czwartek, 26 grudnia 2013

#10


To nie jest normalne, dostaję szału i mam tą fobię
Magnes zbliża mnie do ciebie, magnes ciągnie ciebie do mnie.



Boże Narodzenie w Londynie wyglądało zupełnie inaczej niż w Polsce. A przynajmniej tak właśnie je odczuwałam. Pomimo tysiąca ozdóbek, choinek udekorowanych w różnego rodzaju światełka, czegoś brakowało. Mianowicie polskości. Po prostu. Ciężko było ją zdefiniować. To po prostu się czuło. Na swój sposób.

Po pracy wybrałam się do jednego ze sklepików w tej bardziej polskiej dzielnicy.
- Dla Karola, dla Andrzeja, dla mamy, dla Franka, dla Wlazłych...

Trzymałam w rękach multum różnych kartek świątecznych i nawet przy tak banalnych wyborach odezwała się moja stu procentowa, kobieca natura. Stałam obok nich jakieś 15 minut po czym obkupiona nie tylko kartkami opuściłam sklep.


- No. Wreszcie. Byłam dziś po pracy w plenerze. Te czerwone autobusy całkiem fajnie komponują się w szarości nieba i tych wszystkich ulic. Ojej.

Moja współlokatorka ciągle odkrywała Londyn. Codziennie przychodziła do domu z innymi, mniej lub bardziej osobistymi doświadczeniami. Dziś jednak moją uwagę zwróciły jej spakowane walizki. Miałam zapytać o co chodzi, ale wyprzedziła mnie.

- Myślisz, że powinnam zadzwonić do Karola? No wiesz, z życzeniami?
- W sumie to nie głupi pomysł, pomimo, że to facet pierwszy ma odezwać się do kobiety. Na święta możesz zrobić wyjątek.
- Ciekawe czy mają wolne, ciekawe co robi.
- Ola, błagam cię. Zajmij się czymś, co pomoże ci o tym nie myśleć.
- Michalina! Ty myślisz, że tak łatwo zapomnieć o kimś, kogo ciągle się kocha? Może nawet jeszcze bardziej niż przed rozstaniem?
- No co ty nie powiesz?!
- To może chociaż przestań udawać, że nie rusza cię to, co zostawiłaś w Polsce. Wolałaś uciec.
- Przepraszam bardzo! Odezwała się ta, która zrobiła dokładnie to samo!
- Ale nie ta, która miała szanse wszystko zmienić!
- Co zmienić?! Dopiero tutaj mogę wszystko naprawić. Wszystko, czyli swoje życie. I przestań mi już truć o Andrzeju, bo przez ostatnie dwa tygodnie codziennie poruszasz ten temat.
- Aha, będziesz układać wszystko sama?
- A mam inne wyjście?
- Tak kretynko! On na ciebie czeka! Tylko musisz przyjechać. Szuka pocieszenia u Anity, bo brakuje mu ciebie.
- A powiedział ci to?
- No... Nie. Nie powiedział.

Nagle zrozumiałam, że walizki Oli symbolizują nic innego jak koniec urlopu, a uśmiechy szefa na temat dalszego pobytu Oli w pracy dotyczą tego, że śmieszy go moja niewiedza o całym zajściu. Zrozumiałam też, że wszystko co mówiła to tylko dobra gra aktorska, która miała zmusić mnie do przyjazdu do Polski. Wszystko wymyśliła razem z Karolem.

- Już teraz rozumiesz po co tu przyjechałam? Miałam sprawić, że wrócisz ze mną dziś do kraju, ale jesteś tak twarda i zawzięta, że mi chyba nie wyszło.
- Masz racje. Nie wyszło.
- Michalina. Powiedz coś więcej, proszę.
- Od kiedy pamiętam ktoś próbuje zmieniać moje życie i utrudnia mi to, żebym zrobiła z nim co chce i przeżyła je na swój sposób. Najpierw ojciec, matka,  Anita, Andrzej, a teraz wy.
- Chcieliśmy,żebyś znowu była szczęśliwa. Tyle przeszłaś... Chcieliśmy ci pomóc. Karol mówił, że kiedy miałaś faceta byłaś taka radosna i żałuje, że już wtedy go nie poznał. To szansa dla was.
- A pomyśleliście, że związek tworzą dwie osoby a nie cztery? Że jeżeli planujecie coś za naszymi plecami, powinniście znać zdanie nie tylko moje, ale i Andrzeja? Może właśnie zniszczylibyście to, co łączy go z Anitą, a ja znowu wyszłabym na jakąś szmatę, która pojawia się tam, gdzie jej nie trzeba.
- Michalina, przesadzasz.
- Nie przesadzam. Stwierdzam tylko, jak bardzo nieprzemyślane potrafią być działania ludzkie, te tak zwane ' w dobrej wierze'.
- Wrócisz ze mną, czy mam lecieć sama?
- Odwiozę cię na lotnisko, ale zostaję w Londynie. Intencje może były dobre, ale udział osób trzecich nic tutaj nie zdziała. To jest sprawa moja i Andrzeja.
- Ale on cie kocha.
- I spotyka się z Anitą. Brawo. Gratuluję mu dojrzałości. I nie broń go, Olka, bo nic tym nie wskórasz.

Przez chwilę wydawało mi się, że miała rację. Zapaliłam papierosa i szybko odegnałam od siebie te myśli. Z całej tej akcji nic dobrego by nie wyszło, a ja znowu zostałabym na lodzie.

*

Do wigilii pozostał jeden dzień. Od dziś miałam wolne i sporo czasu, aby przygotować coś na choć trochę polską kolację. Kuzynki porozjeżdżały się do rodzin swoich mężów i cała kamienica była do mojej dyspozycji. Krzątałam się po pokoju z odkurzaczem i szmatką do ścierania kurzu. Moje przedświąteczne porządki zwieńczyłam oczywiście wyjściem do sklepu na zakupy. Oczywiście nie tylko spożywcze. Dzień zleciał mi dość szybko. Wracając do kamienicy moje ręce obarczone były co najmniej pięcioma reklamówkami plus torebką. Na domiar złego jedna z nich wyślizgnęła się i usłyszałam tylko tłukące się jajka.
- Fuck. - powiedziałam przez zęby i odkładając resztę zakupów na bok zaczęłam zbierać z chodnika popękane  skorupki.
- Let me help you! - ktoś schylił się po moje bagaże.
- That would be great. I live on the first floor.

Akcent mojego pomocnika był jednak zbyt... Polski. Wstałam i przestając zajmować się reklamówkami, zwróciłam uwagę na stojącego obok mnie dość postawnego i wysokiego mężczyznę.
- Andrzej? Co Ty tu robisz?
- Przyjechałem cię odwiedzić.
- Sam?
- No nie do końca. Zabrałem się z Anitą i jej rodziną. W tym roku spędzają święta w Londynie.
- Cóż za wspaniały zbieg okoliczności. Niebywałe.
Przewróciłam teatralnie oczami wywołując uśmiech na twarzy Andrzeja.
- Z czego się śmiejesz wielkoludzie?
- Z ciebie.
- Uważaj, żebym się z ciebie za chwile nie pośmiała.
- Śmiej. A wracając do tematu. Powiedziałem jej, że jedną noc spędzę u kumpla, z którym nie widziałem się sto lat.
- Przecież Marcin  nie mieszka w Londynie od kilku miesięcy.
- To jest bardzo nieistotny szczegół w tej sytuacji. Przynajmniej pozwoli nam spokojnie porozmawiać i nie będzie nas napastować telefonami.

Świat jest za mały. Zdecydowanie.

- Wejdźmy na górę. Zaparzę ci herbaty.

*

-A więc tak mieszkasz. Jest okej.
- No jakoś sobie radzę.
- Zawsze sobie radziłaś. Poczekaj moment.

Andrzej wstał i wyciągnął z kieszeni pendrive'a.

- O kurczę. Nareszcie odzyskałam moje zdjęcia.
- Jesteś wredna. Mogłaś mi chociaż podziękować.
- I za to mnie właśnie wszyscy ...
- Co?
- A nic. Pójdę po ciastko.

Zostawiłam mojego towarzysza samego.
- Olka, co on tutaj robi?
- Ale kto?
- No Andrzej!
- Andrzej?! Nie mów, że jest u Ciebie?!
- Jest. Z resztą opowiem ci wszystko, ale później.

Mój krótki telefon do Oli spowodował, że wyszłam z pomieszczenia bez ciasta.
- Wiesz Michaśka, zastanawiam się po co ty poszłaś do tej kuchni, skoro ciasto stoi na stole.
- O! Faktycznie.

Popołudnie i wieczór zleciały nam na długich rozmowach o niczym. Oglądaliśmy zdjęcia pijanych kolegów z poszczególnych imprez i spotkań. Uśmiałam się do łez. Andrzej z resztą też.
- Tak się uśmiałam, że ...
- Spociłaś się jak pedofil w Disneylandzie. Idź się już wykąpać, bo czuć.
- Nienawidzę cie. Po pierwsze bardzo ładnie pachnę, a po drugie to mój dom i mogę sobie śmierdzieć ile mi się podoba.

Dawno nie miałam tak wesołego wieczoru. Przez chwilę poczułam się tak, jak dawniej. Zniknęłam w łazience na jakieś 20 minut, a gościowi nakazałam poczuć się jak u siebie i zrobić dobrą kolację. Pewna, że Andrzej siedzi w kuchni i przyrządza posiłek, wyszłam z łazienki w ręczniku. Mokre włosy przysłaniały mi całą twarz, a spaghetti zrobione przez Andrzeja wylądowało centralnie na moim jedynym w tym momencie okryciu.

- No ładnie, Wrona. Wychodzisz z kuchni, zderzasz się ze mną a na domiar złego brudzisz moje ręczniki.
- Będzie go trzeba wymienić. Najlepiej jak najszybciej, bo plama z sosu najlepiej wypierze się, kiedy nie będzie zaschnięta.
- Znawca się znalazł.
- Mogę nawet wyprać ten ręcznik jeśli chcesz.

Nie zważając na to, że pod ręcznikiem miałam stanik i dosyć wycięte figi rzuciłam ręcznik w stronę wanny.
- No co się tak gapisz? Baby w staniku nie widziałeś?
- To idę prać.

Rozkojarzony Andrzej ochoczo prał ręcznik w wannie, wypinając przy tym swoje szanowne cztery litery.

- A masz!

Kopnęłam go w tyłek i widząc jego udawaną złość uciekłam do sypialni przytrzymując plecami drzwi.

- Teraz nadszedł twój koniec. Zniszczę cię, Kłosowa.
- Nie, proszę, tylko nie łaskocz! Andrzej!

Moje słowa na nic się nie zdały po to ogromne cielsko ważące jakieś dwie tony przygniotło mnie do materaca i perfidnie łaskotało wbijając palce w żebra.

- Nienawidzę cię Wrona! Przestań, bo zaraz cie ugryzę.
- Ucisz się!
- Bo co?!

Dwutonowe cielsko przestało zajmować się moimi żebrami tylko językiem. Nie miałam nic przeciwko. Oplotłam ręce wokół szyi Andrzeja i oddawałam pocałunki. Nagle oderwał się ode mnie i powiedział.
- Chcę tego.
Po tych słowach zdjął ze mnie pozostałe części garderoby i nie napotykając na żadne przeszkody zrobił to, co do niego należało. 

wtorek, 24 grudnia 2013

Bożonarodzeniowo

Dziś nie będzie rozdziału.


Kochane Blogerki! Z okazji tegorocznych świąt życzę Wam przede wszystkim tego, czego mnie osobiście brakuje, a co bardzo chciałabym mieć. Przede wszystkim pełnej, kochającej się rodziny siedzącej przy stole wigilijnym, aby ktokolwiek, kto widzi wasz smutek w te szczególne dni nie przeszedł obojętnie, tylko objął ramieniem, sprawiając, że na Waszej twarzy zagości uśmiech. Życzę Wam wiary w siebie i w swoje możliwości, abyście nie bały się uwierzyć w to, co możecie zdziałać. Grunt, to dobra motywacja. Życzę wam spokoju, odpoczynku od szarej codzienności i zabiegania, a także zastanowienia nad sobą. Bądźcie przez cały rok zdrowe, bo bez tego ciężko cokolwiek zdziałać. Życzę wam, abyście odnalazły w sobie siłę, która być może nie została do końca odkryta, aby zaskoczenie jakie przyniosą ze sobą kolejne dni życia były dla was umacniającymi doświadczeniami, a nie masą powodów zwątpienia. Życzę Wam miłości, a tym samym osoby, która swoją obecnością pomoże wam nie zwariować w trudach codzienności, bo ja osobiście bez takowej bym oszalała. Pamiętajcie, aby uwierzyć w to, że będzie lepiej, bo wiara, jak to powiedział kiedyś ktoś mądry, czyni cuda. Na sam koniec, życzę Wam, abyście znajdowali na swojej drodze cudownych ludzi, którzy będą dla Was inspiracją oraz dobrych przyjaciół.


życzenia noworoczne będą krótsze. 

piątek, 20 grudnia 2013

#9




Powinnam się poddać czy po prostu dalej podążać ścieżką?
Nawet jeśli to prowadzi donikąd - czy byłoby to marnotrawstwem?
Nawet jeśli znałabym swoje miejsce - czy powinnam to tak zostawić?
Powinnam się poddać czy po prostu dalej podążać ścieżką?


Jak było w Londynie? Po miesiącu pobytu mogę stwierdzić, że w porządku. Dopracowywałam swój całkiem niezły już akcent, zwiedzałam, pracowałam na zastępstwie za ciężarną kuzynkę jako fotograf w jednym z zakładów fotograficznych, robiłam to, co lubię najbardziej i dobrze zarabiałam. Wszystkie długi udało mi się zwrócić dość szybko. Trzy plenery zdjęciowe były dość szybkim zastrzykiem gotówki. Oprócz tego wszystkiego robiłam mnóstwo zakupów. Kuzynki mieszkały w kamienicy w samym sercu miasta. Do dyspozycji dla siebie miałam jedno piętro z trzema miejscami do spania, aneksem kuchennym i małą łazienką.

*

Pewnego wieczoru siedziałam w kuchni z laptopem pijąc herbatę.  Przerabiałam zdjęcia, a przy okazji czekałam na Olę. Obiecała, że wejdzie na Skype i porozmawiamy. Umówiłyśmy się o 19, a o 21 ciągle jej nie było. Moje oczekiwania przerwało ciche, niepewne pukanie. Zerwałam się i nie patrząc w wizjer otworzyłam drzwi.

- Dobrze trafiłam?
- Olka?! Słońce, co Ty tu robisz?
- Zamiast pytać, lepiej mnie wpuść. Zmarzłam.
- Jasne! Wchodź, ale ...
- Nie ma żadnego "ale". To niespodzianka. Stęskniłam się
. - odpowiedziała z uśmiechem.

To co się wydarzyło nie było normalne. Olka przez kilka dni nie odbierała telefonów i nie odpisywała na wiadomości, po czym zjawiła się w Londynie. Weszła do kuchni i jak gdyby nigdy nic zrobiła sobie herbatę.
Przysiadła się do mnie i zaczęła opowiadać o ostatnim plenerze zdjęciowym i o tym, jak bardzo chciałaby sfotografować Londyńskie ulice.

-  Na ile przyjechałaś?
- Na dwa tygodnie. Mam urlop.
- wtrąciła i kontynuowała swoją opowieść.

Rozmowa o rzeczach mniej ważnych dotyczących życia w Bełchatowie trwała co najmniej dwie godziny, po których Ola poszła wziąć kąpiel.   Po kilkunastu minutach skorzystałam z wolnej już łazienki i biorąc prysznic myślałam nad ewentualnym pytaniem, jakie mogłabym zadać Oli, aby się wygadała. Doszłam jednak do wniosku, że jeżeli będzie chciała porozmawiać, na pewno mi o tym powie.

Wyszłam z łazienki i rozczesując swoje długie włosy milczałam.

- Michalina, bo ...
- Bo co?
- na jej słowa wyprostowałam się.
- Właściwie to nie wiem od czego zacząć.
- Najlepiej od początku.
- Tak naprawdę to nie wiem do kiedy tutaj jestem.
- Jak to nie wiesz? A co z pracą? Przecież musisz w niej być codziennie.
- Zwolniłam się.

- Mam zadzwonić do Franka i go porządnie objechać, że nie zareagował na powody przez które odeszłaś z pracy?
- Musieliby zwolnić Karola.
- Nie bardzo rozumiem.
- uniosłam do góry jedną brew i przekrzywiłam głowę.
- Karol mnie rzucił.
- Co?!
- To. 


Po tych słowach Ola rozpłakała się zmuszając mnie do tego, abym usiadła obok niej. Kładąc głowę na moje uda położyła się na kanapie.

- Nie pytaj dlaczego. Nie wiem. Powiedział, że chce być sam i poprosił, abym wyszła z jego domu. Mogę się u ciebie zatrzymać?
- Jasne. Dziewczyny szukały jeszcze jednej osoby, z którą mogłabym wynajmować to piętro z ich kamienicy. Ale jak to? Zostawiłaś wszystko i przyleciałaś tutaj? 

- I mówi to osoba, która zapoczątkowała ucieczki.
- Kiedy to się stało?
- W poniedziałek.
- I ja dowiaduje się o tym dopiero dzisiaj?
- Michalina, przepraszam. Przepraszam, że nie dawałam znaku życia.
- W sumie to rozumiem, ale nie wiem co mam powiedzieć. Naprawdę. Może wydać się to płytkie, ale doskonale cię rozumiem.
- Wiem. Dlatego tutaj jestem.
- Jeżeli jesteśmy już tutaj we dwie, musimy sobie dawać wspólnie radę. Nie ma wyjścia. Co na to rodzice?
- Powiedzieli, że jestem dorosła i we wszystkim co zrobię wspomogą mnie. Musze znaleźć pracę. Pomożesz mi?

- Chciałabym, żebyś pracowała ze mną, ale niewiele mogę zdziałać. Co prawda szef przymierza się do tego, że nawet jeżeli Kornelia wróci po macierzyńskim zostawi mnie w pracy, ale nie chcę robić teraz zamieszania. Chociaż coś na pewno wykombinuję. Zakład dobrze prosperuje, może akurat przydałby się jeszcze jeden fotograf. Bądźmy dobrej myśli.

Na moje słowa Ola wyraźnie się uśmiechnęła i przytuliła mnie. Obiecała mi, że rano zejdziemy do kuzynek, porozmawiamy o sprawach dotyczących jej mieszkania tutaj i wyjdziemy na zakupy.

*


Minął tydzień od niespodziewanego przyjazdu Oli. Po wszystkich załatwionych formalnościach Kornelia,  mając dobre kontakty z szefem, który jak się okazało jest ojcem jej dziecka, zaproponowała Oli pracę ze mną w duecie. Wszystko potoczyło się tak szybko, że ona sama nie mogła w to uwierzyć. Kornelia sprowadziła ją jednak na ziemie mówiąc, że tak właśnie wygląda londyńskie życie. Nigdy nie wiadomo, co stanie się jutro. Ja zaś w stu procentach popierałam moją kuzynkę. Przez rok czasu dokładnie tak samo postrzegałam Londyn.

Postanowiłyśmy uczcić nasze sukcesy i siadając przy moim ulubionym winie i pizzy, które nie były dość dobrym połączeniem zaczęłyśmy rozmawiać.
- Wiesz co Michaśka? Gdyby tam było wszystko tak proste jak tutaj, byłoby za pięknie. Za to, że jesteśmy tak daleko od domów, bliskich i kraju, mamy fajniejszą pracę, mieszkanie, zakupy za lepsza cenę, łatwość zapominania o przeszłości i wolne wieczory.
- Coś za coś, moja droga. Wiesz, jestem zła na Karola. Cholernie zła.
- Mam do ciebie prośbę. Jeżeli będziecie rozmawiać, nie mów, że tu jestem.
- Ale jak to mam nie mówić? Nie chcesz, żeby dowiedział się, co zrobił? Nie chcesz, żeby miał wyrzuty sumienia?
- Chce zapomnieć. Chce przestać myśleć o tym, co się wydarzyło. Kiedyś się dowie, że tu jestem.Jak na razie, sama muszę wszystko ogarnąć, bo jak do tej pory nic w moim życiu nie działo się tak szybko jak ten wyjazd i ułożenie wszystkiego.
- Dobrze, skoro tak będzie dla ciebie lepiej, nie pozostaje mi nic innego jak uszanować twoją decyzję.
- A ty, rozmawiałaś z Andrzejem?
- Nie
. - odpowiedziałam chłodno.
- Jak to nie?
- Nie widzę potrzeby rozmawiania.
- Czyli Andrzej nic do ciebie nie pisze ani nie dzwoni, tak?
- Dokładnie tak.


Udawałam obojętną, chociaż tak naprawdę chciałam, żeby dzwonił. Byłam ciekawa co u niego, ale równocześnie odczuwałam coś w rodzaju strachu przed bardzo prawdopodobnym nawiązaniem do krótkiego listu, który zostawiłam w drzwiach w noc przed wyjazdem.

- Lecę spać. Długi dzień, muszę ochłonąć. Jutro zaczynam.
- No leć Słońce. Dobranoc.


Cmoknęłam w stronę mojej współlokatorki i zamknęłam się z laptopem w kuchni. Włączyłam Skype, oznaczyłam się jako ''dostępna'' i wybrałam z listy osobę, którą był Andrzej. Nie wiem co mną kierowało, ale nie zważając na jego status, który wskazywał  nieobecność i swoje obawy wykonałam połączenie. Po kilku sekundach ujrzałam obraz buforowania kamery. Moim oczom ukazał się on. Dość zdziwiony, ale uśmiechnięty.
- Michalina, cześć.
- Cześć Andrzej, cześć. 

- Fajnie, że zadzwoniłaś. Akurat 5 minut temu pojawiłem się na komputerze.
- O widzisz. 

Nasza rozmowa trwała dość długo, bo kiedy poczułam zmęczenie, była już dwunasta. Wrona opowiadał mi o meczach, treningach, Karolu, który od jakiś dwóch tygodni dziwnie się zachowuje i matce, która była kilka dni temu zapytać o mnie. Nim się spostrzegłam, była północ. Pracę zaczynałam o 13. Miałam do zrealizowania dwie sesje zdjęciowe w parku.

- Widzę, że jesteś zmęczona.
- Właściwie to masz rację, chyba będę się żegnać. 

- Nie będę cię zatrzymywał. - wyraźnie posmutniał. - Zobaczymy się jeszcze? Za niedługo?
- Nie wiem, Andrzej.
- Obiecaj mi, że tak.
- Nie chcę nic obiecywać, bo szykują mi się dość ciężkie dni w pracy, będę wracać do domu padnięta i pewnie ciężko będzie mnie złapać. Ciebie z resztą też. Masz mecze.
- Obiecaj.
- Nie mogę. -
kończyłam ostatniego już dzisiaj papierosa.
- Michalina.
- Tak?
- Przecież mnie kochasz. - popatrzył w kamerkę, a ja poczułam się tak, jakby stał obok i patrzył w moje oczy.
- Dobranoc.

Rozłączyłam się, wyłączyłam laptopa i udałam się w stronę łóżka.

piątek, 13 grudnia 2013

#8


Teraz jedno co się liczy, to żyć z samym sobą w zgodzie i by nasze życiorysy już pisały się spokojnie. Rodziny nie wybierasz i nie jeden pewnie by chciał urodzić się jeszcze raz. Zawsze może być gorzej, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.





Nadszedł czas rozprawy. Gdyby nie pieniądze Karola zapewne długo czekalibyśmy na ten dzień. Wszystko udało się załatwić w przeciągu dwóch tygodni, które były dla mnie koszmarem. Byłam pod ciągłą eskortą Karola, Oli i Andrzeja oraz ofiarą częstych telefonów Anity z prośbą o wycofanie oskarżenia dotyczącego ojca. Nawet spotkałyśmy się raz. Przepraszała za swoje zachowanie i ze łzami w oczach namawiała mnie do wybaczenia mu. Byłam nieugięta, a kiedy patrzyłam w lustrze na swoją siną twarz, a przed oczami miałam różne sceny z całego życia, moja zawziętość rosła. Byłam przecież dorosła. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś mną pomiatał. Nie zasłużyłam na to. Chciałam być szczęśliwa tak samo jak inni.



Siedzieliśmy w czwórkę pod salą rozpraw. Za kilka minut przyszedł do nas mój prawnik z całą dokumentacją. Wstydziłam się tego, że ktoś więcej niż ja dowie się o mojej przeszłości w domu. O naszej przeszłości, bo dotyczy to też Karola, chociaż w mniejszym stopniu.
Wszyscy weszliśmy do środka. Niepewnie usiadłam obok adwokata. Wprowadzono mojego ojca, który zajął miejsce na przeciwko mnie. Po chwili na sali pojawiła się matka. Miałam nadzieję, że chociaż raz będzie po mojej stronie i powie przed sądem całą prawdę.
Rozpoczął się proces. Byłam pierwszą przesłuchiwaną osobą. Nie potrafiłam nie płakać. O wszystkim o czym mówiłam wiedział tylko i wyłącznie Andrzej, bo nawet przed własnym bratem ukrywałam wiele rzeczy.
- A dlaczego nie zgłosiła pani tego wcześniej?
- Ponieważ matka mówiła mi, że ojciec taki już jest, i że jeżeli chce się kształcić i mieć pieniądze to muszę siedzieć cicho, a jeżeli powiem o czymkolwiek głośno, nasza rodzina straci na renomie z tak dobrej, bogatej i kochającej się wzajemnie na patologiczną. 

Roztrzęsiona usiadłam na miejsce.
Nadeszła kolej ojca. Odmówił jednak składania zeznań twierdząc, że do niczego się nie przyznaje, a ja wszystko sobie wymyśliłam, bo potrzebuję pieniędzy. Oczywiście mój prawnik zdementował to wykazując przed sądem dokumenty dotyczące pieniężnego stypendium jakie dostawałam nie mieszkając już w domu, pracę i pomoc brata.
Kolejno zeznawali Karol, Ola i Andrzej. Ten ostatni miał do powiedzenia najwięcej. Dokładnie opisał dwie niedawne sytuacje, w których ojciec mnie pobił. Kiedy skończył, sąd wezwał matkę.
- Oczywiście może pani odmówić składania zeznać.
- Odmawiam proszę Wysokiego Sądu.
- Dziękuję, proszę usiąść.
- Ile ci zapłacił?! 
Karol nie wytrzymał. Wstał i krzyknął. Matka nie odezwała się słowem. Odchodząc od barierki błądziła wzrokiem po podłodze.
- Jak mogłaś? - krzyknęłam.
- Pani Michalino i panie Karolu! Takie zachowania są w sądzie niedopuszczalne.

Kolejnym świadkiem był Franek oraz dwie sąsiadki z ulicy. Dziwiło mnie, że są po mojej stronie. Pamiętam sytuację, kiedy ojciec po każdej głośnej awanturze przekupywał je przetworami zrobionymi przez mamę, podwiezieniem do miasta, zaproszeniem na święta bądź sylwestra. Byłam im wdzięczna, że nie bały się powiedzieć prawdy.

W obliczu wszystkich oskarżeń w stronę ojca, nawet jego obrońca był bezradny.
- Przepraszam, czy mogę?
- Pani Kłos, a o co chodzi?
- Wysoki Sądzie, chciałabym zeznawać. 


Byłam zszokowana. Popatrzyłam na Karola, który miał zapewne taką samą minę jak ja

- Bił, kopał, poniżał... Kiedy sprzeciwiałam mu się i zakazywałam dotykania Michaliny i Karola, sama dostawałam. Bił tak, żeby nikt nie widział. Plecy, uda... 

Tak zaczęły się zeznania mamy. Długie. Mówiła 30 minut.

- Czy to wszystko? Chciałaby jeszcze pani coś dodać.
- Nie proszę Wysokiego Sądu. Powiedziałam już  chyba wszystko.
- Ty suko! Miałaś wszystko! -
ojciec rzucił wyzwiskiem w stronę matki.
- Panie Kłos!

Po naradzie ogłoszenie wyroku było tylko formalnością. Czekałam, aż usłyszę, ile lat dostanie nasz oprawca.
Po chwili w mojej głowie, zabrzmiała liczba 10. Karol  mówił, że za mało, a ja poczułam ulgę. Ojca wyprowadzono do aresztu, a ja wyszłam z budynku i opierając się o mur paliłam papierosa.
- Znowu palisz to świństwo.
- Chcę mi się palić, to palę
- Może chociaż trochę odkupiłam swoje winy
. Chociaż na chwilę byłam waszą mamą.
- Trochę tak i chociaż na chwilę. - odpowiedziałam chłodno.
- To...
- To narazie. 


Zostawiając zdezorientowaną matkę podeszłam do adwokata dziękując mu za wsparcie i pomoc w procesie. Po chwili wszyscy wróciliśmy do swoich obowiązków.

*

Siedziałam na kanapie i wkładałam ciuchy do dwóch walizek. Przede mną kolejna przeprowadzka. Chciałam wszystko zostawić i rozpocząć od początku. Przyjazd do Polski ze stażu w Londynie tylko spotęgował tęsknotę za Andrzejem. Trzymałam w ręce nasze zdjęcie, robione na wakacjach w Dubrowniku. Opaleni, uśmiechnięci, zakochani.  Wsadziłam je miedzy spakowane już rzeczy.
- Wejdź Olka! - krzyknęłam, kiedy usłyszałam donośne pukanie.
- To ja.
- O, cześć Andrzej.
- Przyniosłem ci pieniądze, o które mnie niedawno prosiłaś. Jeżeli będziesz potrzebować więcej to wal śmiało. Mam jeszcze coś, służę pomocą.
- Dziękuję, kiedy dostanę zaległą wypłatę i zarobię coś w Londynie, prześlę na konto.
- Nie śpiesz się.
- W porządku. Napijesz się czegoś?
- Nie, właściwie to wpadłem tylko podrzucić ci pieniądze. Jestem umówiony z koleżanką.
- Aha. - jego wypowiedź skwitowałam tylko jednym słowem.
- To do zobaczenia jutro na lotnisku.
- Dobranoc, Michalina. I byłbym zapomniał. Gratuluję wygranej.


I wyszedł. Ponownie usiadłam, a z moich oczu popłynęły łzy.  Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że wyjazd będzie najlepszym rozwiązaniem.  Rozległo się ponowne pukanie.
- Czego dusza pragnie?
- To ja!
- Masz jakieś wino? Cokolwiek?
- Coś mam, ale najpierw zapisz mi swój dokładny adres, telefony, mejle, skype i wszystko co może pomóc w kontaktowaniu się z tobą.
- Nawet tam nie dasz mi spokoju?
- Michalina!
- Żartuję. Już piszę.

Napisałam Oli wszystko o co prosiła. Przyniosłam z kuchni kieliszki i otworzyłam przyniesione przez nią wino.
- To taki pożegnalny babski wieczór mam rozumieć?
- Karol siedzi w domu i do nikogo się nie oddzywa. Mówi, że szanuje twoją decyzje, ale chyba ciężko mu do niej przywyknąć. Z rodziny ma tylko ciebie.
- Przyjadę w dniu,  w którym ty będziesz stawać się jego rodziną, a tym samym moją.
- Do tego jeszcze zapewne daleko. Nie śpieszy nam się.
- Prawidłowo.
- Andrzej pożyczył ci pieniądze?
- Pożyczył, pogratulował wygranej i wyszedł.
- A to skurwiel. Widziałam go w samochodzie pod restauracją. Zgadnij z kim był.
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Z Anitką!
- Z tą suką?!  A mnie mówił, że z koleżanką.-
nie dowierzając pokazałam palcami przysłowiowy cudzysłów.
- No, jak mówię, że z Anitą, to chyba proste, że nie z inną suką.
- Dobrze, że jadę. Bardzo.
- Jesteś pewna tego co robisz?
- Szczerze? Nie.
- To dlaczego to robisz?
- Bo ja muszę to zrobić.
- Nic nie musisz.
- Ola!
- Dobra! Zrobisz jak zechcesz. Ale nie pomogę ci się pakować. Niech to będzie oznaką mojego sprzeciwu, buntu i nie wiadomo czego jeszcze.


Ola zostawiła mnie gdzieś mniej więcej po północy. Przyjechał po nią Karol i zabrał do siebie. Ja zaś dopinałam ostatnie zamki w walizkach.
- Kurcze! 

Oczywiście nie spakowałam jeszcze kilku rzeczy. Drobiazgów. Długopisów, obrazków, kartek i zeszytów. Naszła mnie jednak myśl. Usiadłam przy kuchennym blacie i biorąc do ręki długopis bez większego namysłu, w dźwiękach jednej z moich ulubionych piosenek zaczęłam pisać. Przy okazji znowu zaczęłam płakać i dziwiłam się, że jeszcze mogę. Za mną w końcu dzień należący do tych bardziej płaczliwych. Złożyłam zapisany kawałek papieru i nie zważając na porę pobiegłam do mieszkania Karola i Andrzeja. Zatrzymałam się przed drzwiami i podpisując na kopercie swoje słowa skierowane do Wrony włożyłam ją między drzwi.

Nazajutrz o godzinie 10 miałam lot. Na lotnisku w Łodzi żegnał mnie tylko Karol z Olą, która płakała jakbym co najmniej umierała.
- Daj znać jak wylądujesz. Koniecznie!

Przytuliłam ich i skierowałam się w stronę samolotu. Zajęłam miejsce na pokładzie i w momencie startowania włożyłam do uszu słuchawki. Na odtwarzaczu zatrzymana była piosenka, której słuchałam w momencie pisania liściku do Andrzeja. Znałam każde z jego słów na pamięć i zaglądając przez samolotowe okno cały czas wypowiadałam je w myślach:


Pamiętaj, kto był obok a tak bardzo chciał być na pierwszym miejscu. Pamiętaj, kto patrzył na Ciebie z nadzieją na wspólne życie, nawet jeżeli nie było na to szansy.  Pamiętaj kto kocha cie najbardziej na świecie. Pamiętaj, kto zawsze już będzie Cię kochać. Pamiętaj, kogo przerosło życie w tym miejscu. Pamiętaj o mnie.

Niepostrzeżenie zasnęłam. 

piątek, 6 grudnia 2013

#7


I takie oblicze ma brak walki i rezygnacja, ale to są rzeczy, które już wiemy.



- Dlaczego się wyprowadziłaś?
- O tak. Po prostu. Nalać? - nie chciałam powiedzieć mu prawdy.
- Poproszę.
-W sumie to mam do ciebie pytanie. Jesteś  teraz szczęśliwy? - przy czerwonym winie o wiele rzeczy pyta się śmielej. Nieważne, że jest 1 w nocy.
- Wiesz, jestem. Mam dziewczynę, przyjaciół, wspaniałą rodzinę, pracę, dobrze zarabiam, lubię swoje zajęcie i jestem zdrowy. Chyba niczego więcej nie potrzebuje.
- To fajnie. - odrzekłam z lekkim uśmiechem na ustach dolewając sobie trunku.
- A ty?
- Co ja?
- No... Jesteś szczęśliwa?- wyczułam w głosie Andrzeja coś w rodzaju niepewności.
- Nie jestem. Przecież nie mam zbyt wielu powodów do szczęścia. Czym jest dobra praca w porównaniu do ukochanej drugiej połówki, wspierającej cię rodziny i zdrowia, którego niestety nie posiadam? Owszem, jest ważna, ale posiadanie jej nie ma takiego, hm... Koloru, jaki powinno.
- A przyjaciele?
- Rozjechali się po świecie. Nie chcą tu wracać.
- A zdrowie? Coś znowu nie tak?
- Ciągle leczę się na serce i kręgosłup.
- Kurcze. Zależy mi na tym, żebyś była szczęśliwa. Jak kiedyś.
- To niemożliwe. - rzuciłam obojętnie i dokończyłam swoje wino.
- Będę się zbierał.  - Andrzej zerwał się i z miną zbitego psa udał do wyjścia.

Było mi dziwnie. Cholernie. Siedziałam w bezruchu  bez pomysłu na to, co zrobić - czy wybiec za Andrzejem i powiedzieć o Anicie czy siedzieć na tyłku i ewentualnie iść spać. Wybrałam oczywiście drugą opcję. Zostałam w domu.

*

Nazajutrz po pracy udałam się do Oli. Opowiedziałam jej o wszystkim. Niestety umówiła się z Karolem i nasze plany zakupowe legły w gruzach. Potrzeba zakupienia nowej kurki wzięła górę i zdecydowałam, że pójdę sama, a z Olą będę w stałym, sms-owym kontakcie.

Wchodząc do ulubionego sklepu od razu rzucił mi się w oczy granatowy płaszczyk z futrzanym kapturem. Wzięłam do ręki dwa rozmiary i idąc do przymierzalni wyciągnęłam telefon. Przechodząc przez sklep pisałam wiadomość i bez zwrócenia najmniejszej uwagi na stan przymierzalni sklepowej rozsunęłam kotarę. Moim oczom ukazała się Anita, w dość kusej, czarnej sukience z odkrytymi plecami i mężczyzna, który szeptał jej do ucha coś w stylu: '' Pięknie wyglądasz''. Był mi bardzo znajomy, a kiedy przypatrywałam się jego twarzy przez kilka sekund nie dowierzałam.

- Kurwa. - na widok ojca tylko to mogłam z siebie wydusić.
- Nie nauczyli cię Michalina, że nie wchodzi się do zajętej przymierzalni?
- A ciebie nie nauczyli, że w przymierzalni pojedynczo mierzy się ciuchy, a nie maca po tyłkach? Tak się składa, że moja uwaga skupiła się na telefonie. Wybacz.
- Wyjdź. - Anita chyba nie była zadowolona. Ojciec też.

Zmierzyłam płaszcz i zdecydowałam się na zakup. Wędrówki po kolejnych sklepach pozwoliły mi opanować zdenerwowanie po dość nieprzyjemnym incydencie.  W pewnym momencie zobaczyłam, że grubość mojego portfela uległa zmianie. Odszukałam w torbie kluczyki od samochodu brata i udałam się w stronę podziemnego parkingu. Niespodziewanie ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął za filar.
- Ty suko.
- Puść mnie!
- krzyczałam.
- To, co dzisiaj zobaczyłaś ma zostać tylko i wyłącznie dla ciebie.

Byłam przerażona. Ojciec trzymał mnie za ramiona a Anita trzymała dłonią moją twarz wbijając w nią swoje długie, czerwone paznokcie.

- Jeżeli matka dowie się o czymkolwiek zniszczę cię.
- To samo tyczy się Andrzeja. Jak zamierzasz puścić parę z ust możesz żegnać się między innymi z pracą. Nie żartuję.

- A teraz zjeżdżaj, nieudaczniku.  - ojciec uderzył mnie pięścią w twarz. Kolejny raz.

Serce waliło mi jak zwariowane. Wsiadłam do samochodu i z piskiem opon ruszyłam w stronę domu brata. Zastałam Olę, Karola i Andrzeja. Torby z zakupami rzuciłam przy wejściu i z jeszcze bardziej siną niż poprzednio twarzą wbiegłam do kuchni, zamykając za sobą drzwi.

- Co się stało?
- Nie mam pojęcia Ola.
- Ja z nią pogadam. Zostańcie tu.


*
- Michalina?

Nie mogłam okłamać Oli. Dość tuszowania. Z twarzą w dłoniach opowiedziałam dokładnie co się stało. W drzwiach stanęli Andrzej z Karolem.

- Zbieraj się, jedziemy na policję! - dawno nie widziałam, aby mój brat był tak zdenerwowany.
- Karol, ale oni mnie zniszczą! - krzyczałam.
- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Dość wycierpiałaś.

Pod rękę z Olą zeszłam do auta. Wszyscy w czwórkę bez słowa pojechaliśmy na komisariat.

Roztrzęsiona złożyłam zeznania. Karol siedział obok i trzymał mnie za rękę. Ola sprowadziła nawet adwokata.

- Wie pan, że pańskie zeznania będą jednymi z kluczowych w procesie?
- Zeznam. Obawiam się, że jeszcze więcej mogłaby powiedzieć nasza matka.

- Karol, ona przecież nic nie powie. - powiedziałam cicho.
- Warto spróbować. - mecenas położył rękę na moim ramieniu. - Będzie dobrze. Tylko niech pani da sobie pomóc. 

Po północy byliśmy w domu. Andrzej użyczył mi ponownie swojego łóżka, a sam rozścielił pościel na fotelu. Usiadł koło mnie. Milczeliśmy jakieś 15 minut. Mniej więcej. W końcu przerwałam  tę ciszę.

- Przepraszam. Byłeś szczęśliwy a ja wszystko spieprzyłam. Z tak błahej sytuacji w przymierzalni rozpętała się wielka burza.
- Nie byłem szczęśliwy. Kłamałem.
- I tak przepraszam.

-Za co mnie przepraszasz? Za to, że uwolniłem się od kobiety, której nigdy nie powinienem spotkać? Nie kochałem jej.
- To dlaczego...

- Dlaczego z nią byłem? Jak człowiekowi doskwiera samotność, jest w stanie czepić się wszystkiego, co chociaż trochę pomoże mu poczuć się inaczej.
- Racja.- odrzekłam wzdychając przy tym.
- Nienawidzę twojego ojca za to co ci zrobił. Bardziej niż Anity.
- Przestań, nie rozmawiajmy już o tym. Nie chcę znowu obwiniać się za tak fatalne zakończenie twojego związku.

- Michalina. Błagam cię. Teraz najważniejsze jest, aby twój ojciec odpowiedział za wszystko. Za przeszłość, teraźniejszość i plany na przyszłość względem ciebie. 
- Po procesie wyjeżdżam. 
- Jak to?
- Do Londynu. Do kuzynek. Pewnie przyjmą mnie drugi raz.
- Jesteś pewna?

- Tak. W stu procentach. Tylko jest mały problem. Potrzebowałabym pożyczki na bilet i na start.
- Jasne. Możesz na mnie liczyć.
- Dzięki. -
uśmiechnęłam się do Andrzeja i nakryłam kołdrą. W przeciągu kilku minut udało mi się zasnąć.


*


niedziela, 1 grudnia 2013

#6


Ile kosztuje szczęście?


Na przemian łapałam za klamkę i zabierałam z niej dłoń. Pomimo zachowania Karola przyszłam do mieszkania chłopaków z nadzieją, że zastanę brata samego. Bezszelestnie otworzyłam drzwi. Weszłam do środka i stanęłam opierając się o ścianę. Karol pił herbatę i siedział na fotelu, odwrócony tyłem.

- Andrzej to mój były. To dokładnie ten koleś, o którym mówiłam, że traktuję go tak, jakby nic nigdy się nie stało i ten, do którego życia nie zamierzam się wtrącać. Andrzej zdecydował, że nic ci nie powie, bo wiedział, że chciałeś odnowić nasze kontakty. Wiedział też, że nie mam innej opcji, jak tylko prosić cię o pomoc. Teraz, kiedy już razem nie mieszkamy mogę ci o wszystkim powiedzieć.

Karol wstał i przytulił mnie.

- Teraz rozumiem, że twój pozornie dobry kontakt z Andrzejem to tylko starania o to, żeby było normalnie, a nie żadne przystawiania się i rozwalanie związków. Przepraszam.  Nie powinienem był tak mówić.  Gdyby nie to, że powiedziałem o kilka słów za dużo tobie i Anicie, dalej mieszkałabyś z nami i może z czasem dowiedziałbym się prawdy. Spieprzyłem sprawę.

Był wyraźnie załamany. W duchu jednak trochę się cieszyłam , że jest mu głupio i ma wyrzuty sumienia.

- No, Anita wyzwała mnie od suk. Właściwie niewinnie.
- Michalina, wróć do nas.
- Nie wrócę. Nie ma takiej opcji. Jak będzie wyglądała moja egzystencja w tych ścianach, jeżeli Anita wpadnie na herbatkę 7 razy w tygodniu, kiedy tylko będę w domu pod pretekstem kontroli Andrzeja? Nie zamierzam się męczyć. Znalazłam pracę, dam sobie radę. W sumie to dostałam już pierwsze pieniądze i oddam ci już dziś pierwszą część pożyczonych pieniędzy.
- Zwariowałaś?!
- Weź je. Będę się lepiej czuła wiedząc, że mój dług u ciebie maleje. Weźmiesz za to Olkę do kina, czy coś.
- Siostra, co ty teraz zamierzasz?
- Wynajęłam mieszkanie, pracuję, chce wziąć pożyczkę i kupić samochód. Reszta sama się jakoś ułoży.
- Ech...
- A u Ciebie wszystko gra?
-Tak, jadę jutro z Olą do jej rodziców na weekend. W domu zostaje sam Andrzej bo Anita też jedzie do rodziców.
- Nie bierze go?
- Nie wiem jak to między nimi jest. Nie wtrącam się.

Uśmiechnęłam się pod nosem i pożegnałam brata buziakiem w policzek. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę supermarketu.

*
Poprosiłam Olę, aby przyjechała pod supermarket i zabrała mnie i moje reklamówki do domu. W sumie i tak miałyśmy się spotkać. Wiedziałam, że mogę na nią liczyć bo za 10 minut zjawiła się na parkingu i z uśmiechem na ustach machała mi obiema rękami. Zakupy zapakowałam do bagażnika i usiadłam na siedzeniu pasażera.
- Dzięki, kochana jesteś.
- Nie ma sprawy. Cholera jasna! - Olka uderzyła pięścią o kierownicę.
- Co jest?
- Jakiś palant zajechał nam przejazd z parkingu do głównej ulicy. Nie mają gdzie się obściskiwać tylko na środku drogi. Boże. Co za ludzie.
- Ola?
- No?
- To nie jest Anita?
- Jaka Anita?
- No nasza ulubiona, andrzejowa.
- Włosy się zgadzają, twarz chyba też. Poczekajmy, zaraz wysiądzie.

Z eleganckiego czarnego mercedesa wysiadł nie kto inny jak dziewczyna Wrony. Nerwowo rozglądała się na boki, po czym wbiegła do sklepu.

- No to ładnie. Jak powiemy Karolowi to nam nie uwierzy. Powie, że ja wymyślam, a ty jesteś przeze mnie nakręcona.
- Nie, nie. Karolowi nie ma co mówić. Masz rację.
- Może po prostu się nie wtrącajmy się w tą sprawę.
- Zwariowałaś? - Ola popukała się w czoło. - Przecież to dla ciebie szansa. Jak się rozstaną to może wrócicie do siebie!
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Dla mnie sprawa jest prosta. Albo wreszcie zawalczysz o swoje szczęście, albo będziesz siedziała jak mysz pod miotłą i w końcu pęknie ci serce jak na twoich oczach ta suka będzie robić miłość twojego życia w bambusa.
- No ale jak ty to sobie wyobrażasz? Że przyjdę do chłopaków i krzyknę, że Anitka zdradza Andrzeja po czym podejdę do niego i powiem, że ma być ze mną?
- Kobieto. Zero wyobraźni. Ogarniemy tą niunię i tego jej fagasa, sprowokujemy Andrzeja, który sam ich zobaczy.
- Mamy ich śledzić?  Obydwie pracujemy, jak ty to sobie wyobrażasz?
- Wchodzisz w to czy nie? Bo ja to robię dla Ciebie, Michaśka.
- Wchodzę. - z niepewnością w głosie przybiłam Oli symbolicznego żółwika.

*


Jesteśmy okropne. Knujemy coś za plecami chłopaków, uśmiechając się do siebie i machając aparatem. Ola w drużynie zajmuje się tylko zdjęciami, ja mam niestety więcej obowiązków i rzadko spotykamy się w pracy.

Po meczu wybiegłyśmy z sali z impetem i ukryłyśmy się krzakach za halą.

- Zachowujemy się jak wariatki. Ale przypomniało mi się, że nasze śledztwo musi zostać przerwane, bo przecież jadę z Karolem do rodziców.
- I zaciągnęłaś mnie w krzaki tylko po to, żeby mi o tym powiedzieć?
- Cicho, bo nas usłyszą!
- Jedź spokojnie, a ja się wszystkim zajmę. Spróbuję wyczaić Anitę.
- No, wreszcie mówisz do rzeczy. A ja tymczasem spadam kochanie, bo Karol już idzie i od razu kierujemy się w rodzinne strony. Jesteśmy w kontakcie.

Ten cały pomysł Olki wydawał się chory, ale im dłużej w nim tkwiłam, tym bardziej mi się podobał. Wykorzystałam fakt, że Anita była na meczu Skry. Spięłam grzywkę do tyłu i dając Frankowi 50 złotych za paliwo rozkazałam za nią jechać. On zaś o nic nie zapytał, tylko pokręcił głową i kazał mi wsiadać.

Dojechaliśmy jakieś 10 kilometrów za Bełchatów. Anita wjechała w uliczkę bogatych domów jednorodzinnych i zaparkowała na samym jej końcu. Zatrzymaliśmy się przed wjazdem. Sprytnie wysiadłam  i chowając się za zaparkowanymi samochodami podążałam za  Anitą, która z butelką najprawdopodobniej wina wskoczyła w ramiona jakiegoś faceta. On zaś złapał ją za pośladki i zaciągnął do domu. Dwadzieścia minut później byłam u siebie. Wzięłam prysznic, po czym ubrałam tylko bokserki  i naciągnięty podkoszulek. Moje nie do końca wytarte włosy natychmiast zrobiły plamę na ubraniu. Koszulka przykleiła się do mojego biustu. Z jabłkiem w dłoni tańczyłam na środku salonu podśpiewując jakąś piosenkę niedawno usłyszaną w radiu. Nagle ktoś zapukał.

- O Boże! Teraz?! - powiedziałam do siebie unosząc oczy do góry. Byłam pewna, że to Olka, która zapewne odwołała wyjazd na sobotni poranek. Bez zastanowienia otworzyłam  drzwi. Moim oczom ukazał się Andrzej. Nieproszony wszedł do środka, rzucił torbę na fotel i rozłożył ręce.

- Zostaliśmy sami, więc musimy sobie radzić. Może ciasteczko? - uniósł w górę paczkę kokosowych Jeżyków, dokładnie tych, które lubiłam najbardziej.
- A właściwie, to skąd wiesz, że tu mieszkam?
- A czy to ważne?
- Dla mnie tak.
- Oj no. Karol się wygadał.
- Świat jest za mały. Nic nie może zostać utrzymane w tajemnicy.
- Nie gadaj, tylko usiądź.