolację. Pewna, że Andrzej siedzi w kuchni i przyrządza posiłek, wyszłam z łazienki w ręczniku. Mokre włosy przysłaniały mi całą twarz, a spaghetti zrobione przez Andrzeja wylądowało centralnie na moim jedynym w tym momencie okryciu.

- No ładnie, Wrona. Wychodzisz z kuchni, zderzasz się ze mną a na domiar złego brudzisz moje ręczniki.
- Będzie go trzeba wymienić. Najlepiej jak najszybciej, bo plama z sosu najlepiej wypierze się, kiedy nie będzie zaschnięta.
- Znawca się znalazł.
- Mogę nawet wyprać ten ręcznik jeśli chcesz.

Nie zważając na to, że pod ręcznikiem miałam stanik i dosyć wycięte figi rzuciłam ręcznik w stronę wanny.
- No co się tak gapisz? Baby w staniku nie widziałeś?
- To idę prać.

Rozkojarzony Andrzej ochoczo prał ręcznik w wannie, wypinając przy tym swoje szanowne cztery litery.

- A masz!

Kopnęłam go w tyłek i widząc jego udawaną złość uciekłam do sypialni przytrzymując plecami drzwi.

- Teraz nadszedł twój koniec. Zniszczę cię, Kłosowa.
- Nie, proszę, tylko nie łaskocz! Andrzej!

Moje słowa na nic się nie zdały po to ogromne cielsko ważące jakieś dwie tony przygniotło mnie do materaca i perfidnie łaskotało wbijając palce w żebra.

- Nienawidzę cię Wrona! Przestań, bo zaraz cie ugryzę.
- Ucisz się!
- Bo co?!

Dwutonowe cielsko przestało zajmować się moimi żebrami tylko językiem. Nie miałam nic przeciwko. Oplotłam ręce wokół szyi Andrzeja i oddawałam pocałunki. Nagle oderwał się ode mnie i powiedział.
- Chcę tego.
Po tych słowach zdjął ze mnie pozostałe części garderoby i nie napotykając na żadne przeszkody zrobił to, co do niego należało. 

wtorek, 24 grudnia 2013

Bożonarodzeniowo

Dziś nie będzie rozdziału.


Kochane Blogerki! Z okazji tegorocznych świąt życzę Wam przede wszystkim tego, czego mnie osobiście brakuje, a co bardzo chciałabym mieć. Przede wszystkim pełnej, kochającej się rodziny siedzącej przy stole wigilijnym, aby ktokolwiek, kto widzi wasz smutek w te szczególne dni nie przeszedł obojętnie, tylko objął ramieniem, sprawiając, że na Waszej twarzy zagości uśmiech. Życzę Wam wiary w siebie i w swoje możliwości, abyście nie bały się uwierzyć w to, co możecie zdziałać. Grunt, to dobra motywacja. Życzę wam spokoju, odpoczynku od szarej codzienności i zabiegania, a także zastanowienia nad sobą. Bądźcie przez cały rok zdrowe, bo bez tego ciężko cokolwiek zdziałać. Życzę wam, abyście odnalazły w sobie siłę, która być może nie została do końca odkryta, aby zaskoczenie jakie przyniosą ze sobą kolejne dni życia były dla was umacniającymi doświadczeniami, a nie masą powodów zwątpienia. Życzę Wam miłości, a tym samym osoby, która swoją obecnością pomoże wam nie zwariować w trudach codzienności, bo ja osobiście bez takowej bym oszalała. Pamiętajcie, aby uwierzyć w to, że będzie lepiej, bo wiara, jak to powiedział kiedyś ktoś mądry, czyni cuda. Na sam koniec, życzę Wam, abyście znajdowali na swojej drodze cudownych ludzi, którzy będą dla Was inspiracją oraz dobrych przyjaciół.


życzenia noworoczne będą krótsze. 

piątek, 20 grudnia 2013

#9




Powinnam się poddać czy po prostu dalej podążać ścieżką?
Nawet jeśli to prowadzi donikąd - czy byłoby to marnotrawstwem?
Nawet jeśli znałabym swoje miejsce - czy powinnam to tak zostawić?
Powinnam się poddać czy po prostu dalej podążać ścieżką?


Jak było w Londynie? Po miesiącu pobytu mogę stwierdzić, że w porządku. Dopracowywałam swój całkiem niezły już akcent, zwiedzałam, pracowałam na zastępstwie za ciężarną kuzynkę jako fotograf w jednym z zakładów fotograficznych, robiłam to, co lubię najbardziej i dobrze zarabiałam. Wszystkie długi udało mi się zwrócić dość szybko. Trzy plenery zdjęciowe były dość szybkim zastrzykiem gotówki. Oprócz tego wszystkiego robiłam mnóstwo zakupów. Kuzynki mieszkały w kamienicy w samym sercu miasta. Do dyspozycji dla siebie miałam jedno piętro z trzema miejscami do spania, aneksem kuchennym i małą łazienką.

*

Pewnego wieczoru siedziałam w kuchni z laptopem pijąc herbatę.  Przerabiałam zdjęcia, a przy okazji czekałam na Olę. Obiecała, że wejdzie na Skype i porozmawiamy. Umówiłyśmy się o 19, a o 21 ciągle jej nie było. Moje oczekiwania przerwało ciche, niepewne pukanie. Zerwałam się i nie patrząc w wizjer otworzyłam drzwi.

- Dobrze trafiłam?
- Olka?! Słońce, co Ty tu robisz?
- Zamiast pytać, lepiej mnie wpuść. Zmarzłam.
- Jasne! Wchodź, ale ...
- Nie ma żadnego "ale". To niespodzianka. Stęskniłam się
. - odpowiedziała z uśmiechem.

To co się wydarzyło nie było normalne. Olka przez kilka dni nie odbierała telefonów i nie odpisywała na wiadomości, po czym zjawiła się w Londynie. Weszła do kuchni i jak gdyby nigdy nic zrobiła sobie herbatę.
Przysiadła się do mnie i zaczęła opowiadać o ostatnim plenerze zdjęciowym i o tym, jak bardzo chciałaby sfotografować Londyńskie ulice.

-  Na ile przyjechałaś?
- Na dwa tygodnie. Mam urlop.
- wtrąciła i kontynuowała swoją opowieść.

Rozmowa o rzeczach mniej ważnych dotyczących życia w Bełchatowie trwała co najmniej dwie godziny, po których Ola poszła wziąć kąpiel.   Po kilkunastu minutach skorzystałam z wolnej już łazienki i biorąc prysznic myślałam nad ewentualnym pytaniem, jakie mogłabym zadać Oli, aby się wygadała. Doszłam jednak do wniosku, że jeżeli będzie chciała porozmawiać, na pewno mi o tym powie.

Wyszłam z łazienki i rozczesując swoje długie włosy milczałam.

- Michalina, bo ...
- Bo co?
- na jej słowa wyprostowałam się.
- Właściwie to nie wiem od czego zacząć.
- Najlepiej od początku.
- Tak naprawdę to nie wiem do kiedy tutaj jestem.
- Jak to nie wiesz? A co z pracą? Przecież musisz w niej być codziennie.
- Zwolniłam się.

- Mam zadzwonić do Franka i go porządnie objechać, że nie zareagował na powody przez które odeszłaś z pracy?
- Musieliby zwolnić Karola.
- Nie bardzo rozumiem.
- uniosłam do góry jedną brew i przekrzywiłam głowę.
- Karol mnie rzucił.
- Co?!
- To. 


Po tych słowach Ola rozpłakała się zmuszając mnie do tego, abym usiadła obok niej. Kładąc głowę na moje uda położyła się na kanapie.

- Nie pytaj dlaczego. Nie wiem. Powiedział, że chce być sam i poprosił, abym wyszła z jego domu. Mogę się u ciebie zatrzymać?
- Jasne. Dziewczyny szukały jeszcze jednej osoby, z którą mogłabym wynajmować to piętro z ich kamienicy. Ale jak to? Zostawiłaś wszystko i przyleciałaś tutaj? 

- I mówi to osoba, która zapoczątkowała ucieczki.
- Kiedy to się stało?
- W poniedziałek.
- I ja dowiaduje się o tym dopiero dzisiaj?
- Michalina, przepraszam. Przepraszam, że nie dawałam znaku życia.
- W sumie to rozumiem, ale nie wiem co mam powiedzieć. Naprawdę. Może wydać się to płytkie, ale doskonale cię rozumiem.
- Wiem. Dlatego tutaj jestem.
- Jeżeli jesteśmy już tutaj we dwie, musimy sobie dawać wspólnie radę. Nie ma wyjścia. Co na to rodzice?
- Powiedzieli, że jestem dorosła i we wszystkim co zrobię wspomogą mnie. Musze znaleźć pracę. Pomożesz mi?

- Chciałabym, żebyś pracowała ze mną, ale niewiele mogę zdziałać. Co prawda szef przymierza się do tego, że nawet jeżeli Kornelia wróci po macierzyńskim zostawi mnie w pracy, ale nie chcę robić teraz zamieszania. Chociaż coś na pewno wykombinuję. Zakład dobrze prosperuje, może akurat przydałby się jeszcze jeden fotograf. Bądźmy dobrej myśli.

Na moje słowa Ola wyraźnie się uśmiechnęła i przytuliła mnie. Obiecała mi, że rano zejdziemy do kuzynek, porozmawiamy o sprawach dotyczących jej mieszkania tutaj i wyjdziemy na zakupy.

*


Minął tydzień od niespodziewanego przyjazdu Oli. Po wszystkich załatwionych formalnościach Kornelia,  mając dobre kontakty z szefem, który jak się okazało jest ojcem jej dziecka, zaproponowała Oli pracę ze mną w duecie. Wszystko potoczyło się tak szybko, że ona sama nie mogła w to uwierzyć. Kornelia sprowadziła ją jednak na ziemie mówiąc, że tak właśnie wygląda londyńskie życie. Nigdy nie wiadomo, co stanie się jutro. Ja zaś w stu procentach popierałam moją kuzynkę. Przez rok czasu dokładnie tak samo postrzegałam Londyn.

Postanowiłyśmy uczcić nasze sukcesy i siadając przy moim ulubionym winie i pizzy, które nie były dość dobrym połączeniem zaczęłyśmy rozmawiać.
- Wiesz co Michaśka? Gdyby tam było wszystko tak proste jak tutaj, byłoby za pięknie. Za to, że jesteśmy tak daleko od domów, bliskich i kraju, mamy fajniejszą pracę, mieszkanie, zakupy za lepsza cenę, łatwość zapominania o przeszłości i wolne wieczory.
- Coś za coś, moja droga. Wiesz, jestem zła na Karola. Cholernie zła.
- Mam do ciebie prośbę. Jeżeli będziecie rozmawiać, nie mów, że tu jestem.
- Ale jak to mam nie mówić? Nie chcesz, żeby dowiedział się, co zrobił? Nie chcesz, żeby miał wyrzuty sumienia?
- Chce zapomnieć. Chce przestać myśleć o tym, co się wydarzyło. Kiedyś się dowie, że tu jestem.Jak na razie, sama muszę wszystko ogarnąć, bo jak do tej pory nic w moim życiu nie działo się tak szybko jak ten wyjazd i ułożenie wszystkiego.
- Dobrze, skoro tak będzie dla ciebie lepiej, nie pozostaje mi nic innego jak uszanować twoją decyzję.
- A ty, rozmawiałaś z Andrzejem?
- Nie
. - odpowiedziałam chłodno.
- Jak to nie?
- Nie widzę potrzeby rozmawiania.
- Czyli Andrzej nic do ciebie nie pisze ani nie dzwoni, tak?
- Dokładnie tak.


Udawałam obojętną, chociaż tak naprawdę chciałam, żeby dzwonił. Byłam ciekawa co u niego, ale równocześnie odczuwałam coś w rodzaju strachu przed bardzo prawdopodobnym nawiązaniem do krótkiego listu, który zostawiłam w drzwiach w noc przed wyjazdem.

- Lecę spać. Długi dzień, muszę ochłonąć. Jutro zaczynam.
- No leć Słońce. Dobranoc.


Cmoknęłam w stronę mojej współlokatorki i zamknęłam się z laptopem w kuchni. Włączyłam Skype, oznaczyłam się jako ''dostępna'' i wybrałam z listy osobę, którą był Andrzej. Nie wiem co mną kierowało, ale nie zważając na jego status, który wskazywał  nieobecność i swoje obawy wykonałam połączenie. Po kilku sekundach ujrzałam obraz buforowania kamery. Moim oczom ukazał się on. Dość zdziwiony, ale uśmiechnięty.
- Michalina, cześć.
- Cześć Andrzej, cześć. 

- Fajnie, że zadzwoniłaś. Akurat 5 minut temu pojawiłem się na komputerze.
- O widzisz. 

Nasza rozmowa trwała dość długo, bo kiedy poczułam zmęczenie, była już dwunasta. Wrona opowiadał mi o meczach, treningach, Karolu, który od jakiś dwóch tygodni dziwnie się zachowuje i matce, która była kilka dni temu zapytać o mnie. Nim się spostrzegłam, była północ. Pracę zaczynałam o 13. Miałam do zrealizowania dwie sesje zdjęciowe w parku.

- Widzę, że jesteś zmęczona.
- Właściwie to masz rację, chyba będę się żegnać. 

- Nie będę cię zatrzymywał. - wyraźnie posmutniał. - Zobaczymy się jeszcze? Za niedługo?
- Nie wiem, Andrzej.
- Obiecaj mi, że tak.
- Nie chcę nic obiecywać, bo szykują mi się dość ciężkie dni w pracy, będę wracać do domu padnięta i pewnie ciężko będzie mnie złapać. Ciebie z resztą też. Masz mecze.
- Obiecaj.
- Nie mogę. -
kończyłam ostatniego już dzisiaj papierosa.
- Michalina.
- Tak?
- Przecież mnie kochasz. - popatrzył w kamerkę, a ja poczułam się tak, jakby stał obok i patrzył w moje oczy.
- Dobranoc.

Rozłączyłam się, wyłączyłam laptopa i udałam się w stronę łóżka.

piątek, 13 grudnia 2013

#8


Teraz jedno co się liczy, to żyć z samym sobą w zgodzie i by nasze życiorysy już pisały się spokojnie. Rodziny nie wybierasz i nie jeden pewnie by chciał urodzić się jeszcze raz. Zawsze może być gorzej, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.





Nadszedł czas rozprawy. Gdyby nie pieniądze Karola zapewne długo czekalibyśmy na ten dzień. Wszystko udało się załatwić w przeciągu dwóch tygodni, które były dla mnie koszmarem. Byłam pod ciągłą eskortą Karola, Oli i Andrzeja oraz ofiarą częstych telefonów Anity z prośbą o wycofanie oskarżenia dotyczącego ojca. Nawet spotkałyśmy się raz. Przepraszała za swoje zachowanie i ze łzami w oczach namawiała mnie do wybaczenia mu. Byłam nieugięta, a kiedy patrzyłam w lustrze na swoją siną twarz, a przed oczami miałam różne sceny z całego życia, moja zawziętość rosła. Byłam przecież dorosła. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś mną pomiatał. Nie zasłużyłam na to. Chciałam być szczęśliwa tak samo jak inni.



Siedzieliśmy w czwórkę pod salą rozpraw. Za kilka minut przyszedł do nas mój prawnik z całą dokumentacją. Wstydziłam się tego, że ktoś więcej niż ja dowie się o mojej przeszłości w domu. O naszej przeszłości, bo dotyczy to też Karola, chociaż w mniejszym stopniu.
Wszyscy weszliśmy do środka. Niepewnie usiadłam obok adwokata. Wprowadzono mojego ojca, który zajął miejsce na przeciwko mnie. Po chwili na sali pojawiła się matka. Miałam nadzieję, że chociaż raz będzie po mojej stronie i powie przed sądem całą prawdę.
Rozpoczął się proces. Byłam pierwszą przesłuchiwaną osobą. Nie potrafiłam nie płakać. O wszystkim o czym mówiłam wiedział tylko i wyłącznie Andrzej, bo nawet przed własnym bratem ukrywałam wiele rzeczy.
- A dlaczego nie zgłosiła pani tego wcześniej?
- Ponieważ matka mówiła mi, że ojciec taki już jest, i że jeżeli chce się kształcić i mieć pieniądze to muszę siedzieć cicho, a jeżeli powiem o czymkolwiek głośno, nasza rodzina straci na renomie z tak dobrej, bogatej i kochającej się wzajemnie na patologiczną. 

Roztrzęsiona usiadłam na miejsce.
Nadeszła kolej ojca. Odmówił jednak składania zeznań twierdząc, że do niczego się nie przyznaje, a ja wszystko sobie wymyśliłam, bo potrzebuję pieniędzy. Oczywiście mój prawnik zdementował to wykazując przed sądem dokumenty dotyczące pieniężnego stypendium jakie dostawałam nie mieszkając już w domu, pracę i pomoc brata.
Kolejno zeznawali Karol, Ola i Andrzej. Ten ostatni miał do powiedzenia najwięcej. Dokładnie opisał dwie niedawne sytuacje, w których ojciec mnie pobił. Kiedy skończył, sąd wezwał matkę.
- Oczywiście może pani odmówić składania zeznać.
- Odmawiam proszę Wysokiego Sądu.
- Dziękuję, proszę usiąść.
- Ile ci zapłacił?! 
Karol nie wytrzymał. Wstał i krzyknął. Matka nie odezwała się słowem. Odchodząc od barierki błądziła wzrokiem po podłodze.
- Jak mogłaś? - krzyknęłam.
- Pani Michalino i panie Karolu! Takie zachowania są w sądzie niedopuszczalne.

Kolejnym świadkiem był Franek oraz dwie sąsiadki z ulicy. Dziwiło mnie, że są po mojej stronie. Pamiętam sytuację, kiedy ojciec po każdej głośnej awanturze przekupywał je przetworami zrobionymi przez mamę, podwiezieniem do miasta, zaproszeniem na święta bądź sylwestra. Byłam im wdzięczna, że nie bały się powiedzieć prawdy.

W obliczu wszystkich oskarżeń w stronę ojca, nawet jego obrońca był bezradny.
- Przepraszam, czy mogę?
- Pani Kłos, a o co chodzi?
- Wysoki Sądzie, chciałabym zeznawać. 


Byłam zszokowana. Popatrzyłam na Karola, który miał zapewne taką samą minę jak ja

- Bił, kopał, poniżał... Kiedy sprzeciwiałam mu się i zakazywałam dotykania Michaliny i Karola, sama dostawałam. Bił tak, żeby nikt nie widział. Plecy, uda... 

Tak zaczęły się zeznania mamy. Długie. Mówiła 30 minut.

- Czy to wszystko? Chciałaby jeszcze pani coś dodać.
- Nie proszę Wysokiego Sądu. Powiedziałam już  chyba wszystko.
- Ty suko! Miałaś wszystko! -
ojciec rzucił wyzwiskiem w stronę matki.
- Panie Kłos!

Po naradzie ogłoszenie wyroku było tylko formalnością. Czekałam, aż usłyszę, ile lat dostanie nasz oprawca.
Po chwili w mojej głowie, zabrzmiała liczba 10. Karol  mówił, że za mało, a ja poczułam ulgę. Ojca wyprowadzono do aresztu, a ja wyszłam z budynku i opierając się o mur paliłam papierosa.
- Znowu palisz to świństwo.
- Chcę mi się palić, to palę
- Może chociaż trochę odkupiłam swoje winy
. Chociaż na chwilę byłam waszą mamą.
- Trochę tak i chociaż na chwilę. - odpowiedziałam chłodno.
- To...
- To narazie. 


Zostawiając zdezorientowaną matkę podeszłam do adwokata dziękując mu za wsparcie i pomoc w procesie. Po chwili wszyscy wróciliśmy do swoich obowiązków.

*

Siedziałam na kanapie i wkładałam ciuchy do dwóch walizek. Przede mną kolejna przeprowadzka. Chciałam wszystko zostawić i rozpocząć od początku. Przyjazd do Polski ze stażu w Londynie tylko spotęgował tęsknotę za Andrzejem. Trzymałam w ręce nasze zdjęcie, robione na wakacjach w Dubrowniku. Opaleni, uśmiechnięci, zakochani.  Wsadziłam je miedzy spakowane już rzeczy.
- Wejdź Olka! - krzyknęłam, kiedy usłyszałam donośne pukanie.
- To ja.
- O, cześć Andrzej.
- Przyniosłem ci pieniądze, o które mnie niedawno prosiłaś. Jeżeli będziesz potrzebować więcej to wal śmiało. Mam jeszcze coś, służę pomocą.
- Dziękuję, kiedy dostanę zaległą wypłatę i zarobię coś w Londynie, prześlę na konto.
- Nie śpiesz się.
- W porządku. Napijesz się czegoś?
- Nie, właściwie to wpadłem tylko podrzucić ci pieniądze. Jestem umówiony z koleżanką.
- Aha. - jego wypowiedź skwitowałam tylko jednym słowem.
- To do zobaczenia jutro na lotnisku.
- Dobranoc, Michalina. I byłbym zapomniał. Gratuluję wygranej.


I wyszedł. Ponownie usiadłam, a z moich oczu popłynęły łzy.  Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że wyjazd będzie najlepszym rozwiązaniem.  Rozległo się ponowne pukanie.
- Czego dusza pragnie?
- To ja!
- Masz jakieś wino? Cokolwiek?
- Coś mam, ale najpierw zapisz mi swój dokładny adres, telefony, mejle, skype i wszystko co może pomóc w kontaktowaniu się z tobą.
- Nawet tam nie dasz mi spokoju?
- Michalina!
- Żartuję. Już piszę.

Napisałam Oli wszystko o co prosiła. Przyniosłam z kuchni kieliszki i otworzyłam przyniesione przez nią wino.
- To taki pożegnalny babski wieczór mam rozumieć?
- Karol siedzi w domu i do nikogo się nie oddzywa. Mówi, że szanuje twoją decyzje, ale chyba ciężko mu do niej przywyknąć. Z rodziny ma tylko ciebie.
- Przyjadę w dniu,  w którym ty będziesz stawać się jego rodziną, a tym samym moją.
- Do tego jeszcze zapewne daleko. Nie śpieszy nam się.
- Prawidłowo.
- Andrzej pożyczył ci pieniądze?
- Pożyczył, pogratulował wygranej i wyszedł.
- A to skurwiel. Widziałam go w samochodzie pod restauracją. Zgadnij z kim był.
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Z Anitką!
- Z tą suką?!  A mnie mówił, że z koleżanką.-
nie dowierzając pokazałam palcami przysłowiowy cudzysłów.
- No, jak mówię, że z Anitą, to chyba proste, że nie z inną suką.
- Dobrze, że jadę. Bardzo.
- Jesteś pewna tego co robisz?
- Szczerze? Nie.
- To dlaczego to robisz?
- Bo ja muszę to zrobić.
- Nic nie musisz.
- Ola!
- Dobra! Zrobisz jak zechcesz. Ale nie pomogę ci się pakować. Niech to będzie oznaką mojego sprzeciwu, buntu i nie wiadomo czego jeszcze.


Ola zostawiła mnie gdzieś mniej więcej po północy. Przyjechał po nią Karol i zabrał do siebie. Ja zaś dopinałam ostatnie zamki w walizkach.
- Kurcze! 

Oczywiście nie spakowałam jeszcze kilku rzeczy. Drobiazgów. Długopisów, obrazków, kartek i zeszytów. Naszła mnie jednak myśl. Usiadłam przy kuchennym blacie i biorąc do ręki długopis bez większego namysłu, w dźwiękach jednej z moich ulubionych piosenek zaczęłam pisać. Przy okazji znowu zaczęłam płakać i dziwiłam się, że jeszcze mogę. Za mną w końcu dzień należący do tych bardziej płaczliwych. Złożyłam zapisany kawałek papieru i nie zważając na porę pobiegłam do mieszkania Karola i Andrzeja. Zatrzymałam się przed drzwiami i podpisując na kopercie swoje słowa skierowane do Wrony włożyłam ją między drzwi.

Nazajutrz o godzinie 10 miałam lot. Na lotnisku w Łodzi żegnał mnie tylko Karol z Olą, która płakała jakbym co najmniej umierała.
- Daj znać jak wylądujesz. Koniecznie!

Przytuliłam ich i skierowałam się w stronę samolotu. Zajęłam miejsce na pokładzie i w momencie startowania włożyłam do uszu słuchawki. Na odtwarzaczu zatrzymana była piosenka, której słuchałam w momencie pisania liściku do Andrzeja. Znałam każde z jego słów na pamięć i zaglądając przez samolotowe okno cały czas wypowiadałam je w myślach:


Pamiętaj, kto był obok a tak bardzo chciał być na pierwszym miejscu. Pamiętaj, kto patrzył na Ciebie z nadzieją na wspólne życie, nawet jeżeli nie było na to szansy.  Pamiętaj kto kocha cie najbardziej na świecie. Pamiętaj, kto zawsze już będzie Cię kochać. Pamiętaj, kogo przerosło życie w tym miejscu. Pamiętaj o mnie.

Niepostrzeżenie zasnęłam.