To nie jest normalne, dostaję szału i mam tą fobię
Magnes zbliża mnie do ciebie, magnes ciągnie ciebie do mnie.
Magnes zbliża mnie do ciebie, magnes ciągnie ciebie do mnie.
Boże Narodzenie w Londynie wyglądało zupełnie inaczej niż w Polsce. A przynajmniej tak właśnie je odczuwałam. Pomimo tysiąca ozdóbek, choinek udekorowanych w różnego rodzaju światełka, czegoś brakowało. Mianowicie polskości. Po prostu. Ciężko było ją zdefiniować. To po prostu się czuło. Na swój sposób.
Po pracy wybrałam się do jednego ze sklepików w tej bardziej polskiej dzielnicy.
- Dla Karola, dla Andrzeja, dla mamy, dla Franka, dla Wlazłych...
Trzymałam w rękach multum różnych kartek świątecznych i nawet przy tak banalnych wyborach odezwała się moja stu procentowa, kobieca natura. Stałam obok nich jakieś 15 minut po czym obkupiona nie tylko kartkami opuściłam sklep.
- No. Wreszcie. Byłam dziś po pracy w plenerze. Te czerwone autobusy całkiem fajnie komponują się w szarości nieba i tych wszystkich ulic. Ojej.
Moja współlokatorka ciągle odkrywała Londyn. Codziennie przychodziła do domu z innymi, mniej lub bardziej osobistymi doświadczeniami. Dziś jednak moją uwagę zwróciły jej spakowane walizki. Miałam zapytać o co chodzi, ale wyprzedziła mnie.
- Myślisz, że powinnam zadzwonić do Karola? No wiesz, z życzeniami?
- W sumie to nie głupi pomysł, pomimo, że to facet pierwszy ma odezwać się do kobiety. Na święta możesz zrobić wyjątek.
- Ciekawe czy mają wolne, ciekawe co robi.
- Ola, błagam cię. Zajmij się czymś, co pomoże ci o tym nie myśleć.
- Michalina! Ty myślisz, że tak łatwo zapomnieć o kimś, kogo ciągle się kocha? Może nawet jeszcze bardziej niż przed rozstaniem?
- No co ty nie powiesz?!
- To może chociaż przestań udawać, że nie rusza cię to, co zostawiłaś w Polsce. Wolałaś uciec.
- Przepraszam bardzo! Odezwała się ta, która zrobiła dokładnie to samo!
- Ale nie ta, która miała szanse wszystko zmienić!
- Co zmienić?! Dopiero tutaj mogę wszystko naprawić. Wszystko, czyli swoje życie. I przestań mi już truć o Andrzeju, bo przez ostatnie dwa tygodnie codziennie poruszasz ten temat.
- Aha, będziesz układać wszystko sama?
- A mam inne wyjście?
- Tak kretynko! On na ciebie czeka! Tylko musisz przyjechać. Szuka pocieszenia u Anity, bo brakuje mu ciebie.
- A powiedział ci to?
- No... Nie. Nie powiedział.
Nagle zrozumiałam, że walizki Oli symbolizują nic innego jak koniec urlopu, a uśmiechy szefa na temat dalszego pobytu Oli w pracy dotyczą tego, że śmieszy go moja niewiedza o całym zajściu. Zrozumiałam też, że wszystko co mówiła to tylko dobra gra aktorska, która miała zmusić mnie do przyjazdu do Polski. Wszystko wymyśliła razem z Karolem.
- Już teraz rozumiesz po co tu przyjechałam? Miałam sprawić, że wrócisz ze mną dziś do kraju, ale jesteś tak twarda i zawzięta, że mi chyba nie wyszło.
- Masz racje. Nie wyszło.
- Michalina. Powiedz coś więcej, proszę.
- Od kiedy pamiętam ktoś próbuje zmieniać moje życie i utrudnia mi to, żebym zrobiła z nim co chce i przeżyła je na swój sposób. Najpierw ojciec, matka, Anita, Andrzej, a teraz wy.
- Chcieliśmy,żebyś znowu była szczęśliwa. Tyle przeszłaś... Chcieliśmy ci pomóc. Karol mówił, że kiedy miałaś faceta byłaś taka radosna i żałuje, że już wtedy go nie poznał. To szansa dla was.
- A pomyśleliście, że związek tworzą dwie osoby a nie cztery? Że jeżeli planujecie coś za naszymi plecami, powinniście znać zdanie nie tylko moje, ale i Andrzeja? Może właśnie zniszczylibyście to, co łączy go z Anitą, a ja znowu wyszłabym na jakąś szmatę, która pojawia się tam, gdzie jej nie trzeba.
- Michalina, przesadzasz.
- Nie przesadzam. Stwierdzam tylko, jak bardzo nieprzemyślane potrafią być działania ludzkie, te tak zwane ' w dobrej wierze'.
- Wrócisz ze mną, czy mam lecieć sama?
- Odwiozę cię na lotnisko, ale zostaję w Londynie. Intencje może były dobre, ale udział osób trzecich nic tutaj nie zdziała. To jest sprawa moja i Andrzeja.
- Ale on cie kocha.
- I spotyka się z Anitą. Brawo. Gratuluję mu dojrzałości. I nie broń go, Olka, bo nic tym nie wskórasz.
Przez chwilę wydawało mi się, że miała rację. Zapaliłam papierosa i szybko odegnałam od siebie te myśli. Z całej tej akcji nic dobrego by nie wyszło, a ja znowu zostałabym na lodzie.
*
Do wigilii pozostał jeden dzień. Od dziś miałam wolne i sporo czasu, aby przygotować coś na choć trochę polską kolację. Kuzynki porozjeżdżały się do rodzin swoich mężów i cała kamienica była do mojej dyspozycji. Krzątałam się po pokoju z odkurzaczem i szmatką do ścierania kurzu. Moje przedświąteczne porządki zwieńczyłam oczywiście wyjściem do sklepu na zakupy. Oczywiście nie tylko spożywcze. Dzień zleciał mi dość szybko. Wracając do kamienicy moje ręce obarczone były co najmniej pięcioma reklamówkami plus torebką. Na domiar złego jedna z nich wyślizgnęła się i usłyszałam tylko tłukące się jajka.
- Fuck. - powiedziałam przez zęby i odkładając resztę zakupów na bok zaczęłam zbierać z chodnika popękane skorupki.
- Let me help you! - ktoś schylił się po moje bagaże.
- That would be great. I live on the first floor.
Akcent mojego pomocnika był jednak zbyt... Polski. Wstałam i przestając zajmować się reklamówkami, zwróciłam uwagę na stojącego obok mnie dość postawnego i wysokiego mężczyznę.
- Andrzej? Co Ty tu robisz?
- Przyjechałem cię odwiedzić.
- Sam?
- No nie do końca. Zabrałem się z Anitą i jej rodziną. W tym roku spędzają święta w Londynie.
- Cóż za wspaniały zbieg okoliczności. Niebywałe.
Przewróciłam teatralnie oczami wywołując uśmiech na twarzy Andrzeja.
- Z czego się śmiejesz wielkoludzie?
- Z ciebie.
- Uważaj, żebym się z ciebie za chwile nie pośmiała.
- Śmiej. A wracając do tematu. Powiedziałem jej, że jedną noc spędzę u kumpla, z którym nie widziałem się sto lat.
- Przecież Marcin nie mieszka w Londynie od kilku miesięcy.
- To jest bardzo nieistotny szczegół w tej sytuacji. Przynajmniej pozwoli nam spokojnie porozmawiać i nie będzie nas napastować telefonami.
Świat jest za mały. Zdecydowanie.
- Wejdźmy na górę. Zaparzę ci herbaty.
- Fuck. - powiedziałam przez zęby i odkładając resztę zakupów na bok zaczęłam zbierać z chodnika popękane skorupki.
- Let me help you! - ktoś schylił się po moje bagaże.
- That would be great. I live on the first floor.
Akcent mojego pomocnika był jednak zbyt... Polski. Wstałam i przestając zajmować się reklamówkami, zwróciłam uwagę na stojącego obok mnie dość postawnego i wysokiego mężczyznę.
- Andrzej? Co Ty tu robisz?
- Przyjechałem cię odwiedzić.
- Sam?
- No nie do końca. Zabrałem się z Anitą i jej rodziną. W tym roku spędzają święta w Londynie.
- Cóż za wspaniały zbieg okoliczności. Niebywałe.
Przewróciłam teatralnie oczami wywołując uśmiech na twarzy Andrzeja.
- Z czego się śmiejesz wielkoludzie?
- Z ciebie.
- Uważaj, żebym się z ciebie za chwile nie pośmiała.
- Śmiej. A wracając do tematu. Powiedziałem jej, że jedną noc spędzę u kumpla, z którym nie widziałem się sto lat.
- Przecież Marcin nie mieszka w Londynie od kilku miesięcy.
- To jest bardzo nieistotny szczegół w tej sytuacji. Przynajmniej pozwoli nam spokojnie porozmawiać i nie będzie nas napastować telefonami.
Świat jest za mały. Zdecydowanie.
- Wejdźmy na górę. Zaparzę ci herbaty.
*
-A więc tak mieszkasz. Jest okej.
- No jakoś sobie radzę.
- Zawsze sobie radziłaś. Poczekaj moment.
Andrzej wstał i wyciągnął z kieszeni pendrive'a.
- O kurczę. Nareszcie odzyskałam moje zdjęcia.
- Jesteś wredna. Mogłaś mi chociaż podziękować.
- I za to mnie właśnie wszyscy ...
- Co?
- A nic. Pójdę po ciastko.
Zostawiłam mojego towarzysza samego.
- Olka, co on tutaj robi?
- Ale kto?
- No Andrzej!
- Andrzej?! Nie mów, że jest u Ciebie?!
- Jest. Z resztą opowiem ci wszystko, ale później.
Mój krótki telefon do Oli spowodował, że wyszłam z pomieszczenia bez ciasta.
- Wiesz Michaśka, zastanawiam się po co ty poszłaś do tej kuchni, skoro ciasto stoi na stole.
- O! Faktycznie.
Popołudnie i wieczór zleciały nam na długich rozmowach o niczym. Oglądaliśmy zdjęcia pijanych kolegów z poszczególnych imprez i spotkań. Uśmiałam się do łez. Andrzej z resztą też.
- Tak się uśmiałam, że ...
- Spociłaś się jak pedofil w Disneylandzie. Idź się już wykąpać, bo czuć.
- Nienawidzę cie. Po pierwsze bardzo ładnie pachnę, a po drugie to mój dom i mogę sobie śmierdzieć ile mi się podoba.
Dawno nie miałam tak wesołego wieczoru. Przez chwilę poczułam się tak, jak dawniej. Zniknęłam w łazience na jakieś 20 minut, a gościowi nakazałam poczuć się jak u siebie i zrobić dobrą kolację. Pewna, że Andrzej siedzi w kuchni i przyrządza posiłek, wyszłam z łazienki w ręczniku. Mokre włosy przysłaniały mi całą twarz, a spaghetti zrobione przez Andrzeja wylądowało centralnie na moim jedynym w tym momencie okryciu.
- No ładnie, Wrona. Wychodzisz z kuchni, zderzasz się ze mną a na domiar złego brudzisz moje ręczniki.
- Będzie go trzeba wymienić. Najlepiej jak najszybciej, bo plama z sosu najlepiej wypierze się, kiedy nie będzie zaschnięta.
- Znawca się znalazł.
- Mogę nawet wyprać ten ręcznik jeśli chcesz.
Nie zważając na to, że pod ręcznikiem miałam stanik i dosyć wycięte figi rzuciłam ręcznik w stronę wanny.
- No co się tak gapisz? Baby w staniku nie widziałeś?
- To idę prać.
Rozkojarzony Andrzej ochoczo prał ręcznik w wannie, wypinając przy tym swoje szanowne cztery litery.
- A masz!
Kopnęłam go w tyłek i widząc jego udawaną złość uciekłam do sypialni przytrzymując plecami drzwi.
- Teraz nadszedł twój koniec. Zniszczę cię, Kłosowa.
- Nie, proszę, tylko nie łaskocz! Andrzej!
Moje słowa na nic się nie zdały po to ogromne cielsko ważące jakieś dwie tony przygniotło mnie do materaca i perfidnie łaskotało wbijając palce w żebra.
- Nienawidzę cię Wrona! Przestań, bo zaraz cie ugryzę.
- Ucisz się!
- Bo co?!
Dwutonowe cielsko przestało zajmować się moimi żebrami tylko językiem. Nie miałam nic przeciwko. Oplotłam ręce wokół szyi Andrzeja i oddawałam pocałunki. Nagle oderwał się ode mnie i powiedział.
- Chcę tego.
Po tych słowach zdjął ze mnie pozostałe części garderoby i nie napotykając na żadne przeszkody zrobił to, co do niego należało.
- No jakoś sobie radzę.
- Zawsze sobie radziłaś. Poczekaj moment.
Andrzej wstał i wyciągnął z kieszeni pendrive'a.
- O kurczę. Nareszcie odzyskałam moje zdjęcia.
- Jesteś wredna. Mogłaś mi chociaż podziękować.
- I za to mnie właśnie wszyscy ...
- Co?
- A nic. Pójdę po ciastko.
Zostawiłam mojego towarzysza samego.
- Olka, co on tutaj robi?
- Ale kto?
- No Andrzej!
- Andrzej?! Nie mów, że jest u Ciebie?!
- Jest. Z resztą opowiem ci wszystko, ale później.
Mój krótki telefon do Oli spowodował, że wyszłam z pomieszczenia bez ciasta.
- Wiesz Michaśka, zastanawiam się po co ty poszłaś do tej kuchni, skoro ciasto stoi na stole.
- O! Faktycznie.
Popołudnie i wieczór zleciały nam na długich rozmowach o niczym. Oglądaliśmy zdjęcia pijanych kolegów z poszczególnych imprez i spotkań. Uśmiałam się do łez. Andrzej z resztą też.
- Tak się uśmiałam, że ...
- Spociłaś się jak pedofil w Disneylandzie. Idź się już wykąpać, bo czuć.
- Nienawidzę cie. Po pierwsze bardzo ładnie pachnę, a po drugie to mój dom i mogę sobie śmierdzieć ile mi się podoba.
Dawno nie miałam tak wesołego wieczoru. Przez chwilę poczułam się tak, jak dawniej. Zniknęłam w łazience na jakieś 20 minut, a gościowi nakazałam poczuć się jak u siebie i zrobić dobrą kolację. Pewna, że Andrzej siedzi w kuchni i przyrządza posiłek, wyszłam z łazienki w ręczniku. Mokre włosy przysłaniały mi całą twarz, a spaghetti zrobione przez Andrzeja wylądowało centralnie na moim jedynym w tym momencie okryciu.
- No ładnie, Wrona. Wychodzisz z kuchni, zderzasz się ze mną a na domiar złego brudzisz moje ręczniki.
- Będzie go trzeba wymienić. Najlepiej jak najszybciej, bo plama z sosu najlepiej wypierze się, kiedy nie będzie zaschnięta.
- Znawca się znalazł.
- Mogę nawet wyprać ten ręcznik jeśli chcesz.
Nie zważając na to, że pod ręcznikiem miałam stanik i dosyć wycięte figi rzuciłam ręcznik w stronę wanny.
- No co się tak gapisz? Baby w staniku nie widziałeś?
- To idę prać.
Rozkojarzony Andrzej ochoczo prał ręcznik w wannie, wypinając przy tym swoje szanowne cztery litery.
- A masz!
Kopnęłam go w tyłek i widząc jego udawaną złość uciekłam do sypialni przytrzymując plecami drzwi.
- Teraz nadszedł twój koniec. Zniszczę cię, Kłosowa.
- Nie, proszę, tylko nie łaskocz! Andrzej!
Moje słowa na nic się nie zdały po to ogromne cielsko ważące jakieś dwie tony przygniotło mnie do materaca i perfidnie łaskotało wbijając palce w żebra.
- Nienawidzę cię Wrona! Przestań, bo zaraz cie ugryzę.
- Ucisz się!
- Bo co?!
Dwutonowe cielsko przestało zajmować się moimi żebrami tylko językiem. Nie miałam nic przeciwko. Oplotłam ręce wokół szyi Andrzeja i oddawałam pocałunki. Nagle oderwał się ode mnie i powiedział.
- Chcę tego.
Po tych słowach zdjął ze mnie pozostałe części garderoby i nie napotykając na żadne przeszkody zrobił to, co do niego należało.
Tak, tak! Jeśli Michaśka nie dogada się teraz z Andrzejem, to ja już nie wiem..A Anitka doprowadza mnie do szału nawet jak jej nie ma xD
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Liv :*
O jak słodko, milutko i przyjemnie. Swoją drogą to w życiu bym nie ogarnęła tej intrygi Olki i Karola. W życiu, taka jestem błyskotliwa, że o matko. Dobra, niech ten Wrona nie wydziwia, że przyjechał z tą Anitą, bo kitka mnie doprowadza do szewskiej pasji i wcale bym się nie obraziła jakby 'wymienił' ją na Michaśkę. Ta przynajmniej i prawdopodobnie ma w stosunku do niego inne intencje i tego się trzymajmy. Uroczy są. Tylko żeby ktoś jeszcze przemówił im do rozumu. buziaki :*
OdpowiedzUsuńHAHAHAHA, pośmieje się jeszcze z tego, że chciałaś to skończyć 91764 rozdziałów temu i wrócę.
OdpowiedzUsuńJeśli taki czy inny Andzrej pojawiłby się obok mnie i przedstawił takie wytłumaczenie to skończyło by się to ty, że dostałby w łeb i kazałabym mu wracać do ukochanej. Jego obecne zachowanie skreśla go na wieki wieków! Kłamca i zdrajca! Ot co! Nie lubię facetów, bo wszyscy są jednakowi!
OdpowiedzUsuńWiedziałam! ;O Pierwszy raz w życiu coś wiedziałam! ;O
OdpowiedzUsuńA ja tam lubię takiego Andrzejka, tylko żeby jeszcze Anitę zostawił. Rozczuliłaś mnie!