czwartek, 21 listopada 2013

#5



Życie niestety jest rodzajem szaleństwa, lecz przestaniesz szukać w nim 
swojego miejsca dopiero gdy opadnie kurz. Póki co, spoglądasz na rozległy pejzaż, na którym ścierają się armie zagubionych dusz i  kurz podnosi się spod rozbieganych stóp jak kurtyna i póki życie trwa, trwa teatr życia - wśród gestów, słów, działań, wyobrażeń, znaczeń, które tracą sens. 





- Po co tam pojechałaś?
- Bo jestem naiwna, może dlatego. - stwierdziłam spokojnie kierując swój wzrok w dywan.
- Mówiłem Ci chyba z tysiąc razy, że nie ma po co tam jeździć. Już dawno skończyliśmy ten rozdział, a Ty znowu wszystko musiałaś sobie przypomnieć. Szkoda tylko, że mnie jako młodszemu bratu  zawsze przypada rola prawienia kazania starszej siostrzyczce.
- Nie mam zamiaru się w żaden sposób usprawiedliwiać. Wiem, że zrobiłam źle.
- Nie tylko to zrobiłaś źle. Co miało znaczyć to, że spałaś w pokoju Andrzeja?

Pytanie Karola zwaliło mnie z nóg.

- Przyszłam do domu z rozwalonym nosem. Andrzej zastał mnie w takim stanie i w środku nocy pojechaliśmy na izbę przyjęć. Prześwietlenie nic nie wykazało, ale w razie jakiś niepokojących dolegliwości miałam przyjechać ponownie. Chyba nie dziwne, że  zaproponował mi odstąpienie łóżka, a sam położył się na swoim rozkładanym fotelu, bo ja takowego u siebie nie posiadam. Coś jeszcze?

Byłam wściekła na brata, że snuł domysły. Jego przyjaciel zachował się po prostu w porządku względem mnie i nie było w tym nic dziwnego.

- Nie zrozum mnie źle, ale on jest zajęty. W dodatku z moją koleżanką. I to ja ich poznałem. Są fajną parą i nie chcę, żeby coś poszło nie tak.
- Nie wierzę w to, co słyszę, Karol. 

Ubrałam kurtkę i sięgając w locie po torbę z aparatem wyszłam z mieszkania.Stanęłam pod klatką i wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów.
- Pani Michalino, palenie zabija.
- sąsiadka kiwnęła głową w stronę napisu znajdującego się na opakowaniu.

- Byłby spokój. - powiedziałam do siebie takim tonem, że chyba nie usłyszała.

Po drodze do pracy spaliłam jeszcze dwa i wymyślałam dotyczącą mojej twarzy wersję, jaką przedstawię swoim współpracownikom. W pokoju zastałam tylko Franka. Jego mina była bezcenna.
- Michalinka, co ...
- No bo... - plątał mi się język. Nie mogłam go okłamać. O tym co mnie spotkało powinnam mówić głośno. Przecież nie mam niczego do ukrycia.
- Tylko powiedz prawdę.
- To długa historia, ale dobrze.

Siedzieliśmy przy kawie i rozmawialiśmy. Z każdym kolejnym słowem oczy Franka były coraz większe. Nie wierzył mi.

*


- Cieszę się, że mi zaufałaś. Oczywiście nikomu nie powiem, ale dziewczyno! Chyba nie zamierzasz puścić mu tego płazem?
- On mnie zabije, jeżeli dowie się, że choć jedno słowo komuś powiedziałam. Przecież zniszczę tym jego firmę i dobrą reputację.
- Bardziej bałbym się teraz. Rozwścieczyłaś go lekko mówiąc swoją obecnością w domu i w każdej chwili możecie się spotkać. Jak go zamkną, będziesz mieć spokój Ty, Karol i twoja mama, która jest zastraszona. A ty jesteś dorosła i jeżeli sama nie przezwyciężysz swojego strachu to nikt ci nie pomoże. Nikt nie może zadecydować za ciebie, co z tym zrobisz. Ja osobiście uważam, że skazujesz się na cierpienie.
- Wiesz, Franek... Najbardziej boję się, że kiedy zacznę włóczyć się po sądach, policjach i nie wiadomo czym jeszcze, wszystko wróci. Wszystkie wspomnienia, blizny, złamania pojawią się od nowa.
- Wolisz cierpieć jakiś czas, czy całe życie?
- Nie rozumiesz. Ja jestem sama. Całkowicie sama. Karol stara się całkowicie wymazać naszą przeszłość z pamięci. Nienawidzi, jak mówię mu cokolwiek. Nie mam w nikim wsparcia.
- A chłopak, narzeczony? Taka dziewczyna jak ty musi kogoś mieć.
- Franek, jak już tak rozmawiamy to powiem ci o jeszcze jednym, dość istotnym fakcie mojego życia.
- Zamieniam się w słuch.
- Wrona to mój były.
- Co?! - mina Franka była bezcenna.
- No to.
- Ale on jest teraz z tą ... Anitą.
- No jest. I jest szczęśliwy, kochają się, a ja kocham jego i ...
- No to ładnie. Do tego wszystkiego mieszkasz jeszcze z zajętym facetem, którego kochasz i który pomógł ci ogarnąć się po całym zajściu z ojcem.
- Spokojnie, to nie wszystko. Mój brat nie wie, że byliśmy kiedyś parą. I po tej całej sytuacji zaczął snuć jakieś dziwne teorie. Na przykład takie, że rozbijam związek, gdzie ja całkowicie usunęłam się w cień.





Dzień w pracy upłynął mi dziwnie szybko. Miałam ochotę na gorącą czekoladę. Poprosiłam Franka, aby wysadził mnie pod małą kawiarenką oddaloną jakieś 5 minut od domu. Usiadłam przy dwuosobowym stoliku obok okna i delektowałam się zapachem czekolady z bitą śmietaną. Przymknęłam oczy i oparłam głowę na rękach. W pewnym momencie poczułam na skórze czyjś oddech.
- Jeżeli jeszcze raz dowiem się, że kręcisz się obok Andrzeja, wydrapie ci oczy, suko.
- Anita? O co ci chodzi?
- Nie będę się powtarzać, chyba wyraziłam się jasno.

Jak szybko się pojawiła, tak szybko wyszła, a ja trwałam w bezruchu. To wszystko wydawało się być jakimś cholernie złym snem, w którym wszyscy są przeciwko mnie. Dopiłam czekoladę i wyszłam z lokalu.  Wstąpiłam do kiosku po papierosy. Kupiłam aż dwie paczki, bo wiedziałam, że podczas dzisiejszej nocy mogę wypalić więcej.

- Ej! Śliczna! Gdzie tak gonisz?
- Olka, błagam cię, nie teraz. Gdzie jest Karol?
- Razem z Andrzejem poszli do Zatora na jakąś imprezę, czy coś. Co się stało?

Nie odpowiedziałam na pytanie. Moją uwagę zwróciła kartka umieszczona za szybą. Dotyczyła wynajmu mieszkania dwupokojowego z umeblowaną łazienką i kuchnią.

- Chyba nie myślisz o tym, żeby wyprowadzić się od chłopaków?
- Jak ci wszystko opowiem zobaczysz, że to jedyne rozwiązanie.
- A nie możesz zamieszkać ze mną? Przecież mieszkam sama, czasem przychodzi Karol.
- Właśnie to 'czasem' nie pasuje. - uśmiechnęłam się ironicznie wypalając kolejnego papierosa.

Oddzwoniłam na podany numer. W słuchawce usłyszałam znajomy głos.
- Franek?! To ty wynajmujesz mieszkanie?
- Michalina? No tak, ale co jest?
- Chcę wynająć. Teraz, zaraz.
- Ale...
- Nie ma ale. Przyjedź po mnie, jestem obok kiosku przy skrzyżowaniu.
- Odwróć się do tyłu i popatrz w górę. Właź.

Cóż za zbieg okoliczności.

Olka patrzyła na mnie jak na jakiegoś dziwoląga. Wszystkiego dopełniała jeszcze moja sina twarz.
Weszłyśmy na górę. Z wyjątkiem mebli w kuchni i w łazience nie było niczego. Przestawiłam się siedzącej z malutką dziewczynką na kolanach żonie kolegi z pracy i zwracając ku niemu zapytałam:

- Ile chcesz? Zgodzę się na wszystko. Mam kilka swoich mebli. Wystarczająco jak na początek.
- Przyszedłem zabrać ostatnie rzeczy i ledwo opuszczam stare śmieci, a już mam zainteresowaną osobę.
- Franek opowiadał mi o pani przedtem. Dobrze, że mieszkanie nie będzie stało puste. - żona Franka uśmiechnęła się do mnie.
- Daję 400 złotych. Będzie?
- Będzie. Ile masz tych gratów u Karola?
- 10 minut wynoszenia. Mniej więcej.
- A mamy kogoś do pomocy?
- Znajdzie się.

Olka nadal podążała za mną jak zahipnotyzowana. Nie miałam czasu opowiedzieć jej o tym co się wydarzyło. Do wielkiego busa pożyczonego od jednego ze znajomych znosiliśmy najpierw wersalkę, później stolik, biurko, komodę, w której od biedy trzymałam ciuchy i krzesło.Dmuchałam na zimne. Nie chciałam, żeby sytuacja, w której nie ma ani trochę mojej winy zniszczyła mnie psychicznie jeszcze bardziej. Poprosiłam Olkę, aby zapakowała mojego laptopa i zwinęła dywan. Drobiazgi zapakowałam do walizek.

- Nie mów Karolowi, że brałaś w tym jakikolwiek udział.
- Jak będziemy ustawiać twoje manatki to racz mi opowiedzieć o wszystkim, Michalinko!

*

Po 21 bezwładnie opadłam na podłogę, ale wysiliłam się na opowieść o tym, co mnie spotkało. Olka zareagowała trochę inaczej niż Franek. Chciała sklepać Karola za to co powiedział i Anitę, której sama z czystego serca nienawidziła.
- To była najkrótsza przeprowadzka o jakiej słyszałam, jaką widziałam i w jakiej brałam udział. Ale dobrze, że podjęłaś tą decyzję. Zwracam honor.

Mój gość ulotnił się kilka minut przed 10. Poprosiłam o dyskrecję i pożegnałam dziękując za wszystko. Opadłam na rozłożoną jak do snu wersalkę. Do moich oczu napłynęły łzy. Mam dość ciągłych tułaczek i szukania swojego miejsca.


*


Rozdział dziś, bo jutro zapewne nie będzie czasu,
w sobotę tym bardziej.
 Imprezujemy ostro, szalejemy do rana,  i bolą nas nogi.
Tego mi trzeba.
Życzcie mi udanej zabawy <skromna ja> 



piątek, 15 listopada 2013

#4



Pytasz o otuchę i miejsce, w które chce się wracać - nie ma go w ogóle. Nie mogę się unieść z nim, mogę tylko wpadać tam co jakiś czas, na jakiś czas, 
nigdy na dłużej. 
Trudno wiedzieć dokąd iść, jeśli nie wiesz skąd jesteś. Trudno kochać dom, jeśli dom to tylko meble.


- Dzięki za podwiezienie. Niech ci Bóg w dzieciach wynagrodzi!
- O nie.  Z jeszcze jednym zwariuję.
- I powiedział to ten, który ma trójkę. No pięknie, Franek!


Moi znajomi z pracy byli bardzo, bardzo w porządku. Z zaklimatyzowaniem się nie było problemu. Z resztą, z podwózką pod blok też nie.

Wykorzystując nieobecność chłopaków rozłożyłam się na salonowej kanapie, wykładając nogi na stół, obok których stał kubek z gorącą herbatą, a jej intensywny zapach czuć było w całym pomieszczeniu. Zamknęłam oczy i delektowałam się ciszą. Po 15 minutach błogiego lenistwa rozdzwonił się telefon.

- Michalina?

Zamarłam. A dzieje się tak rzadko, bo tak rzadko na wyświetlaczu mojego telefonu pojawia się napis 'mama'.

- Michalina
. - odpowiedziałam chłodnym głosem na pytanie.

- Masz chwilę czasu?  Jestem sama i ... 
- I co?
- Michalina, daj mi coś powiedzieć, nie wchodź mi w zdanie...
- Mamo Od Święta, mój czas jest zbyt cenny. 

Pękało mi serce. Wszystko wracało. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i jednym duszkiem wypiłam gorącą jeszcze herbatę nie zważając na to, że parzy mnie w język. Było po 18. Kluczyki od samochodu brata jak zwykle leżały na jego łóżku. Ubrałam płaszcz i zostawiając telefon na stole obok pustego kubka wyszłam z domu.


Po 30 minutach byłam na miejscu. Niepewnie wjechałam na podjazd. Brama była otwarta, a kiedy tylko wysiadłam z samochodu Bruno zaczął głośno szczekać.

- Kochany psiak. - kucnęłam obok mojego czworonożnego ulubieńca głaskając go. Był szczególnym psem, prezentem od brata na 22. urodziny. Niestety ani Karol, ani tym bardziej ja, tułająca się po świecie, nie mieliśmy możliwości zabrania go ze sobą. Został w tym domu. Dokładnie tutaj, gdzie przyjeżdżamy tylko wtedy, kiedy nie ma ojca. I to tylko po wzięcie rzeczy ze swoich pokoi, bo nigdy nie udało nam się zabrać wszystkiego.  Bruno dziwnie się zachowywał. Z każdym kolejnym dotykiem popiskiwał. Domyśliłam się, że jest co najmniej trochę skopany.

Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Dom, przed którym stałam jak zwykle robił na mnie wrażenie. Zaobserwowałam kilka zmian, które kosztowały zapewne niemałe pieniądze. Widać było, że firma ojca ma się bardzo dobrze i zapewne jeszcze lepiej niż podczas mojej ostatniej wizyty, która miała miejsce jakieś pół roku temu.

- Michalina? - w głosie matki było więcej zdziwienia niż radości. Wpuściła mnie do środka. Wszystko jak zwykle było niemalże sterylne. Białe ściany, czarne skórzane kanapy i fotele, połyskujące w jasnym świetle meble i parkiet. Ten widok ani trochę mnie nie zaskoczył. Zupełnie inaczej zareagowałam na przyciągający wzrok element na twarzy mamy.

- Co ci się stało w oko? - patrząc na biały plaster zakrywający pół twarzy nie mogłam powstrzymać się od pytania.
- To nic. Sadziłam choinki w ogródku i schylając się wbiłam sobie w oko szpic. 

Ta odpowiedź była dziwna. Bardzo dziwna, biorąc pod uwagę to, że ojciec zatrudnia osobę, aby co jakiś czas zajęła się ogródkiem.

- Stało się coś, że miałam przyjechać?
- Nic. Po prostu chciałam się z tobą zobaczyć. Karola niestety widzę tylko w telewizji.
- Dziwisz się? Nigdy nie wiadomo, kiedy we własnym, rodzinnym domu dostaniesz w twarz, prawda?
- Michalina, to nie jest tak...

- A jak jest ? - przerwałam. - W zamian za wyżywienie, książki do szkoły i wszystko inne mieliśmy milczeć i nie mówić o tym, że prawie codziennie dostajemy w pysk i mamy posiniaczone plecy. U ortopedy też kłamałam. I to nie raz. Przecież rękę złamałam na schodach. Ojciec nigdy nas nie chciał.
- Nie jest taki. On was kocha. 

- Powiedz mi, który kochający ojciec znęca się nad swoimi dziećmi? Która kochająca matka za pieniądze na kosmetyczkę, nowe samochody i możliwość błogiego lenistwa w domu zamiast jakiejkolwiek pracy patrzy na krzywdę, jaka wyrządzana jest jej dzieciom? Kobieto, czy ty słyszysz co mówisz?! Nie rozumiem, jakim trzeba być egoistą, żeby w zamian za kasę na własne potrzeby przemilczeć ...
- Michalina! Skończ.
- Nic się nie zmieniłaś. Nadal jesteś tą samą materialistką co kiedyś. Jest dobrze, bo nie bije cię po mordzie. Zadzwoń, kiedy dostaniesz pierwszy raz. Chętnie posłucham jak czujesz się upokorzona. Jak bardzo cierpisz. 


W tym momencie popatrzyła na mnie i nie spuszczając ze mnie wzroku powoli odrywała plaster. Z każdą sekundą jej twarz wypełniał ogromny, fioletowy siniak.

- O Boże. - tylko to udało mi się powiedzieć.
- Idź już. Proszę. - matka odwróciła się do mnie plecami.
- Zabolała cię prawda? Bo co? Bo nikt inny nie powiedział ci tego prosto z mostu, jak ja dzisiaj. Nienawidzę cię!

Uznałam, że nic tu po mnie. Zapięłam płaszcz i usłyszałam psie skomlenie. W drzwiach stał ojciec. Elegancki pan z czarną aktówką ze skóry. Na moich oczach uderzył ręką w brzuch Bruna. Pies podbiegł do mnie i usiadł za moimi nogami. Pewna siebie stanęłam na przeciw tyrana  po czym próbowałam go wyminąć. Ojciec zamachnął się i uderzył mnie z pięści w twarz. Bezwładnie opadłam na podłogę. Z nosa zaczęła cieknąć krew.

- Widziałem cię tutaj ostatni raz. W przeciwnym razie będziemy rozliczać się inaczej.
Resztkami sił wstałam i wybiegłam, a razem ze mną Bruno.

- Nie zostaniesz tu. - otworzyłam drzwi z drugiej strony i poklepałam ręką siedzenie pasażera. Pies posłusznie skoczył i usiadł.  Z piskiem opon wyjechałam z podjazdu na ulicę. Chciałam jak najszybciej być jak najdalej od domu.


Przyjechałam do mieszkania. Bruno usadowił się na łóżku w mojej sypialni. Było dosyć cicho, bo tylko z pokoju Andrzeja dało się usłyszeć dźwięk naciskania klawiszy laptopa. Wiedziałam, że Karol poszedł na noc do Oli. Bezszelestnie udałam się w stronę lustra w przedpokoju. Moja biała bluzka i szalik były całe we krwi, a połowę twarzy oblał ciemnofioletowy siniec. Usiadłam na komodzie stojącej obok.  Byłam totalnie rozbita. Zgasiłam światło, które było jedynym świecącym się w tym momencie w całym mieszkaniu.

- Michalina jesteś wreszcie. Mieliśmy jechać na zakupy, bo lodówka pusta, a Karol wybył. Michalina?

Andrzej powolnym krokiem podszedł do mnie i pytającym wzrokiem błądził po mojej twarzy.

- Byłam w domu. - ze łzami w oczach popatrzyłam na niego. On zaś najpierw dotknął dłonią plam krwi znajdujących się na mojej bluzce, następnie nosa, policzków i oczu. Syknęłam z bólu. Wiedziałam, że nie muszę mu mówić nic więcej.

- Zabiję sukinsyna. Przysięgam. 
- Nie, proszę... -  popatrzyłam błagalnym wzrokiem na mojego rozmówcę dając do zrozumienia, że atrakcji na dzisiejszy dzień wystarczy w zupełności. Wrona głęboko oddychał, starał się uspokoić. Nie wytrzymałam. Wybuchnęłam płaczem.
- Michaśka...- Andrzej podniósł mnie i z całej siły przytulił do siebie. Wtuliłam się w jego tors kompletnie nie zważając na to, że wybrudzę go krwią.

W takiej pozycji staliśmy dobre piętnaście minut.




piątek, 8 listopada 2013

#3




Jestem bólem w twoim sercu, promilami w twoich żyłach.



Chłopcy przygotowywali się do meczu z Resovią. Większość dnia spędzali na treningu. Nudziłam się sama. Posprzątałam już wszystko co możliwe, ugotowałam obiad na co najmniej tydzień  i bezskutecznie przeglądałam oferty pracy w Bełchatowie. Nie chciałam już dłużej prosić brata o pożyczki, a szkoda było mi ruszać oszczędności z konta.

- Cześć Kochana!  

Do mieszkania wparowała dziewczyna Karola.

- No witam szwagierkę. Co słychać?

Ucieszyłam się na jej widok. Od naszego pierwszego spotkania, które miało miejsce tydzień temu, widziałyśmy się codziennie. W tym całym bałaganie jaki panował w moim życiu stała się pewnego rodzaju odskocznią od problemów. Kimś innym niż brat, z kim mogę porozmawiać

- Słuchaj  uważnie. Przechodziłam obok hali i wstąpiłam na trening do Karola. Na tablicy korkowej przy pokojach sztabu szkoleniowego wisi kartka. Poszukują fotografa łamane przez grafika.
- Łamane powiadasz ? - uśmiechnęłam się.
- Oj Michaśka! To może być dla ciebie szansa.
- Przecież Karol mnie zabije. Znając życie powie, że to zły pomysł, abyśmy obydwoje pracowali praktycznie w jednym miejscu.
- O Karola się nie martw. Już wszystko wie. Aha. W międzyczasie powiedziałam mu, że wpadniesz. Prosił cię o jakieś dokumenty.
-  A no tak. Zapomniał wziąć jakiejś koperty dla Miguela.
- Zbieraj się. Bierzesz dokumenty Karola, swoje CV i jedziemy na halę. Myślisz, że odpuszczę?
- To daj mi chociaż 10 minut. Muszę się ogarnąć.


*

- No idź już!

Olka siłą popchnęła mnie do pokoju, w którym udzielano informacji dotyczących pracy o jaką rzekomo miałam się starać. Za biurkiem siedział prezes Piechocki, który wyraźnie gdzieś się śpieszył, żona Mariusza Wlazłego i jeszcze dwóch mężczyzn, których nigdy wcześniej nigdzie nie widziałam. Ukłoniłam się grzecznie i z uśmiechem na ustach usiadłam przed nimi. Pan Piechocki pożegnał wszystkich i ze skórzaną teczką w dłoni wyszedł z pomieszczenia.

- Co panią do nas sprowadza? Podejrzewam, że chodzi o ogłoszenie z tablicy. Jak widać wieści szybko się roznoszą, powiesiliśmy je dziś rano, a już odzew. Czy mogę?
- Tak, oczywiście! - podałam jednemu z mężczyzn teczkę.
- Taka młodziutka, a już się ręce trzęsą. - zażartował patrząc na moje drgawki drugi.
- To ze zdenerwowania.
- Hm. Michalina... Kłos?
- Brat nie ma nic wspólnego z tym, że tu jestem. - wypaliłam na wstępie, chociaż nikt mnie o niego nie zapytał. -  Właściwie to on chyba nawet nie wie, że jestem tutaj w tym momencie. - zirytowałam się. Nie chciałam być kojarzona z Karolem.
- Brat może mówić, albo i nie mówić. W pani przypadku, pani Michalino, najlepszą odpowiedzią na wszystko jest ta teczka.
- Co z nią?
- Ukończyła pani studia studia graficzne na jednej z krakowskich uczelni i staż z warsztatami fotograficznymi w Londynie. Zna pani 3 języki. Dodatkowo przemawia wiek. Młoda i pełna energii do pracy.  - Paulina z uznaniem kiwała głową.

Pytającym wzrokiem z lekko uniesioną brwią patrzyłam na siedzące przede mną osoby.

- Poszukujemy fotografa, ale przede wszystkim osoby zajmującej się stroną. W tym między innymi sklepem. Do tej pory odpowiedzialne za tą funkcję były 4 osoby, jednak przedwczoraj jedna z nich złożyła wypowiedzenie.
- Brzmi interesująco
.

Rozmowa trwała jeszcze jakieś 20 minut. Zasypywano mnie masą pytań, jednak byłam o wiele spokojniejsza niż wcześniej.

- Proszę zostawić kopię dokumentów. Skontaktujemy się z panią.


Z pokoju menadżerów wyszłam pełna nadziei. Ta praca byłaby dla mnie stuprocentowo odpowiednia. W tym momencie marzyłam już tylko o tym, aby moje podanie zostało pozytywnie rozpatrzone.

*


- Dzień dobry, rozmawiam z panią Michaliną ? - w słuchawce usłyszałam znajomy kobiecy głos.
- Tak, słucham ?
- Paulina Wlazły. Rozmawiałyśmy wczoraj w biurze.
- A tak. Już kojarzę.
- Zastanawialiśmy się czy szukać dalej ale ... Urzekła nas pani. Zaczynamy od następnego tygodnia?
- Pani nie żartuje, prawda?
- A dlaczego miałabym żartować? Dostała pani tą robotę i już.
- Dziękuję! -
wykrzyczałam do słuchawki.
- Najlepszym podziękowaniem za posadę będzie rzetelne wykonywanie swoich obowiązków. Poniedziałek, godzina dziewiąta. Miłego dnia!
- Wzajemnie.

Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i  zaczęłam biegać po domu jak szalona. Wbiegłam do pokoju Karola i skoczyłam mu na plecy.
- Olce podziękuj. 

Fakt.

- Aleksandro, za 15 widzimy się w Karmelu. Ja stawiam.
- Dziecko drogie, ogarnął mnie leń i jedyne miejsce, do którego dziś zawitałam to sklep, bo mi fajek zabrakło.
- Dostałam robotę!
- Za 15 minut przy stoliku na górze.
- Wiedziałam, że cię przekonam. 


*

- No i rozumiesz, wreszcie kupię lepsiejszy eeee... lepszy samochód. Daj fajkę!
- Słuchaj Michaśka! Wytłumacz mi jak my możemy palić to gówno? Trzeba to rzuuu... rzucić w ... cholęrę!

Za nami już ...Któraś kolejka. I wygląda na to, że ostatnia. Trzeba dokładnie wypowiedzieć adres wsiadając do taksówki.

Wypaliłyśmy paczkę Irysów miętowych w 2 godziny, dzieląc ją na połowę i zadzwoniłyśmy po transport. Było grubo po 23, ale trzeba było oblać mój sukces.

Wparowałyśmy do domu jak szalone.

- No ładnie. - skwitował Karol, a Andrzej zwijał się ze śmiechu na kanapie w salonie.
- Brrrrasssssiczku, prasssssujemy razem. Od ponieziałku. 
- Olka do mnie do sypialni, a ty Michalina do siebie. Teraz. W tym momencie. - Karol próbował udawać groźnego, ale nie mógł opanować śmiechu.
- Ale ja... nigzie się nie wybieeerrrrram. 
Rozłożyłam się na kanapie.

-Trzeba ją tak zostawić. Zaśnie w końcu. 
-No, nie ma wyjścia. Idźcie spać, ja dokończę oglądać ten film i przypilnuję Michaliny.
- Dobra, narazie stary!


Andrzej usiadł obok mnie z laptopem na kolanach.
- Oglądasz ze mną? Anita poleciła. - zapytał.
- Wizzzziałam, Beznadziejny jest. Ale nie będę s... s...
- Spoilerem.
- O to to to. Właśnie to. 

Po kilku minutach odezwałam się.
- Andrzej, mam do ciebie prośbę.
- Chyba serio coś chcesz, skoro tak prosisz mnie bez żadnego zbulwersowania.
- Przykryjesz mnie? 

Mój towarzysz wstał z łóżka i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
- Dzięki, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. 
Ubrałam na głowę kaptur od bluzy i przewróciłam się na drugi bok. Czułam się źle. Okropnie źle. Dawno nie piłam alkoholu i dość szybko zrobiło mi się strasznie niedobrze. Gdybym wstała, chyba najpierw przywitałabym łazienkę, a potem moją sypialnię.
Usłyszałam kroki, jednak zignorowałam je. Pomyślałam, że Andrzej po prostu wrócił po swojego laptopa. W tym momencie poczułam na sobie coś w postaci koca. Wnioskując po dość charakterystycznym zapachu męskiej perfumy należał on do Andrzeja, który usiadł tym razem na fotelu.
- Dobranoc. - powiedział cicho, a ja w przeciągu kilku minut znalazłam się w objęciach Morfeusza. 

piątek, 1 listopada 2013

#2


Więc powiem to, czego nie wypowiesz ty
I wezmę na siebie winę dla twojego dobra.
Nie ma powrotu do tego, czego nie możesz już ocalić.

- Michaśka, mam do ciebie ogromną prośbę. Bo wiesz...
- No mam wam coś ugotować tak? Żadna nowość. Co tym razem?
- Michaśka! Nie przerywaj mi. Zaprosiłem do nas jutro wieczorem moją dziewczynę, Andrzej swoją  i ...
- Dobra, mam się ulotnić z domu? W porządku, tylko pożycz mi auto, żebym później spokojnie dotarła.
- Nie, to nie tak. Chodzi o to, że chciałbym, żebyś poznała Olkę. Dogadacie się. Proszę . To dla mnie bardzo ważne. Szmat czasu cie nie było i chciałbym, żebyś nadrobiła zaległości. I gdybyś mogła... Faktycznie, ugotuj coś dobrego. Proszę, proszę, proszę!

No to ładnie. Dwie pary i singielka, z której własny brat zrobi kurę domową. To będzie beznadziejny wieczór, ale nie potrafię mu odmówić.

*
Piątek przywitał mnie dość intensywnymi jak na końcówkę października promieniami słońca. Chłopcy spali, bo kiedy tylko mają wolne byczą się w łóżkach do 11. Była 8, więc miałam czas, aby spokojnie wziąć prysznic i pojechać na zakupy.

Kobiety to takie perfidne stworzenia. No. Może nie perfidne, ale kiedy widzą ładny ciuch to od razu wyobrażają sobie wydarzenie, na które mógłby się przydać. Miałam trochę odłożonych pieniędzy i nie mogłam powstrzymać się od zakupu obcisłych, ciemnych jeansów i białej mgiełki bez rękawów ze zdobionym kołnierzem. Wiedziałam, że wyglądam dobrze w tym zestawie. I tym samym wiedziałam, w czym wystąpię wieczorem. O tak, sama dla siebie. Żeby nie odstawać przypadkiem od reszty zapewne ładnych kobiet. Niestety moje szaleństwo zakupowe nieco się przeciągnęło. Wróciłam do domu prawie o 14 zostawiając chłopaków bez niczego w lodówce. Wspaniała ja. Cudowna siostra i jeszcze lepsza eks dziewczyna. A oni tacy biedni.
- Ciesz się Michalina, że jest jeszcze w mieście pizza na dowóz. - Andrzej popatrzył na mnie przeszywającym wzrokiem.
- Wy to jesteście takie duże dzieci. Przecież za rogiem jest sklep. Można było kupić kilka rzeczy i ugotować ten makaron, czy jakieś inne, hmm... Pyzy?
Karol uniósł oczy do góry i podrapał się po głowie.
- Kurcze, rzeczywiście.
- No widzisz braciszku, myślenie nie boli.

*

Dziewczyny miały przyjść o 18, więc idealnie wyrobiłam się z czasem. Była 17:30, co oznaczało, że nareszcie zadbam o swój wygląd a nie o żołądki.
Wzięłam  prysznic, rozczesałam włosy i ułożyłam grzywkę. Ubrałam moje nowe rzeczy i lekko podciągnęłam rzęsy. Stanęłam przed lustrem i odginając kołnierzyk usłyszałam wołanie Karola. Cholera.

Wybiegłam z pokoju jak poparzona, bo już od jakiś trzech minut powinnam siedzieć w salonie albo wsadzać Penne do piekarnika. Oczy wszystkich zostały zwrócone na mnie razem z zatrzaśnięciem się drzwi od mojej sypialni.
- Karol, nie mówiłeś, że masz taka ładna siostrę. Ale ani trochę nie podoba do ciebie, no może trochę. Macie takie same oczy. - dziewczyna brata uśmiechnęła się do mnie i już od samego początku zyskała moją sympatię. Wesoła, szczera i bezpośrednia.
Przedstawiłam się i na chwilę opuściłam towarzystwo, aby zająć się zapiekanką. Przy stole zajęłam miejsce obok Oli. Faktycznie. Od początku dobrze nam się rozmawiało. Mimo tego czułam się jednak bardzo dziwnie. Siedzący na przeciw Andrzej lustrował mnie spojrzeniem i nie odrywając wzroku jedną ręką obejmował Anitę. Byłyśmy cholernie od siebie różne. Pomimo tego, że szczupłe i bez wypchanego stanika, różniło nas wszystko. Ona jest  niską blondynką o zielonych oczach. Ma spiętą grzywkę i starannie zrobiony makijaż. A Michalina? Michalina ma czarne włosy z prostą grzywką zakrywającą brwi, niebieskie oczy, metr osiemdziesiąt pięć i zero makijażu. Dziwne. Andrzej nigdy nie lubił blondynek, podobały mu się wysokie dziewczyny. Nienawidził egoizmu, a ona właśnie taka jest. Każdy nowy temat sprowadzał się do jej wyczynów, mniej lub bardziej ciekawych. Ba. Rzekłabym, że niektóre były dość żałosne. Nudząc się w towarzystwie nowej dziewczyny mojego byłego postanowiłam zebrać talerze i zanieść do kuchni. Oparłam się o blat i powiedziałam ciche:
- Cudownie.
- Dokładnie to samo pomyślałem, kiedy wybiegłaś z pokoju, Michalina.
Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam Andrzeja opierającego się o ścianę
- Nieładnie tak zostawiać gości, panie Wrona. - odparłam z ironią i zajęłam się wsadzaniem naczyń do zmywarki.
- Przyszedłem tylko powiedzieć ci komplement, a ty już na mnie naskakujesz. - Andrzej droczył się ze mną.
- Powinieneś chyba wrócić do Anity. Skoro ją zaprosiłeś, nie powinieneś zajmować się komplementami kierując je w moją stronę.
- Powiedziałem tylko, że ładnie wyglądasz.
- Skończ.
- Michalina, ja nie wiem co się z tobą stało... - Andrzej stanął przy parapecie i patrzył w dół.
- Jak widać z Michaliną Kłos wszystko w porządku.
-  Szkoda, że nie można cofnąć czasu.- słowa Andrzeja brzmiały w mojej głowie jak mantra.
- Wiesz, nie ma powrotu do tego, czego nie możesz już ocalić. Masz przecież nowe życie, jesteś wyraźnie z niego zadowolony, a przynajmniej taki zdajesz się być. Dobra, Andrzej. Idę pożegnać Olkę i wracam do siebie. Dobranoc.










coś takiego sobie macie.
ps: wszystkiego najlepszego Kocie :*