piątek, 13 grudnia 2013

#8


Teraz jedno co się liczy, to żyć z samym sobą w zgodzie i by nasze życiorysy już pisały się spokojnie. Rodziny nie wybierasz i nie jeden pewnie by chciał urodzić się jeszcze raz. Zawsze może być gorzej, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.





Nadszedł czas rozprawy. Gdyby nie pieniądze Karola zapewne długo czekalibyśmy na ten dzień. Wszystko udało się załatwić w przeciągu dwóch tygodni, które były dla mnie koszmarem. Byłam pod ciągłą eskortą Karola, Oli i Andrzeja oraz ofiarą częstych telefonów Anity z prośbą o wycofanie oskarżenia dotyczącego ojca. Nawet spotkałyśmy się raz. Przepraszała za swoje zachowanie i ze łzami w oczach namawiała mnie do wybaczenia mu. Byłam nieugięta, a kiedy patrzyłam w lustrze na swoją siną twarz, a przed oczami miałam różne sceny z całego życia, moja zawziętość rosła. Byłam przecież dorosła. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś mną pomiatał. Nie zasłużyłam na to. Chciałam być szczęśliwa tak samo jak inni.



Siedzieliśmy w czwórkę pod salą rozpraw. Za kilka minut przyszedł do nas mój prawnik z całą dokumentacją. Wstydziłam się tego, że ktoś więcej niż ja dowie się o mojej przeszłości w domu. O naszej przeszłości, bo dotyczy to też Karola, chociaż w mniejszym stopniu.
Wszyscy weszliśmy do środka. Niepewnie usiadłam obok adwokata. Wprowadzono mojego ojca, który zajął miejsce na przeciwko mnie. Po chwili na sali pojawiła się matka. Miałam nadzieję, że chociaż raz będzie po mojej stronie i powie przed sądem całą prawdę.
Rozpoczął się proces. Byłam pierwszą przesłuchiwaną osobą. Nie potrafiłam nie płakać. O wszystkim o czym mówiłam wiedział tylko i wyłącznie Andrzej, bo nawet przed własnym bratem ukrywałam wiele rzeczy.
- A dlaczego nie zgłosiła pani tego wcześniej?
- Ponieważ matka mówiła mi, że ojciec taki już jest, i że jeżeli chce się kształcić i mieć pieniądze to muszę siedzieć cicho, a jeżeli powiem o czymkolwiek głośno, nasza rodzina straci na renomie z tak dobrej, bogatej i kochającej się wzajemnie na patologiczną. 

Roztrzęsiona usiadłam na miejsce.
Nadeszła kolej ojca. Odmówił jednak składania zeznań twierdząc, że do niczego się nie przyznaje, a ja wszystko sobie wymyśliłam, bo potrzebuję pieniędzy. Oczywiście mój prawnik zdementował to wykazując przed sądem dokumenty dotyczące pieniężnego stypendium jakie dostawałam nie mieszkając już w domu, pracę i pomoc brata.
Kolejno zeznawali Karol, Ola i Andrzej. Ten ostatni miał do powiedzenia najwięcej. Dokładnie opisał dwie niedawne sytuacje, w których ojciec mnie pobił. Kiedy skończył, sąd wezwał matkę.
- Oczywiście może pani odmówić składania zeznać.
- Odmawiam proszę Wysokiego Sądu.
- Dziękuję, proszę usiąść.
- Ile ci zapłacił?! 
Karol nie wytrzymał. Wstał i krzyknął. Matka nie odezwała się słowem. Odchodząc od barierki błądziła wzrokiem po podłodze.
- Jak mogłaś? - krzyknęłam.
- Pani Michalino i panie Karolu! Takie zachowania są w sądzie niedopuszczalne.

Kolejnym świadkiem był Franek oraz dwie sąsiadki z ulicy. Dziwiło mnie, że są po mojej stronie. Pamiętam sytuację, kiedy ojciec po każdej głośnej awanturze przekupywał je przetworami zrobionymi przez mamę, podwiezieniem do miasta, zaproszeniem na święta bądź sylwestra. Byłam im wdzięczna, że nie bały się powiedzieć prawdy.

W obliczu wszystkich oskarżeń w stronę ojca, nawet jego obrońca był bezradny.
- Przepraszam, czy mogę?
- Pani Kłos, a o co chodzi?
- Wysoki Sądzie, chciałabym zeznawać. 


Byłam zszokowana. Popatrzyłam na Karola, który miał zapewne taką samą minę jak ja

- Bił, kopał, poniżał... Kiedy sprzeciwiałam mu się i zakazywałam dotykania Michaliny i Karola, sama dostawałam. Bił tak, żeby nikt nie widział. Plecy, uda... 

Tak zaczęły się zeznania mamy. Długie. Mówiła 30 minut.

- Czy to wszystko? Chciałaby jeszcze pani coś dodać.
- Nie proszę Wysokiego Sądu. Powiedziałam już  chyba wszystko.
- Ty suko! Miałaś wszystko! -
ojciec rzucił wyzwiskiem w stronę matki.
- Panie Kłos!

Po naradzie ogłoszenie wyroku było tylko formalnością. Czekałam, aż usłyszę, ile lat dostanie nasz oprawca.
Po chwili w mojej głowie, zabrzmiała liczba 10. Karol  mówił, że za mało, a ja poczułam ulgę. Ojca wyprowadzono do aresztu, a ja wyszłam z budynku i opierając się o mur paliłam papierosa.
- Znowu palisz to świństwo.
- Chcę mi się palić, to palę
- Może chociaż trochę odkupiłam swoje winy
. Chociaż na chwilę byłam waszą mamą.
- Trochę tak i chociaż na chwilę. - odpowiedziałam chłodno.
- To...
- To narazie. 


Zostawiając zdezorientowaną matkę podeszłam do adwokata dziękując mu za wsparcie i pomoc w procesie. Po chwili wszyscy wróciliśmy do swoich obowiązków.

*

Siedziałam na kanapie i wkładałam ciuchy do dwóch walizek. Przede mną kolejna przeprowadzka. Chciałam wszystko zostawić i rozpocząć od początku. Przyjazd do Polski ze stażu w Londynie tylko spotęgował tęsknotę za Andrzejem. Trzymałam w ręce nasze zdjęcie, robione na wakacjach w Dubrowniku. Opaleni, uśmiechnięci, zakochani.  Wsadziłam je miedzy spakowane już rzeczy.
- Wejdź Olka! - krzyknęłam, kiedy usłyszałam donośne pukanie.
- To ja.
- O, cześć Andrzej.
- Przyniosłem ci pieniądze, o które mnie niedawno prosiłaś. Jeżeli będziesz potrzebować więcej to wal śmiało. Mam jeszcze coś, służę pomocą.
- Dziękuję, kiedy dostanę zaległą wypłatę i zarobię coś w Londynie, prześlę na konto.
- Nie śpiesz się.
- W porządku. Napijesz się czegoś?
- Nie, właściwie to wpadłem tylko podrzucić ci pieniądze. Jestem umówiony z koleżanką.
- Aha. - jego wypowiedź skwitowałam tylko jednym słowem.
- To do zobaczenia jutro na lotnisku.
- Dobranoc, Michalina. I byłbym zapomniał. Gratuluję wygranej.


I wyszedł. Ponownie usiadłam, a z moich oczu popłynęły łzy.  Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że wyjazd będzie najlepszym rozwiązaniem.  Rozległo się ponowne pukanie.
- Czego dusza pragnie?
- To ja!
- Masz jakieś wino? Cokolwiek?
- Coś mam, ale najpierw zapisz mi swój dokładny adres, telefony, mejle, skype i wszystko co może pomóc w kontaktowaniu się z tobą.
- Nawet tam nie dasz mi spokoju?
- Michalina!
- Żartuję. Już piszę.

Napisałam Oli wszystko o co prosiła. Przyniosłam z kuchni kieliszki i otworzyłam przyniesione przez nią wino.
- To taki pożegnalny babski wieczór mam rozumieć?
- Karol siedzi w domu i do nikogo się nie oddzywa. Mówi, że szanuje twoją decyzje, ale chyba ciężko mu do niej przywyknąć. Z rodziny ma tylko ciebie.
- Przyjadę w dniu,  w którym ty będziesz stawać się jego rodziną, a tym samym moją.
- Do tego jeszcze zapewne daleko. Nie śpieszy nam się.
- Prawidłowo.
- Andrzej pożyczył ci pieniądze?
- Pożyczył, pogratulował wygranej i wyszedł.
- A to skurwiel. Widziałam go w samochodzie pod restauracją. Zgadnij z kim był.
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Z Anitką!
- Z tą suką?!  A mnie mówił, że z koleżanką.-
nie dowierzając pokazałam palcami przysłowiowy cudzysłów.
- No, jak mówię, że z Anitą, to chyba proste, że nie z inną suką.
- Dobrze, że jadę. Bardzo.
- Jesteś pewna tego co robisz?
- Szczerze? Nie.
- To dlaczego to robisz?
- Bo ja muszę to zrobić.
- Nic nie musisz.
- Ola!
- Dobra! Zrobisz jak zechcesz. Ale nie pomogę ci się pakować. Niech to będzie oznaką mojego sprzeciwu, buntu i nie wiadomo czego jeszcze.


Ola zostawiła mnie gdzieś mniej więcej po północy. Przyjechał po nią Karol i zabrał do siebie. Ja zaś dopinałam ostatnie zamki w walizkach.
- Kurcze! 

Oczywiście nie spakowałam jeszcze kilku rzeczy. Drobiazgów. Długopisów, obrazków, kartek i zeszytów. Naszła mnie jednak myśl. Usiadłam przy kuchennym blacie i biorąc do ręki długopis bez większego namysłu, w dźwiękach jednej z moich ulubionych piosenek zaczęłam pisać. Przy okazji znowu zaczęłam płakać i dziwiłam się, że jeszcze mogę. Za mną w końcu dzień należący do tych bardziej płaczliwych. Złożyłam zapisany kawałek papieru i nie zważając na porę pobiegłam do mieszkania Karola i Andrzeja. Zatrzymałam się przed drzwiami i podpisując na kopercie swoje słowa skierowane do Wrony włożyłam ją między drzwi.

Nazajutrz o godzinie 10 miałam lot. Na lotnisku w Łodzi żegnał mnie tylko Karol z Olą, która płakała jakbym co najmniej umierała.
- Daj znać jak wylądujesz. Koniecznie!

Przytuliłam ich i skierowałam się w stronę samolotu. Zajęłam miejsce na pokładzie i w momencie startowania włożyłam do uszu słuchawki. Na odtwarzaczu zatrzymana była piosenka, której słuchałam w momencie pisania liściku do Andrzeja. Znałam każde z jego słów na pamięć i zaglądając przez samolotowe okno cały czas wypowiadałam je w myślach:


Pamiętaj, kto był obok a tak bardzo chciał być na pierwszym miejscu. Pamiętaj, kto patrzył na Ciebie z nadzieją na wspólne życie, nawet jeżeli nie było na to szansy.  Pamiętaj kto kocha cie najbardziej na świecie. Pamiętaj, kto zawsze już będzie Cię kochać. Pamiętaj, kogo przerosło życie w tym miejscu. Pamiętaj o mnie.

Niepostrzeżenie zasnęłam. 

4 komentarze:

  1. Cudowne. Nadrobiłam wszystko i nie wychodzę z podziwu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam nadzieję, że Michalina jednak nie wyjedzie..ale myślę, że i tak będą razem z Andrzejem ;) i nie wierzę w to, że Andrzejek wrócił do Anitki xD pozdrawiam, Liv. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Być może wyjazd wyjdzie jej na zdrowie, na pewno dobre jest odcięcie się od Andrzeja. Na szczęscie nie kochamy całe życie jednej osoby i mam nadzieję, że ona spotka na swojej drodze kogoś kto be=ędzie potrafił ją otoczyć opieką i, że nie będzie to Wrona.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabij mnie, że nie skomentowałam ostatniego rozdziału. Przepraszam, miałam napięty grafik xD Ale dzisiaj już jestem. Alleluja, że tą rozprawę wygrali. Myślałam, że zamorduję tą kłosową matkę, ale w końcu zgodziła się zeznawać. Chwała kobiecie za to. Przynajmniej będzie żyła przez te 10 lat z czystym sumieniem. Ja się dziwię jak ona to wytrzymywała. Za żadne pieniądze bym się nie dała tak poniżać, choćbym umierała z głodu. Nigdy w życiu.
    Następna, która zrobiła głupotę. Po co wyjeżdża? Moim skromnym jakże zdaniem niewiele jej to pomoże. Cały czas będzie rozmyślała o Andrzeju. Gdyby została w Polsce to może doszliby do jakiegoś porozumienia, a tak? Ojojoj, wszędzie tyle się dzieje, a u mnie powolutku, po cichutku. Swoją drogą to zapraszam do mnie na nowy rozdział. Mam straszliwego lenia i nawet informować mi się nie chce. Wybacz :*

    OdpowiedzUsuń