czwartek, 26 grudnia 2013

#10


To nie jest normalne, dostaję szału i mam tą fobię
Magnes zbliża mnie do ciebie, magnes ciągnie ciebie do mnie.



Boże Narodzenie w Londynie wyglądało zupełnie inaczej niż w Polsce. A przynajmniej tak właśnie je odczuwałam. Pomimo tysiąca ozdóbek, choinek udekorowanych w różnego rodzaju światełka, czegoś brakowało. Mianowicie polskości. Po prostu. Ciężko było ją zdefiniować. To po prostu się czuło. Na swój sposób.

Po pracy wybrałam się do jednego ze sklepików w tej bardziej polskiej dzielnicy.
- Dla Karola, dla Andrzeja, dla mamy, dla Franka, dla Wlazłych...

Trzymałam w rękach multum różnych kartek świątecznych i nawet przy tak banalnych wyborach odezwała się moja stu procentowa, kobieca natura. Stałam obok nich jakieś 15 minut po czym obkupiona nie tylko kartkami opuściłam sklep.


- No. Wreszcie. Byłam dziś po pracy w plenerze. Te czerwone autobusy całkiem fajnie komponują się w szarości nieba i tych wszystkich ulic. Ojej.

Moja współlokatorka ciągle odkrywała Londyn. Codziennie przychodziła do domu z innymi, mniej lub bardziej osobistymi doświadczeniami. Dziś jednak moją uwagę zwróciły jej spakowane walizki. Miałam zapytać o co chodzi, ale wyprzedziła mnie.

- Myślisz, że powinnam zadzwonić do Karola? No wiesz, z życzeniami?
- W sumie to nie głupi pomysł, pomimo, że to facet pierwszy ma odezwać się do kobiety. Na święta możesz zrobić wyjątek.
- Ciekawe czy mają wolne, ciekawe co robi.
- Ola, błagam cię. Zajmij się czymś, co pomoże ci o tym nie myśleć.
- Michalina! Ty myślisz, że tak łatwo zapomnieć o kimś, kogo ciągle się kocha? Może nawet jeszcze bardziej niż przed rozstaniem?
- No co ty nie powiesz?!
- To może chociaż przestań udawać, że nie rusza cię to, co zostawiłaś w Polsce. Wolałaś uciec.
- Przepraszam bardzo! Odezwała się ta, która zrobiła dokładnie to samo!
- Ale nie ta, która miała szanse wszystko zmienić!
- Co zmienić?! Dopiero tutaj mogę wszystko naprawić. Wszystko, czyli swoje życie. I przestań mi już truć o Andrzeju, bo przez ostatnie dwa tygodnie codziennie poruszasz ten temat.
- Aha, będziesz układać wszystko sama?
- A mam inne wyjście?
- Tak kretynko! On na ciebie czeka! Tylko musisz przyjechać. Szuka pocieszenia u Anity, bo brakuje mu ciebie.
- A powiedział ci to?
- No... Nie. Nie powiedział.

Nagle zrozumiałam, że walizki Oli symbolizują nic innego jak koniec urlopu, a uśmiechy szefa na temat dalszego pobytu Oli w pracy dotyczą tego, że śmieszy go moja niewiedza o całym zajściu. Zrozumiałam też, że wszystko co mówiła to tylko dobra gra aktorska, która miała zmusić mnie do przyjazdu do Polski. Wszystko wymyśliła razem z Karolem.

- Już teraz rozumiesz po co tu przyjechałam? Miałam sprawić, że wrócisz ze mną dziś do kraju, ale jesteś tak twarda i zawzięta, że mi chyba nie wyszło.
- Masz racje. Nie wyszło.
- Michalina. Powiedz coś więcej, proszę.
- Od kiedy pamiętam ktoś próbuje zmieniać moje życie i utrudnia mi to, żebym zrobiła z nim co chce i przeżyła je na swój sposób. Najpierw ojciec, matka,  Anita, Andrzej, a teraz wy.
- Chcieliśmy,żebyś znowu była szczęśliwa. Tyle przeszłaś... Chcieliśmy ci pomóc. Karol mówił, że kiedy miałaś faceta byłaś taka radosna i żałuje, że już wtedy go nie poznał. To szansa dla was.
- A pomyśleliście, że związek tworzą dwie osoby a nie cztery? Że jeżeli planujecie coś za naszymi plecami, powinniście znać zdanie nie tylko moje, ale i Andrzeja? Może właśnie zniszczylibyście to, co łączy go z Anitą, a ja znowu wyszłabym na jakąś szmatę, która pojawia się tam, gdzie jej nie trzeba.
- Michalina, przesadzasz.
- Nie przesadzam. Stwierdzam tylko, jak bardzo nieprzemyślane potrafią być działania ludzkie, te tak zwane ' w dobrej wierze'.
- Wrócisz ze mną, czy mam lecieć sama?
- Odwiozę cię na lotnisko, ale zostaję w Londynie. Intencje może były dobre, ale udział osób trzecich nic tutaj nie zdziała. To jest sprawa moja i Andrzeja.
- Ale on cie kocha.
- I spotyka się z Anitą. Brawo. Gratuluję mu dojrzałości. I nie broń go, Olka, bo nic tym nie wskórasz.

Przez chwilę wydawało mi się, że miała rację. Zapaliłam papierosa i szybko odegnałam od siebie te myśli. Z całej tej akcji nic dobrego by nie wyszło, a ja znowu zostałabym na lodzie.

*

Do wigilii pozostał jeden dzień. Od dziś miałam wolne i sporo czasu, aby przygotować coś na choć trochę polską kolację. Kuzynki porozjeżdżały się do rodzin swoich mężów i cała kamienica była do mojej dyspozycji. Krzątałam się po pokoju z odkurzaczem i szmatką do ścierania kurzu. Moje przedświąteczne porządki zwieńczyłam oczywiście wyjściem do sklepu na zakupy. Oczywiście nie tylko spożywcze. Dzień zleciał mi dość szybko. Wracając do kamienicy moje ręce obarczone były co najmniej pięcioma reklamówkami plus torebką. Na domiar złego jedna z nich wyślizgnęła się i usłyszałam tylko tłukące się jajka.
- Fuck. - powiedziałam przez zęby i odkładając resztę zakupów na bok zaczęłam zbierać z chodnika popękane  skorupki.
- Let me help you! - ktoś schylił się po moje bagaże.
- That would be great. I live on the first floor.

Akcent mojego pomocnika był jednak zbyt... Polski. Wstałam i przestając zajmować się reklamówkami, zwróciłam uwagę na stojącego obok mnie dość postawnego i wysokiego mężczyznę.
- Andrzej? Co Ty tu robisz?
- Przyjechałem cię odwiedzić.
- Sam?
- No nie do końca. Zabrałem się z Anitą i jej rodziną. W tym roku spędzają święta w Londynie.
- Cóż za wspaniały zbieg okoliczności. Niebywałe.
Przewróciłam teatralnie oczami wywołując uśmiech na twarzy Andrzeja.
- Z czego się śmiejesz wielkoludzie?
- Z ciebie.
- Uważaj, żebym się z ciebie za chwile nie pośmiała.
- Śmiej. A wracając do tematu. Powiedziałem jej, że jedną noc spędzę u kumpla, z którym nie widziałem się sto lat.
- Przecież Marcin  nie mieszka w Londynie od kilku miesięcy.
- To jest bardzo nieistotny szczegół w tej sytuacji. Przynajmniej pozwoli nam spokojnie porozmawiać i nie będzie nas napastować telefonami.

Świat jest za mały. Zdecydowanie.

- Wejdźmy na górę. Zaparzę ci herbaty.

*

-A więc tak mieszkasz. Jest okej.
- No jakoś sobie radzę.
- Zawsze sobie radziłaś. Poczekaj moment.

Andrzej wstał i wyciągnął z kieszeni pendrive'a.

- O kurczę. Nareszcie odzyskałam moje zdjęcia.
- Jesteś wredna. Mogłaś mi chociaż podziękować.
- I za to mnie właśnie wszyscy ...
- Co?
- A nic. Pójdę po ciastko.

Zostawiłam mojego towarzysza samego.
- Olka, co on tutaj robi?
- Ale kto?
- No Andrzej!
- Andrzej?! Nie mów, że jest u Ciebie?!
- Jest. Z resztą opowiem ci wszystko, ale później.

Mój krótki telefon do Oli spowodował, że wyszłam z pomieszczenia bez ciasta.
- Wiesz Michaśka, zastanawiam się po co ty poszłaś do tej kuchni, skoro ciasto stoi na stole.
- O! Faktycznie.

Popołudnie i wieczór zleciały nam na długich rozmowach o niczym. Oglądaliśmy zdjęcia pijanych kolegów z poszczególnych imprez i spotkań. Uśmiałam się do łez. Andrzej z resztą też.
- Tak się uśmiałam, że ...
- Spociłaś się jak pedofil w Disneylandzie. Idź się już wykąpać, bo czuć.
- Nienawidzę cie. Po pierwsze bardzo ładnie pachnę, a po drugie to mój dom i mogę sobie śmierdzieć ile mi się podoba.

Dawno nie miałam tak wesołego wieczoru. Przez chwilę poczułam się tak, jak dawniej. Zniknęłam w łazience na jakieś 20 minut, a gościowi nakazałam poczuć się jak u siebie i zrobić dobrą kolację. Pewna, że Andrzej siedzi w kuchni i przyrządza posiłek, wyszłam z łazienki w ręczniku. Mokre włosy przysłaniały mi całą twarz, a spaghetti zrobione przez Andrzeja wylądowało centralnie na moim jedynym w tym momencie okryciu.

- No ładnie, Wrona. Wychodzisz z kuchni, zderzasz się ze mną a na domiar złego brudzisz moje ręczniki.
- Będzie go trzeba wymienić. Najlepiej jak najszybciej, bo plama z sosu najlepiej wypierze się, kiedy nie będzie zaschnięta.
- Znawca się znalazł.
- Mogę nawet wyprać ten ręcznik jeśli chcesz.

Nie zważając na to, że pod ręcznikiem miałam stanik i dosyć wycięte figi rzuciłam ręcznik w stronę wanny.
- No co się tak gapisz? Baby w staniku nie widziałeś?
- To idę prać.

Rozkojarzony Andrzej ochoczo prał ręcznik w wannie, wypinając przy tym swoje szanowne cztery litery.

- A masz!

Kopnęłam go w tyłek i widząc jego udawaną złość uciekłam do sypialni przytrzymując plecami drzwi.

- Teraz nadszedł twój koniec. Zniszczę cię, Kłosowa.
- Nie, proszę, tylko nie łaskocz! Andrzej!

Moje słowa na nic się nie zdały po to ogromne cielsko ważące jakieś dwie tony przygniotło mnie do materaca i perfidnie łaskotało wbijając palce w żebra.

- Nienawidzę cię Wrona! Przestań, bo zaraz cie ugryzę.
- Ucisz się!
- Bo co?!

Dwutonowe cielsko przestało zajmować się moimi żebrami tylko językiem. Nie miałam nic przeciwko. Oplotłam ręce wokół szyi Andrzeja i oddawałam pocałunki. Nagle oderwał się ode mnie i powiedział.
- Chcę tego.
Po tych słowach zdjął ze mnie pozostałe części garderoby i nie napotykając na żadne przeszkody zrobił to, co do niego należało. 

wtorek, 24 grudnia 2013

Bożonarodzeniowo

Dziś nie będzie rozdziału.


Kochane Blogerki! Z okazji tegorocznych świąt życzę Wam przede wszystkim tego, czego mnie osobiście brakuje, a co bardzo chciałabym mieć. Przede wszystkim pełnej, kochającej się rodziny siedzącej przy stole wigilijnym, aby ktokolwiek, kto widzi wasz smutek w te szczególne dni nie przeszedł obojętnie, tylko objął ramieniem, sprawiając, że na Waszej twarzy zagości uśmiech. Życzę Wam wiary w siebie i w swoje możliwości, abyście nie bały się uwierzyć w to, co możecie zdziałać. Grunt, to dobra motywacja. Życzę wam spokoju, odpoczynku od szarej codzienności i zabiegania, a także zastanowienia nad sobą. Bądźcie przez cały rok zdrowe, bo bez tego ciężko cokolwiek zdziałać. Życzę wam, abyście odnalazły w sobie siłę, która być może nie została do końca odkryta, aby zaskoczenie jakie przyniosą ze sobą kolejne dni życia były dla was umacniającymi doświadczeniami, a nie masą powodów zwątpienia. Życzę Wam miłości, a tym samym osoby, która swoją obecnością pomoże wam nie zwariować w trudach codzienności, bo ja osobiście bez takowej bym oszalała. Pamiętajcie, aby uwierzyć w to, że będzie lepiej, bo wiara, jak to powiedział kiedyś ktoś mądry, czyni cuda. Na sam koniec, życzę Wam, abyście znajdowali na swojej drodze cudownych ludzi, którzy będą dla Was inspiracją oraz dobrych przyjaciół.


życzenia noworoczne będą krótsze. 

piątek, 20 grudnia 2013

#9




Powinnam się poddać czy po prostu dalej podążać ścieżką?
Nawet jeśli to prowadzi donikąd - czy byłoby to marnotrawstwem?
Nawet jeśli znałabym swoje miejsce - czy powinnam to tak zostawić?
Powinnam się poddać czy po prostu dalej podążać ścieżką?


Jak było w Londynie? Po miesiącu pobytu mogę stwierdzić, że w porządku. Dopracowywałam swój całkiem niezły już akcent, zwiedzałam, pracowałam na zastępstwie za ciężarną kuzynkę jako fotograf w jednym z zakładów fotograficznych, robiłam to, co lubię najbardziej i dobrze zarabiałam. Wszystkie długi udało mi się zwrócić dość szybko. Trzy plenery zdjęciowe były dość szybkim zastrzykiem gotówki. Oprócz tego wszystkiego robiłam mnóstwo zakupów. Kuzynki mieszkały w kamienicy w samym sercu miasta. Do dyspozycji dla siebie miałam jedno piętro z trzema miejscami do spania, aneksem kuchennym i małą łazienką.

*

Pewnego wieczoru siedziałam w kuchni z laptopem pijąc herbatę.  Przerabiałam zdjęcia, a przy okazji czekałam na Olę. Obiecała, że wejdzie na Skype i porozmawiamy. Umówiłyśmy się o 19, a o 21 ciągle jej nie było. Moje oczekiwania przerwało ciche, niepewne pukanie. Zerwałam się i nie patrząc w wizjer otworzyłam drzwi.

- Dobrze trafiłam?
- Olka?! Słońce, co Ty tu robisz?
- Zamiast pytać, lepiej mnie wpuść. Zmarzłam.
- Jasne! Wchodź, ale ...
- Nie ma żadnego "ale". To niespodzianka. Stęskniłam się
. - odpowiedziała z uśmiechem.

To co się wydarzyło nie było normalne. Olka przez kilka dni nie odbierała telefonów i nie odpisywała na wiadomości, po czym zjawiła się w Londynie. Weszła do kuchni i jak gdyby nigdy nic zrobiła sobie herbatę.
Przysiadła się do mnie i zaczęła opowiadać o ostatnim plenerze zdjęciowym i o tym, jak bardzo chciałaby sfotografować Londyńskie ulice.

-  Na ile przyjechałaś?
- Na dwa tygodnie. Mam urlop.
- wtrąciła i kontynuowała swoją opowieść.

Rozmowa o rzeczach mniej ważnych dotyczących życia w Bełchatowie trwała co najmniej dwie godziny, po których Ola poszła wziąć kąpiel.   Po kilkunastu minutach skorzystałam z wolnej już łazienki i biorąc prysznic myślałam nad ewentualnym pytaniem, jakie mogłabym zadać Oli, aby się wygadała. Doszłam jednak do wniosku, że jeżeli będzie chciała porozmawiać, na pewno mi o tym powie.

Wyszłam z łazienki i rozczesując swoje długie włosy milczałam.

- Michalina, bo ...
- Bo co?
- na jej słowa wyprostowałam się.
- Właściwie to nie wiem od czego zacząć.
- Najlepiej od początku.
- Tak naprawdę to nie wiem do kiedy tutaj jestem.
- Jak to nie wiesz? A co z pracą? Przecież musisz w niej być codziennie.
- Zwolniłam się.

- Mam zadzwonić do Franka i go porządnie objechać, że nie zareagował na powody przez które odeszłaś z pracy?
- Musieliby zwolnić Karola.
- Nie bardzo rozumiem.
- uniosłam do góry jedną brew i przekrzywiłam głowę.
- Karol mnie rzucił.
- Co?!
- To. 


Po tych słowach Ola rozpłakała się zmuszając mnie do tego, abym usiadła obok niej. Kładąc głowę na moje uda położyła się na kanapie.

- Nie pytaj dlaczego. Nie wiem. Powiedział, że chce być sam i poprosił, abym wyszła z jego domu. Mogę się u ciebie zatrzymać?
- Jasne. Dziewczyny szukały jeszcze jednej osoby, z którą mogłabym wynajmować to piętro z ich kamienicy. Ale jak to? Zostawiłaś wszystko i przyleciałaś tutaj? 

- I mówi to osoba, która zapoczątkowała ucieczki.
- Kiedy to się stało?
- W poniedziałek.
- I ja dowiaduje się o tym dopiero dzisiaj?
- Michalina, przepraszam. Przepraszam, że nie dawałam znaku życia.
- W sumie to rozumiem, ale nie wiem co mam powiedzieć. Naprawdę. Może wydać się to płytkie, ale doskonale cię rozumiem.
- Wiem. Dlatego tutaj jestem.
- Jeżeli jesteśmy już tutaj we dwie, musimy sobie dawać wspólnie radę. Nie ma wyjścia. Co na to rodzice?
- Powiedzieli, że jestem dorosła i we wszystkim co zrobię wspomogą mnie. Musze znaleźć pracę. Pomożesz mi?

- Chciałabym, żebyś pracowała ze mną, ale niewiele mogę zdziałać. Co prawda szef przymierza się do tego, że nawet jeżeli Kornelia wróci po macierzyńskim zostawi mnie w pracy, ale nie chcę robić teraz zamieszania. Chociaż coś na pewno wykombinuję. Zakład dobrze prosperuje, może akurat przydałby się jeszcze jeden fotograf. Bądźmy dobrej myśli.

Na moje słowa Ola wyraźnie się uśmiechnęła i przytuliła mnie. Obiecała mi, że rano zejdziemy do kuzynek, porozmawiamy o sprawach dotyczących jej mieszkania tutaj i wyjdziemy na zakupy.

*


Minął tydzień od niespodziewanego przyjazdu Oli. Po wszystkich załatwionych formalnościach Kornelia,  mając dobre kontakty z szefem, który jak się okazało jest ojcem jej dziecka, zaproponowała Oli pracę ze mną w duecie. Wszystko potoczyło się tak szybko, że ona sama nie mogła w to uwierzyć. Kornelia sprowadziła ją jednak na ziemie mówiąc, że tak właśnie wygląda londyńskie życie. Nigdy nie wiadomo, co stanie się jutro. Ja zaś w stu procentach popierałam moją kuzynkę. Przez rok czasu dokładnie tak samo postrzegałam Londyn.

Postanowiłyśmy uczcić nasze sukcesy i siadając przy moim ulubionym winie i pizzy, które nie były dość dobrym połączeniem zaczęłyśmy rozmawiać.
- Wiesz co Michaśka? Gdyby tam było wszystko tak proste jak tutaj, byłoby za pięknie. Za to, że jesteśmy tak daleko od domów, bliskich i kraju, mamy fajniejszą pracę, mieszkanie, zakupy za lepsza cenę, łatwość zapominania o przeszłości i wolne wieczory.
- Coś za coś, moja droga. Wiesz, jestem zła na Karola. Cholernie zła.
- Mam do ciebie prośbę. Jeżeli będziecie rozmawiać, nie mów, że tu jestem.
- Ale jak to mam nie mówić? Nie chcesz, żeby dowiedział się, co zrobił? Nie chcesz, żeby miał wyrzuty sumienia?
- Chce zapomnieć. Chce przestać myśleć o tym, co się wydarzyło. Kiedyś się dowie, że tu jestem.Jak na razie, sama muszę wszystko ogarnąć, bo jak do tej pory nic w moim życiu nie działo się tak szybko jak ten wyjazd i ułożenie wszystkiego.
- Dobrze, skoro tak będzie dla ciebie lepiej, nie pozostaje mi nic innego jak uszanować twoją decyzję.
- A ty, rozmawiałaś z Andrzejem?
- Nie
. - odpowiedziałam chłodno.
- Jak to nie?
- Nie widzę potrzeby rozmawiania.
- Czyli Andrzej nic do ciebie nie pisze ani nie dzwoni, tak?
- Dokładnie tak.


Udawałam obojętną, chociaż tak naprawdę chciałam, żeby dzwonił. Byłam ciekawa co u niego, ale równocześnie odczuwałam coś w rodzaju strachu przed bardzo prawdopodobnym nawiązaniem do krótkiego listu, który zostawiłam w drzwiach w noc przed wyjazdem.

- Lecę spać. Długi dzień, muszę ochłonąć. Jutro zaczynam.
- No leć Słońce. Dobranoc.


Cmoknęłam w stronę mojej współlokatorki i zamknęłam się z laptopem w kuchni. Włączyłam Skype, oznaczyłam się jako ''dostępna'' i wybrałam z listy osobę, którą był Andrzej. Nie wiem co mną kierowało, ale nie zważając na jego status, który wskazywał  nieobecność i swoje obawy wykonałam połączenie. Po kilku sekundach ujrzałam obraz buforowania kamery. Moim oczom ukazał się on. Dość zdziwiony, ale uśmiechnięty.
- Michalina, cześć.
- Cześć Andrzej, cześć. 

- Fajnie, że zadzwoniłaś. Akurat 5 minut temu pojawiłem się na komputerze.
- O widzisz. 

Nasza rozmowa trwała dość długo, bo kiedy poczułam zmęczenie, była już dwunasta. Wrona opowiadał mi o meczach, treningach, Karolu, który od jakiś dwóch tygodni dziwnie się zachowuje i matce, która była kilka dni temu zapytać o mnie. Nim się spostrzegłam, była północ. Pracę zaczynałam o 13. Miałam do zrealizowania dwie sesje zdjęciowe w parku.

- Widzę, że jesteś zmęczona.
- Właściwie to masz rację, chyba będę się żegnać. 

- Nie będę cię zatrzymywał. - wyraźnie posmutniał. - Zobaczymy się jeszcze? Za niedługo?
- Nie wiem, Andrzej.
- Obiecaj mi, że tak.
- Nie chcę nic obiecywać, bo szykują mi się dość ciężkie dni w pracy, będę wracać do domu padnięta i pewnie ciężko będzie mnie złapać. Ciebie z resztą też. Masz mecze.
- Obiecaj.
- Nie mogę. -
kończyłam ostatniego już dzisiaj papierosa.
- Michalina.
- Tak?
- Przecież mnie kochasz. - popatrzył w kamerkę, a ja poczułam się tak, jakby stał obok i patrzył w moje oczy.
- Dobranoc.

Rozłączyłam się, wyłączyłam laptopa i udałam się w stronę łóżka.

piątek, 13 grudnia 2013

#8


Teraz jedno co się liczy, to żyć z samym sobą w zgodzie i by nasze życiorysy już pisały się spokojnie. Rodziny nie wybierasz i nie jeden pewnie by chciał urodzić się jeszcze raz. Zawsze może być gorzej, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.





Nadszedł czas rozprawy. Gdyby nie pieniądze Karola zapewne długo czekalibyśmy na ten dzień. Wszystko udało się załatwić w przeciągu dwóch tygodni, które były dla mnie koszmarem. Byłam pod ciągłą eskortą Karola, Oli i Andrzeja oraz ofiarą częstych telefonów Anity z prośbą o wycofanie oskarżenia dotyczącego ojca. Nawet spotkałyśmy się raz. Przepraszała za swoje zachowanie i ze łzami w oczach namawiała mnie do wybaczenia mu. Byłam nieugięta, a kiedy patrzyłam w lustrze na swoją siną twarz, a przed oczami miałam różne sceny z całego życia, moja zawziętość rosła. Byłam przecież dorosła. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś mną pomiatał. Nie zasłużyłam na to. Chciałam być szczęśliwa tak samo jak inni.



Siedzieliśmy w czwórkę pod salą rozpraw. Za kilka minut przyszedł do nas mój prawnik z całą dokumentacją. Wstydziłam się tego, że ktoś więcej niż ja dowie się o mojej przeszłości w domu. O naszej przeszłości, bo dotyczy to też Karola, chociaż w mniejszym stopniu.
Wszyscy weszliśmy do środka. Niepewnie usiadłam obok adwokata. Wprowadzono mojego ojca, który zajął miejsce na przeciwko mnie. Po chwili na sali pojawiła się matka. Miałam nadzieję, że chociaż raz będzie po mojej stronie i powie przed sądem całą prawdę.
Rozpoczął się proces. Byłam pierwszą przesłuchiwaną osobą. Nie potrafiłam nie płakać. O wszystkim o czym mówiłam wiedział tylko i wyłącznie Andrzej, bo nawet przed własnym bratem ukrywałam wiele rzeczy.
- A dlaczego nie zgłosiła pani tego wcześniej?
- Ponieważ matka mówiła mi, że ojciec taki już jest, i że jeżeli chce się kształcić i mieć pieniądze to muszę siedzieć cicho, a jeżeli powiem o czymkolwiek głośno, nasza rodzina straci na renomie z tak dobrej, bogatej i kochającej się wzajemnie na patologiczną. 

Roztrzęsiona usiadłam na miejsce.
Nadeszła kolej ojca. Odmówił jednak składania zeznań twierdząc, że do niczego się nie przyznaje, a ja wszystko sobie wymyśliłam, bo potrzebuję pieniędzy. Oczywiście mój prawnik zdementował to wykazując przed sądem dokumenty dotyczące pieniężnego stypendium jakie dostawałam nie mieszkając już w domu, pracę i pomoc brata.
Kolejno zeznawali Karol, Ola i Andrzej. Ten ostatni miał do powiedzenia najwięcej. Dokładnie opisał dwie niedawne sytuacje, w których ojciec mnie pobił. Kiedy skończył, sąd wezwał matkę.
- Oczywiście może pani odmówić składania zeznać.
- Odmawiam proszę Wysokiego Sądu.
- Dziękuję, proszę usiąść.
- Ile ci zapłacił?! 
Karol nie wytrzymał. Wstał i krzyknął. Matka nie odezwała się słowem. Odchodząc od barierki błądziła wzrokiem po podłodze.
- Jak mogłaś? - krzyknęłam.
- Pani Michalino i panie Karolu! Takie zachowania są w sądzie niedopuszczalne.

Kolejnym świadkiem był Franek oraz dwie sąsiadki z ulicy. Dziwiło mnie, że są po mojej stronie. Pamiętam sytuację, kiedy ojciec po każdej głośnej awanturze przekupywał je przetworami zrobionymi przez mamę, podwiezieniem do miasta, zaproszeniem na święta bądź sylwestra. Byłam im wdzięczna, że nie bały się powiedzieć prawdy.

W obliczu wszystkich oskarżeń w stronę ojca, nawet jego obrońca był bezradny.
- Przepraszam, czy mogę?
- Pani Kłos, a o co chodzi?
- Wysoki Sądzie, chciałabym zeznawać. 


Byłam zszokowana. Popatrzyłam na Karola, który miał zapewne taką samą minę jak ja

- Bił, kopał, poniżał... Kiedy sprzeciwiałam mu się i zakazywałam dotykania Michaliny i Karola, sama dostawałam. Bił tak, żeby nikt nie widział. Plecy, uda... 

Tak zaczęły się zeznania mamy. Długie. Mówiła 30 minut.

- Czy to wszystko? Chciałaby jeszcze pani coś dodać.
- Nie proszę Wysokiego Sądu. Powiedziałam już  chyba wszystko.
- Ty suko! Miałaś wszystko! -
ojciec rzucił wyzwiskiem w stronę matki.
- Panie Kłos!

Po naradzie ogłoszenie wyroku było tylko formalnością. Czekałam, aż usłyszę, ile lat dostanie nasz oprawca.
Po chwili w mojej głowie, zabrzmiała liczba 10. Karol  mówił, że za mało, a ja poczułam ulgę. Ojca wyprowadzono do aresztu, a ja wyszłam z budynku i opierając się o mur paliłam papierosa.
- Znowu palisz to świństwo.
- Chcę mi się palić, to palę
- Może chociaż trochę odkupiłam swoje winy
. Chociaż na chwilę byłam waszą mamą.
- Trochę tak i chociaż na chwilę. - odpowiedziałam chłodno.
- To...
- To narazie. 


Zostawiając zdezorientowaną matkę podeszłam do adwokata dziękując mu za wsparcie i pomoc w procesie. Po chwili wszyscy wróciliśmy do swoich obowiązków.

*

Siedziałam na kanapie i wkładałam ciuchy do dwóch walizek. Przede mną kolejna przeprowadzka. Chciałam wszystko zostawić i rozpocząć od początku. Przyjazd do Polski ze stażu w Londynie tylko spotęgował tęsknotę za Andrzejem. Trzymałam w ręce nasze zdjęcie, robione na wakacjach w Dubrowniku. Opaleni, uśmiechnięci, zakochani.  Wsadziłam je miedzy spakowane już rzeczy.
- Wejdź Olka! - krzyknęłam, kiedy usłyszałam donośne pukanie.
- To ja.
- O, cześć Andrzej.
- Przyniosłem ci pieniądze, o które mnie niedawno prosiłaś. Jeżeli będziesz potrzebować więcej to wal śmiało. Mam jeszcze coś, służę pomocą.
- Dziękuję, kiedy dostanę zaległą wypłatę i zarobię coś w Londynie, prześlę na konto.
- Nie śpiesz się.
- W porządku. Napijesz się czegoś?
- Nie, właściwie to wpadłem tylko podrzucić ci pieniądze. Jestem umówiony z koleżanką.
- Aha. - jego wypowiedź skwitowałam tylko jednym słowem.
- To do zobaczenia jutro na lotnisku.
- Dobranoc, Michalina. I byłbym zapomniał. Gratuluję wygranej.


I wyszedł. Ponownie usiadłam, a z moich oczu popłynęły łzy.  Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że wyjazd będzie najlepszym rozwiązaniem.  Rozległo się ponowne pukanie.
- Czego dusza pragnie?
- To ja!
- Masz jakieś wino? Cokolwiek?
- Coś mam, ale najpierw zapisz mi swój dokładny adres, telefony, mejle, skype i wszystko co może pomóc w kontaktowaniu się z tobą.
- Nawet tam nie dasz mi spokoju?
- Michalina!
- Żartuję. Już piszę.

Napisałam Oli wszystko o co prosiła. Przyniosłam z kuchni kieliszki i otworzyłam przyniesione przez nią wino.
- To taki pożegnalny babski wieczór mam rozumieć?
- Karol siedzi w domu i do nikogo się nie oddzywa. Mówi, że szanuje twoją decyzje, ale chyba ciężko mu do niej przywyknąć. Z rodziny ma tylko ciebie.
- Przyjadę w dniu,  w którym ty będziesz stawać się jego rodziną, a tym samym moją.
- Do tego jeszcze zapewne daleko. Nie śpieszy nam się.
- Prawidłowo.
- Andrzej pożyczył ci pieniądze?
- Pożyczył, pogratulował wygranej i wyszedł.
- A to skurwiel. Widziałam go w samochodzie pod restauracją. Zgadnij z kim był.
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Z Anitką!
- Z tą suką?!  A mnie mówił, że z koleżanką.-
nie dowierzając pokazałam palcami przysłowiowy cudzysłów.
- No, jak mówię, że z Anitą, to chyba proste, że nie z inną suką.
- Dobrze, że jadę. Bardzo.
- Jesteś pewna tego co robisz?
- Szczerze? Nie.
- To dlaczego to robisz?
- Bo ja muszę to zrobić.
- Nic nie musisz.
- Ola!
- Dobra! Zrobisz jak zechcesz. Ale nie pomogę ci się pakować. Niech to będzie oznaką mojego sprzeciwu, buntu i nie wiadomo czego jeszcze.


Ola zostawiła mnie gdzieś mniej więcej po północy. Przyjechał po nią Karol i zabrał do siebie. Ja zaś dopinałam ostatnie zamki w walizkach.
- Kurcze! 

Oczywiście nie spakowałam jeszcze kilku rzeczy. Drobiazgów. Długopisów, obrazków, kartek i zeszytów. Naszła mnie jednak myśl. Usiadłam przy kuchennym blacie i biorąc do ręki długopis bez większego namysłu, w dźwiękach jednej z moich ulubionych piosenek zaczęłam pisać. Przy okazji znowu zaczęłam płakać i dziwiłam się, że jeszcze mogę. Za mną w końcu dzień należący do tych bardziej płaczliwych. Złożyłam zapisany kawałek papieru i nie zważając na porę pobiegłam do mieszkania Karola i Andrzeja. Zatrzymałam się przed drzwiami i podpisując na kopercie swoje słowa skierowane do Wrony włożyłam ją między drzwi.

Nazajutrz o godzinie 10 miałam lot. Na lotnisku w Łodzi żegnał mnie tylko Karol z Olą, która płakała jakbym co najmniej umierała.
- Daj znać jak wylądujesz. Koniecznie!

Przytuliłam ich i skierowałam się w stronę samolotu. Zajęłam miejsce na pokładzie i w momencie startowania włożyłam do uszu słuchawki. Na odtwarzaczu zatrzymana była piosenka, której słuchałam w momencie pisania liściku do Andrzeja. Znałam każde z jego słów na pamięć i zaglądając przez samolotowe okno cały czas wypowiadałam je w myślach:


Pamiętaj, kto był obok a tak bardzo chciał być na pierwszym miejscu. Pamiętaj, kto patrzył na Ciebie z nadzieją na wspólne życie, nawet jeżeli nie było na to szansy.  Pamiętaj kto kocha cie najbardziej na świecie. Pamiętaj, kto zawsze już będzie Cię kochać. Pamiętaj, kogo przerosło życie w tym miejscu. Pamiętaj o mnie.

Niepostrzeżenie zasnęłam. 

piątek, 6 grudnia 2013

#7


I takie oblicze ma brak walki i rezygnacja, ale to są rzeczy, które już wiemy.



- Dlaczego się wyprowadziłaś?
- O tak. Po prostu. Nalać? - nie chciałam powiedzieć mu prawdy.
- Poproszę.
-W sumie to mam do ciebie pytanie. Jesteś  teraz szczęśliwy? - przy czerwonym winie o wiele rzeczy pyta się śmielej. Nieważne, że jest 1 w nocy.
- Wiesz, jestem. Mam dziewczynę, przyjaciół, wspaniałą rodzinę, pracę, dobrze zarabiam, lubię swoje zajęcie i jestem zdrowy. Chyba niczego więcej nie potrzebuje.
- To fajnie. - odrzekłam z lekkim uśmiechem na ustach dolewając sobie trunku.
- A ty?
- Co ja?
- No... Jesteś szczęśliwa?- wyczułam w głosie Andrzeja coś w rodzaju niepewności.
- Nie jestem. Przecież nie mam zbyt wielu powodów do szczęścia. Czym jest dobra praca w porównaniu do ukochanej drugiej połówki, wspierającej cię rodziny i zdrowia, którego niestety nie posiadam? Owszem, jest ważna, ale posiadanie jej nie ma takiego, hm... Koloru, jaki powinno.
- A przyjaciele?
- Rozjechali się po świecie. Nie chcą tu wracać.
- A zdrowie? Coś znowu nie tak?
- Ciągle leczę się na serce i kręgosłup.
- Kurcze. Zależy mi na tym, żebyś była szczęśliwa. Jak kiedyś.
- To niemożliwe. - rzuciłam obojętnie i dokończyłam swoje wino.
- Będę się zbierał.  - Andrzej zerwał się i z miną zbitego psa udał do wyjścia.

Było mi dziwnie. Cholernie. Siedziałam w bezruchu  bez pomysłu na to, co zrobić - czy wybiec za Andrzejem i powiedzieć o Anicie czy siedzieć na tyłku i ewentualnie iść spać. Wybrałam oczywiście drugą opcję. Zostałam w domu.

*

Nazajutrz po pracy udałam się do Oli. Opowiedziałam jej o wszystkim. Niestety umówiła się z Karolem i nasze plany zakupowe legły w gruzach. Potrzeba zakupienia nowej kurki wzięła górę i zdecydowałam, że pójdę sama, a z Olą będę w stałym, sms-owym kontakcie.

Wchodząc do ulubionego sklepu od razu rzucił mi się w oczy granatowy płaszczyk z futrzanym kapturem. Wzięłam do ręki dwa rozmiary i idąc do przymierzalni wyciągnęłam telefon. Przechodząc przez sklep pisałam wiadomość i bez zwrócenia najmniejszej uwagi na stan przymierzalni sklepowej rozsunęłam kotarę. Moim oczom ukazała się Anita, w dość kusej, czarnej sukience z odkrytymi plecami i mężczyzna, który szeptał jej do ucha coś w stylu: '' Pięknie wyglądasz''. Był mi bardzo znajomy, a kiedy przypatrywałam się jego twarzy przez kilka sekund nie dowierzałam.

- Kurwa. - na widok ojca tylko to mogłam z siebie wydusić.
- Nie nauczyli cię Michalina, że nie wchodzi się do zajętej przymierzalni?
- A ciebie nie nauczyli, że w przymierzalni pojedynczo mierzy się ciuchy, a nie maca po tyłkach? Tak się składa, że moja uwaga skupiła się na telefonie. Wybacz.
- Wyjdź. - Anita chyba nie była zadowolona. Ojciec też.

Zmierzyłam płaszcz i zdecydowałam się na zakup. Wędrówki po kolejnych sklepach pozwoliły mi opanować zdenerwowanie po dość nieprzyjemnym incydencie.  W pewnym momencie zobaczyłam, że grubość mojego portfela uległa zmianie. Odszukałam w torbie kluczyki od samochodu brata i udałam się w stronę podziemnego parkingu. Niespodziewanie ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął za filar.
- Ty suko.
- Puść mnie!
- krzyczałam.
- To, co dzisiaj zobaczyłaś ma zostać tylko i wyłącznie dla ciebie.

Byłam przerażona. Ojciec trzymał mnie za ramiona a Anita trzymała dłonią moją twarz wbijając w nią swoje długie, czerwone paznokcie.

- Jeżeli matka dowie się o czymkolwiek zniszczę cię.
- To samo tyczy się Andrzeja. Jak zamierzasz puścić parę z ust możesz żegnać się między innymi z pracą. Nie żartuję.

- A teraz zjeżdżaj, nieudaczniku.  - ojciec uderzył mnie pięścią w twarz. Kolejny raz.

Serce waliło mi jak zwariowane. Wsiadłam do samochodu i z piskiem opon ruszyłam w stronę domu brata. Zastałam Olę, Karola i Andrzeja. Torby z zakupami rzuciłam przy wejściu i z jeszcze bardziej siną niż poprzednio twarzą wbiegłam do kuchni, zamykając za sobą drzwi.

- Co się stało?
- Nie mam pojęcia Ola.
- Ja z nią pogadam. Zostańcie tu.


*
- Michalina?

Nie mogłam okłamać Oli. Dość tuszowania. Z twarzą w dłoniach opowiedziałam dokładnie co się stało. W drzwiach stanęli Andrzej z Karolem.

- Zbieraj się, jedziemy na policję! - dawno nie widziałam, aby mój brat był tak zdenerwowany.
- Karol, ale oni mnie zniszczą! - krzyczałam.
- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Dość wycierpiałaś.

Pod rękę z Olą zeszłam do auta. Wszyscy w czwórkę bez słowa pojechaliśmy na komisariat.

Roztrzęsiona złożyłam zeznania. Karol siedział obok i trzymał mnie za rękę. Ola sprowadziła nawet adwokata.

- Wie pan, że pańskie zeznania będą jednymi z kluczowych w procesie?
- Zeznam. Obawiam się, że jeszcze więcej mogłaby powiedzieć nasza matka.

- Karol, ona przecież nic nie powie. - powiedziałam cicho.
- Warto spróbować. - mecenas położył rękę na moim ramieniu. - Będzie dobrze. Tylko niech pani da sobie pomóc. 

Po północy byliśmy w domu. Andrzej użyczył mi ponownie swojego łóżka, a sam rozścielił pościel na fotelu. Usiadł koło mnie. Milczeliśmy jakieś 15 minut. Mniej więcej. W końcu przerwałam  tę ciszę.

- Przepraszam. Byłeś szczęśliwy a ja wszystko spieprzyłam. Z tak błahej sytuacji w przymierzalni rozpętała się wielka burza.
- Nie byłem szczęśliwy. Kłamałem.
- I tak przepraszam.

-Za co mnie przepraszasz? Za to, że uwolniłem się od kobiety, której nigdy nie powinienem spotkać? Nie kochałem jej.
- To dlaczego...

- Dlaczego z nią byłem? Jak człowiekowi doskwiera samotność, jest w stanie czepić się wszystkiego, co chociaż trochę pomoże mu poczuć się inaczej.
- Racja.- odrzekłam wzdychając przy tym.
- Nienawidzę twojego ojca za to co ci zrobił. Bardziej niż Anity.
- Przestań, nie rozmawiajmy już o tym. Nie chcę znowu obwiniać się za tak fatalne zakończenie twojego związku.

- Michalina. Błagam cię. Teraz najważniejsze jest, aby twój ojciec odpowiedział za wszystko. Za przeszłość, teraźniejszość i plany na przyszłość względem ciebie. 
- Po procesie wyjeżdżam. 
- Jak to?
- Do Londynu. Do kuzynek. Pewnie przyjmą mnie drugi raz.
- Jesteś pewna?

- Tak. W stu procentach. Tylko jest mały problem. Potrzebowałabym pożyczki na bilet i na start.
- Jasne. Możesz na mnie liczyć.
- Dzięki. -
uśmiechnęłam się do Andrzeja i nakryłam kołdrą. W przeciągu kilku minut udało mi się zasnąć.


*


niedziela, 1 grudnia 2013

#6


Ile kosztuje szczęście?


Na przemian łapałam za klamkę i zabierałam z niej dłoń. Pomimo zachowania Karola przyszłam do mieszkania chłopaków z nadzieją, że zastanę brata samego. Bezszelestnie otworzyłam drzwi. Weszłam do środka i stanęłam opierając się o ścianę. Karol pił herbatę i siedział na fotelu, odwrócony tyłem.

- Andrzej to mój były. To dokładnie ten koleś, o którym mówiłam, że traktuję go tak, jakby nic nigdy się nie stało i ten, do którego życia nie zamierzam się wtrącać. Andrzej zdecydował, że nic ci nie powie, bo wiedział, że chciałeś odnowić nasze kontakty. Wiedział też, że nie mam innej opcji, jak tylko prosić cię o pomoc. Teraz, kiedy już razem nie mieszkamy mogę ci o wszystkim powiedzieć.

Karol wstał i przytulił mnie.

- Teraz rozumiem, że twój pozornie dobry kontakt z Andrzejem to tylko starania o to, żeby było normalnie, a nie żadne przystawiania się i rozwalanie związków. Przepraszam.  Nie powinienem był tak mówić.  Gdyby nie to, że powiedziałem o kilka słów za dużo tobie i Anicie, dalej mieszkałabyś z nami i może z czasem dowiedziałbym się prawdy. Spieprzyłem sprawę.

Był wyraźnie załamany. W duchu jednak trochę się cieszyłam , że jest mu głupio i ma wyrzuty sumienia.

- No, Anita wyzwała mnie od suk. Właściwie niewinnie.
- Michalina, wróć do nas.
- Nie wrócę. Nie ma takiej opcji. Jak będzie wyglądała moja egzystencja w tych ścianach, jeżeli Anita wpadnie na herbatkę 7 razy w tygodniu, kiedy tylko będę w domu pod pretekstem kontroli Andrzeja? Nie zamierzam się męczyć. Znalazłam pracę, dam sobie radę. W sumie to dostałam już pierwsze pieniądze i oddam ci już dziś pierwszą część pożyczonych pieniędzy.
- Zwariowałaś?!
- Weź je. Będę się lepiej czuła wiedząc, że mój dług u ciebie maleje. Weźmiesz za to Olkę do kina, czy coś.
- Siostra, co ty teraz zamierzasz?
- Wynajęłam mieszkanie, pracuję, chce wziąć pożyczkę i kupić samochód. Reszta sama się jakoś ułoży.
- Ech...
- A u Ciebie wszystko gra?
-Tak, jadę jutro z Olą do jej rodziców na weekend. W domu zostaje sam Andrzej bo Anita też jedzie do rodziców.
- Nie bierze go?
- Nie wiem jak to między nimi jest. Nie wtrącam się.

Uśmiechnęłam się pod nosem i pożegnałam brata buziakiem w policzek. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę supermarketu.

*
Poprosiłam Olę, aby przyjechała pod supermarket i zabrała mnie i moje reklamówki do domu. W sumie i tak miałyśmy się spotkać. Wiedziałam, że mogę na nią liczyć bo za 10 minut zjawiła się na parkingu i z uśmiechem na ustach machała mi obiema rękami. Zakupy zapakowałam do bagażnika i usiadłam na siedzeniu pasażera.
- Dzięki, kochana jesteś.
- Nie ma sprawy. Cholera jasna! - Olka uderzyła pięścią o kierownicę.
- Co jest?
- Jakiś palant zajechał nam przejazd z parkingu do głównej ulicy. Nie mają gdzie się obściskiwać tylko na środku drogi. Boże. Co za ludzie.
- Ola?
- No?
- To nie jest Anita?
- Jaka Anita?
- No nasza ulubiona, andrzejowa.
- Włosy się zgadzają, twarz chyba też. Poczekajmy, zaraz wysiądzie.

Z eleganckiego czarnego mercedesa wysiadł nie kto inny jak dziewczyna Wrony. Nerwowo rozglądała się na boki, po czym wbiegła do sklepu.

- No to ładnie. Jak powiemy Karolowi to nam nie uwierzy. Powie, że ja wymyślam, a ty jesteś przeze mnie nakręcona.
- Nie, nie. Karolowi nie ma co mówić. Masz rację.
- Może po prostu się nie wtrącajmy się w tą sprawę.
- Zwariowałaś? - Ola popukała się w czoło. - Przecież to dla ciebie szansa. Jak się rozstaną to może wrócicie do siebie!
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Dla mnie sprawa jest prosta. Albo wreszcie zawalczysz o swoje szczęście, albo będziesz siedziała jak mysz pod miotłą i w końcu pęknie ci serce jak na twoich oczach ta suka będzie robić miłość twojego życia w bambusa.
- No ale jak ty to sobie wyobrażasz? Że przyjdę do chłopaków i krzyknę, że Anitka zdradza Andrzeja po czym podejdę do niego i powiem, że ma być ze mną?
- Kobieto. Zero wyobraźni. Ogarniemy tą niunię i tego jej fagasa, sprowokujemy Andrzeja, który sam ich zobaczy.
- Mamy ich śledzić?  Obydwie pracujemy, jak ty to sobie wyobrażasz?
- Wchodzisz w to czy nie? Bo ja to robię dla Ciebie, Michaśka.
- Wchodzę. - z niepewnością w głosie przybiłam Oli symbolicznego żółwika.

*


Jesteśmy okropne. Knujemy coś za plecami chłopaków, uśmiechając się do siebie i machając aparatem. Ola w drużynie zajmuje się tylko zdjęciami, ja mam niestety więcej obowiązków i rzadko spotykamy się w pracy.

Po meczu wybiegłyśmy z sali z impetem i ukryłyśmy się krzakach za halą.

- Zachowujemy się jak wariatki. Ale przypomniało mi się, że nasze śledztwo musi zostać przerwane, bo przecież jadę z Karolem do rodziców.
- I zaciągnęłaś mnie w krzaki tylko po to, żeby mi o tym powiedzieć?
- Cicho, bo nas usłyszą!
- Jedź spokojnie, a ja się wszystkim zajmę. Spróbuję wyczaić Anitę.
- No, wreszcie mówisz do rzeczy. A ja tymczasem spadam kochanie, bo Karol już idzie i od razu kierujemy się w rodzinne strony. Jesteśmy w kontakcie.

Ten cały pomysł Olki wydawał się chory, ale im dłużej w nim tkwiłam, tym bardziej mi się podobał. Wykorzystałam fakt, że Anita była na meczu Skry. Spięłam grzywkę do tyłu i dając Frankowi 50 złotych za paliwo rozkazałam za nią jechać. On zaś o nic nie zapytał, tylko pokręcił głową i kazał mi wsiadać.

Dojechaliśmy jakieś 10 kilometrów za Bełchatów. Anita wjechała w uliczkę bogatych domów jednorodzinnych i zaparkowała na samym jej końcu. Zatrzymaliśmy się przed wjazdem. Sprytnie wysiadłam  i chowając się za zaparkowanymi samochodami podążałam za  Anitą, która z butelką najprawdopodobniej wina wskoczyła w ramiona jakiegoś faceta. On zaś złapał ją za pośladki i zaciągnął do domu. Dwadzieścia minut później byłam u siebie. Wzięłam prysznic, po czym ubrałam tylko bokserki  i naciągnięty podkoszulek. Moje nie do końca wytarte włosy natychmiast zrobiły plamę na ubraniu. Koszulka przykleiła się do mojego biustu. Z jabłkiem w dłoni tańczyłam na środku salonu podśpiewując jakąś piosenkę niedawno usłyszaną w radiu. Nagle ktoś zapukał.

- O Boże! Teraz?! - powiedziałam do siebie unosząc oczy do góry. Byłam pewna, że to Olka, która zapewne odwołała wyjazd na sobotni poranek. Bez zastanowienia otworzyłam  drzwi. Moim oczom ukazał się Andrzej. Nieproszony wszedł do środka, rzucił torbę na fotel i rozłożył ręce.

- Zostaliśmy sami, więc musimy sobie radzić. Może ciasteczko? - uniósł w górę paczkę kokosowych Jeżyków, dokładnie tych, które lubiłam najbardziej.
- A właściwie, to skąd wiesz, że tu mieszkam?
- A czy to ważne?
- Dla mnie tak.
- Oj no. Karol się wygadał.
- Świat jest za mały. Nic nie może zostać utrzymane w tajemnicy.
- Nie gadaj, tylko usiądź. 

czwartek, 21 listopada 2013

#5



Życie niestety jest rodzajem szaleństwa, lecz przestaniesz szukać w nim 
swojego miejsca dopiero gdy opadnie kurz. Póki co, spoglądasz na rozległy pejzaż, na którym ścierają się armie zagubionych dusz i  kurz podnosi się spod rozbieganych stóp jak kurtyna i póki życie trwa, trwa teatr życia - wśród gestów, słów, działań, wyobrażeń, znaczeń, które tracą sens. 





- Po co tam pojechałaś?
- Bo jestem naiwna, może dlatego. - stwierdziłam spokojnie kierując swój wzrok w dywan.
- Mówiłem Ci chyba z tysiąc razy, że nie ma po co tam jeździć. Już dawno skończyliśmy ten rozdział, a Ty znowu wszystko musiałaś sobie przypomnieć. Szkoda tylko, że mnie jako młodszemu bratu  zawsze przypada rola prawienia kazania starszej siostrzyczce.
- Nie mam zamiaru się w żaden sposób usprawiedliwiać. Wiem, że zrobiłam źle.
- Nie tylko to zrobiłaś źle. Co miało znaczyć to, że spałaś w pokoju Andrzeja?

Pytanie Karola zwaliło mnie z nóg.

- Przyszłam do domu z rozwalonym nosem. Andrzej zastał mnie w takim stanie i w środku nocy pojechaliśmy na izbę przyjęć. Prześwietlenie nic nie wykazało, ale w razie jakiś niepokojących dolegliwości miałam przyjechać ponownie. Chyba nie dziwne, że  zaproponował mi odstąpienie łóżka, a sam położył się na swoim rozkładanym fotelu, bo ja takowego u siebie nie posiadam. Coś jeszcze?

Byłam wściekła na brata, że snuł domysły. Jego przyjaciel zachował się po prostu w porządku względem mnie i nie było w tym nic dziwnego.

- Nie zrozum mnie źle, ale on jest zajęty. W dodatku z moją koleżanką. I to ja ich poznałem. Są fajną parą i nie chcę, żeby coś poszło nie tak.
- Nie wierzę w to, co słyszę, Karol. 

Ubrałam kurtkę i sięgając w locie po torbę z aparatem wyszłam z mieszkania.Stanęłam pod klatką i wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów.
- Pani Michalino, palenie zabija.
- sąsiadka kiwnęła głową w stronę napisu znajdującego się na opakowaniu.

- Byłby spokój. - powiedziałam do siebie takim tonem, że chyba nie usłyszała.

Po drodze do pracy spaliłam jeszcze dwa i wymyślałam dotyczącą mojej twarzy wersję, jaką przedstawię swoim współpracownikom. W pokoju zastałam tylko Franka. Jego mina była bezcenna.
- Michalinka, co ...
- No bo... - plątał mi się język. Nie mogłam go okłamać. O tym co mnie spotkało powinnam mówić głośno. Przecież nie mam niczego do ukrycia.
- Tylko powiedz prawdę.
- To długa historia, ale dobrze.

Siedzieliśmy przy kawie i rozmawialiśmy. Z każdym kolejnym słowem oczy Franka były coraz większe. Nie wierzył mi.

*


- Cieszę się, że mi zaufałaś. Oczywiście nikomu nie powiem, ale dziewczyno! Chyba nie zamierzasz puścić mu tego płazem?
- On mnie zabije, jeżeli dowie się, że choć jedno słowo komuś powiedziałam. Przecież zniszczę tym jego firmę i dobrą reputację.
- Bardziej bałbym się teraz. Rozwścieczyłaś go lekko mówiąc swoją obecnością w domu i w każdej chwili możecie się spotkać. Jak go zamkną, będziesz mieć spokój Ty, Karol i twoja mama, która jest zastraszona. A ty jesteś dorosła i jeżeli sama nie przezwyciężysz swojego strachu to nikt ci nie pomoże. Nikt nie może zadecydować za ciebie, co z tym zrobisz. Ja osobiście uważam, że skazujesz się na cierpienie.
- Wiesz, Franek... Najbardziej boję się, że kiedy zacznę włóczyć się po sądach, policjach i nie wiadomo czym jeszcze, wszystko wróci. Wszystkie wspomnienia, blizny, złamania pojawią się od nowa.
- Wolisz cierpieć jakiś czas, czy całe życie?
- Nie rozumiesz. Ja jestem sama. Całkowicie sama. Karol stara się całkowicie wymazać naszą przeszłość z pamięci. Nienawidzi, jak mówię mu cokolwiek. Nie mam w nikim wsparcia.
- A chłopak, narzeczony? Taka dziewczyna jak ty musi kogoś mieć.
- Franek, jak już tak rozmawiamy to powiem ci o jeszcze jednym, dość istotnym fakcie mojego życia.
- Zamieniam się w słuch.
- Wrona to mój były.
- Co?! - mina Franka była bezcenna.
- No to.
- Ale on jest teraz z tą ... Anitą.
- No jest. I jest szczęśliwy, kochają się, a ja kocham jego i ...
- No to ładnie. Do tego wszystkiego mieszkasz jeszcze z zajętym facetem, którego kochasz i który pomógł ci ogarnąć się po całym zajściu z ojcem.
- Spokojnie, to nie wszystko. Mój brat nie wie, że byliśmy kiedyś parą. I po tej całej sytuacji zaczął snuć jakieś dziwne teorie. Na przykład takie, że rozbijam związek, gdzie ja całkowicie usunęłam się w cień.





Dzień w pracy upłynął mi dziwnie szybko. Miałam ochotę na gorącą czekoladę. Poprosiłam Franka, aby wysadził mnie pod małą kawiarenką oddaloną jakieś 5 minut od domu. Usiadłam przy dwuosobowym stoliku obok okna i delektowałam się zapachem czekolady z bitą śmietaną. Przymknęłam oczy i oparłam głowę na rękach. W pewnym momencie poczułam na skórze czyjś oddech.
- Jeżeli jeszcze raz dowiem się, że kręcisz się obok Andrzeja, wydrapie ci oczy, suko.
- Anita? O co ci chodzi?
- Nie będę się powtarzać, chyba wyraziłam się jasno.

Jak szybko się pojawiła, tak szybko wyszła, a ja trwałam w bezruchu. To wszystko wydawało się być jakimś cholernie złym snem, w którym wszyscy są przeciwko mnie. Dopiłam czekoladę i wyszłam z lokalu.  Wstąpiłam do kiosku po papierosy. Kupiłam aż dwie paczki, bo wiedziałam, że podczas dzisiejszej nocy mogę wypalić więcej.

- Ej! Śliczna! Gdzie tak gonisz?
- Olka, błagam cię, nie teraz. Gdzie jest Karol?
- Razem z Andrzejem poszli do Zatora na jakąś imprezę, czy coś. Co się stało?

Nie odpowiedziałam na pytanie. Moją uwagę zwróciła kartka umieszczona za szybą. Dotyczyła wynajmu mieszkania dwupokojowego z umeblowaną łazienką i kuchnią.

- Chyba nie myślisz o tym, żeby wyprowadzić się od chłopaków?
- Jak ci wszystko opowiem zobaczysz, że to jedyne rozwiązanie.
- A nie możesz zamieszkać ze mną? Przecież mieszkam sama, czasem przychodzi Karol.
- Właśnie to 'czasem' nie pasuje. - uśmiechnęłam się ironicznie wypalając kolejnego papierosa.

Oddzwoniłam na podany numer. W słuchawce usłyszałam znajomy głos.
- Franek?! To ty wynajmujesz mieszkanie?
- Michalina? No tak, ale co jest?
- Chcę wynająć. Teraz, zaraz.
- Ale...
- Nie ma ale. Przyjedź po mnie, jestem obok kiosku przy skrzyżowaniu.
- Odwróć się do tyłu i popatrz w górę. Właź.

Cóż za zbieg okoliczności.

Olka patrzyła na mnie jak na jakiegoś dziwoląga. Wszystkiego dopełniała jeszcze moja sina twarz.
Weszłyśmy na górę. Z wyjątkiem mebli w kuchni i w łazience nie było niczego. Przestawiłam się siedzącej z malutką dziewczynką na kolanach żonie kolegi z pracy i zwracając ku niemu zapytałam:

- Ile chcesz? Zgodzę się na wszystko. Mam kilka swoich mebli. Wystarczająco jak na początek.
- Przyszedłem zabrać ostatnie rzeczy i ledwo opuszczam stare śmieci, a już mam zainteresowaną osobę.
- Franek opowiadał mi o pani przedtem. Dobrze, że mieszkanie nie będzie stało puste. - żona Franka uśmiechnęła się do mnie.
- Daję 400 złotych. Będzie?
- Będzie. Ile masz tych gratów u Karola?
- 10 minut wynoszenia. Mniej więcej.
- A mamy kogoś do pomocy?
- Znajdzie się.

Olka nadal podążała za mną jak zahipnotyzowana. Nie miałam czasu opowiedzieć jej o tym co się wydarzyło. Do wielkiego busa pożyczonego od jednego ze znajomych znosiliśmy najpierw wersalkę, później stolik, biurko, komodę, w której od biedy trzymałam ciuchy i krzesło.Dmuchałam na zimne. Nie chciałam, żeby sytuacja, w której nie ma ani trochę mojej winy zniszczyła mnie psychicznie jeszcze bardziej. Poprosiłam Olkę, aby zapakowała mojego laptopa i zwinęła dywan. Drobiazgi zapakowałam do walizek.

- Nie mów Karolowi, że brałaś w tym jakikolwiek udział.
- Jak będziemy ustawiać twoje manatki to racz mi opowiedzieć o wszystkim, Michalinko!

*

Po 21 bezwładnie opadłam na podłogę, ale wysiliłam się na opowieść o tym, co mnie spotkało. Olka zareagowała trochę inaczej niż Franek. Chciała sklepać Karola za to co powiedział i Anitę, której sama z czystego serca nienawidziła.
- To była najkrótsza przeprowadzka o jakiej słyszałam, jaką widziałam i w jakiej brałam udział. Ale dobrze, że podjęłaś tą decyzję. Zwracam honor.

Mój gość ulotnił się kilka minut przed 10. Poprosiłam o dyskrecję i pożegnałam dziękując za wszystko. Opadłam na rozłożoną jak do snu wersalkę. Do moich oczu napłynęły łzy. Mam dość ciągłych tułaczek i szukania swojego miejsca.


*


Rozdział dziś, bo jutro zapewne nie będzie czasu,
w sobotę tym bardziej.
 Imprezujemy ostro, szalejemy do rana,  i bolą nas nogi.
Tego mi trzeba.
Życzcie mi udanej zabawy <skromna ja> 



piątek, 15 listopada 2013

#4



Pytasz o otuchę i miejsce, w które chce się wracać - nie ma go w ogóle. Nie mogę się unieść z nim, mogę tylko wpadać tam co jakiś czas, na jakiś czas, 
nigdy na dłużej. 
Trudno wiedzieć dokąd iść, jeśli nie wiesz skąd jesteś. Trudno kochać dom, jeśli dom to tylko meble.


- Dzięki za podwiezienie. Niech ci Bóg w dzieciach wynagrodzi!
- O nie.  Z jeszcze jednym zwariuję.
- I powiedział to ten, który ma trójkę. No pięknie, Franek!


Moi znajomi z pracy byli bardzo, bardzo w porządku. Z zaklimatyzowaniem się nie było problemu. Z resztą, z podwózką pod blok też nie.

Wykorzystując nieobecność chłopaków rozłożyłam się na salonowej kanapie, wykładając nogi na stół, obok których stał kubek z gorącą herbatą, a jej intensywny zapach czuć było w całym pomieszczeniu. Zamknęłam oczy i delektowałam się ciszą. Po 15 minutach błogiego lenistwa rozdzwonił się telefon.

- Michalina?

Zamarłam. A dzieje się tak rzadko, bo tak rzadko na wyświetlaczu mojego telefonu pojawia się napis 'mama'.

- Michalina
. - odpowiedziałam chłodnym głosem na pytanie.

- Masz chwilę czasu?  Jestem sama i ... 
- I co?
- Michalina, daj mi coś powiedzieć, nie wchodź mi w zdanie...
- Mamo Od Święta, mój czas jest zbyt cenny. 

Pękało mi serce. Wszystko wracało. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i jednym duszkiem wypiłam gorącą jeszcze herbatę nie zważając na to, że parzy mnie w język. Było po 18. Kluczyki od samochodu brata jak zwykle leżały na jego łóżku. Ubrałam płaszcz i zostawiając telefon na stole obok pustego kubka wyszłam z domu.


Po 30 minutach byłam na miejscu. Niepewnie wjechałam na podjazd. Brama była otwarta, a kiedy tylko wysiadłam z samochodu Bruno zaczął głośno szczekać.

- Kochany psiak. - kucnęłam obok mojego czworonożnego ulubieńca głaskając go. Był szczególnym psem, prezentem od brata na 22. urodziny. Niestety ani Karol, ani tym bardziej ja, tułająca się po świecie, nie mieliśmy możliwości zabrania go ze sobą. Został w tym domu. Dokładnie tutaj, gdzie przyjeżdżamy tylko wtedy, kiedy nie ma ojca. I to tylko po wzięcie rzeczy ze swoich pokoi, bo nigdy nie udało nam się zabrać wszystkiego.  Bruno dziwnie się zachowywał. Z każdym kolejnym dotykiem popiskiwał. Domyśliłam się, że jest co najmniej trochę skopany.

Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Dom, przed którym stałam jak zwykle robił na mnie wrażenie. Zaobserwowałam kilka zmian, które kosztowały zapewne niemałe pieniądze. Widać było, że firma ojca ma się bardzo dobrze i zapewne jeszcze lepiej niż podczas mojej ostatniej wizyty, która miała miejsce jakieś pół roku temu.

- Michalina? - w głosie matki było więcej zdziwienia niż radości. Wpuściła mnie do środka. Wszystko jak zwykle było niemalże sterylne. Białe ściany, czarne skórzane kanapy i fotele, połyskujące w jasnym świetle meble i parkiet. Ten widok ani trochę mnie nie zaskoczył. Zupełnie inaczej zareagowałam na przyciągający wzrok element na twarzy mamy.

- Co ci się stało w oko? - patrząc na biały plaster zakrywający pół twarzy nie mogłam powstrzymać się od pytania.
- To nic. Sadziłam choinki w ogródku i schylając się wbiłam sobie w oko szpic. 

Ta odpowiedź była dziwna. Bardzo dziwna, biorąc pod uwagę to, że ojciec zatrudnia osobę, aby co jakiś czas zajęła się ogródkiem.

- Stało się coś, że miałam przyjechać?
- Nic. Po prostu chciałam się z tobą zobaczyć. Karola niestety widzę tylko w telewizji.
- Dziwisz się? Nigdy nie wiadomo, kiedy we własnym, rodzinnym domu dostaniesz w twarz, prawda?
- Michalina, to nie jest tak...

- A jak jest ? - przerwałam. - W zamian za wyżywienie, książki do szkoły i wszystko inne mieliśmy milczeć i nie mówić o tym, że prawie codziennie dostajemy w pysk i mamy posiniaczone plecy. U ortopedy też kłamałam. I to nie raz. Przecież rękę złamałam na schodach. Ojciec nigdy nas nie chciał.
- Nie jest taki. On was kocha. 

- Powiedz mi, który kochający ojciec znęca się nad swoimi dziećmi? Która kochająca matka za pieniądze na kosmetyczkę, nowe samochody i możliwość błogiego lenistwa w domu zamiast jakiejkolwiek pracy patrzy na krzywdę, jaka wyrządzana jest jej dzieciom? Kobieto, czy ty słyszysz co mówisz?! Nie rozumiem, jakim trzeba być egoistą, żeby w zamian za kasę na własne potrzeby przemilczeć ...
- Michalina! Skończ.
- Nic się nie zmieniłaś. Nadal jesteś tą samą materialistką co kiedyś. Jest dobrze, bo nie bije cię po mordzie. Zadzwoń, kiedy dostaniesz pierwszy raz. Chętnie posłucham jak czujesz się upokorzona. Jak bardzo cierpisz. 


W tym momencie popatrzyła na mnie i nie spuszczając ze mnie wzroku powoli odrywała plaster. Z każdą sekundą jej twarz wypełniał ogromny, fioletowy siniak.

- O Boże. - tylko to udało mi się powiedzieć.
- Idź już. Proszę. - matka odwróciła się do mnie plecami.
- Zabolała cię prawda? Bo co? Bo nikt inny nie powiedział ci tego prosto z mostu, jak ja dzisiaj. Nienawidzę cię!

Uznałam, że nic tu po mnie. Zapięłam płaszcz i usłyszałam psie skomlenie. W drzwiach stał ojciec. Elegancki pan z czarną aktówką ze skóry. Na moich oczach uderzył ręką w brzuch Bruna. Pies podbiegł do mnie i usiadł za moimi nogami. Pewna siebie stanęłam na przeciw tyrana  po czym próbowałam go wyminąć. Ojciec zamachnął się i uderzył mnie z pięści w twarz. Bezwładnie opadłam na podłogę. Z nosa zaczęła cieknąć krew.

- Widziałem cię tutaj ostatni raz. W przeciwnym razie będziemy rozliczać się inaczej.
Resztkami sił wstałam i wybiegłam, a razem ze mną Bruno.

- Nie zostaniesz tu. - otworzyłam drzwi z drugiej strony i poklepałam ręką siedzenie pasażera. Pies posłusznie skoczył i usiadł.  Z piskiem opon wyjechałam z podjazdu na ulicę. Chciałam jak najszybciej być jak najdalej od domu.


Przyjechałam do mieszkania. Bruno usadowił się na łóżku w mojej sypialni. Było dosyć cicho, bo tylko z pokoju Andrzeja dało się usłyszeć dźwięk naciskania klawiszy laptopa. Wiedziałam, że Karol poszedł na noc do Oli. Bezszelestnie udałam się w stronę lustra w przedpokoju. Moja biała bluzka i szalik były całe we krwi, a połowę twarzy oblał ciemnofioletowy siniec. Usiadłam na komodzie stojącej obok.  Byłam totalnie rozbita. Zgasiłam światło, które było jedynym świecącym się w tym momencie w całym mieszkaniu.

- Michalina jesteś wreszcie. Mieliśmy jechać na zakupy, bo lodówka pusta, a Karol wybył. Michalina?

Andrzej powolnym krokiem podszedł do mnie i pytającym wzrokiem błądził po mojej twarzy.

- Byłam w domu. - ze łzami w oczach popatrzyłam na niego. On zaś najpierw dotknął dłonią plam krwi znajdujących się na mojej bluzce, następnie nosa, policzków i oczu. Syknęłam z bólu. Wiedziałam, że nie muszę mu mówić nic więcej.

- Zabiję sukinsyna. Przysięgam. 
- Nie, proszę... -  popatrzyłam błagalnym wzrokiem na mojego rozmówcę dając do zrozumienia, że atrakcji na dzisiejszy dzień wystarczy w zupełności. Wrona głęboko oddychał, starał się uspokoić. Nie wytrzymałam. Wybuchnęłam płaczem.
- Michaśka...- Andrzej podniósł mnie i z całej siły przytulił do siebie. Wtuliłam się w jego tors kompletnie nie zważając na to, że wybrudzę go krwią.

W takiej pozycji staliśmy dobre piętnaście minut.




piątek, 8 listopada 2013

#3




Jestem bólem w twoim sercu, promilami w twoich żyłach.



Chłopcy przygotowywali się do meczu z Resovią. Większość dnia spędzali na treningu. Nudziłam się sama. Posprzątałam już wszystko co możliwe, ugotowałam obiad na co najmniej tydzień  i bezskutecznie przeglądałam oferty pracy w Bełchatowie. Nie chciałam już dłużej prosić brata o pożyczki, a szkoda było mi ruszać oszczędności z konta.

- Cześć Kochana!  

Do mieszkania wparowała dziewczyna Karola.

- No witam szwagierkę. Co słychać?

Ucieszyłam się na jej widok. Od naszego pierwszego spotkania, które miało miejsce tydzień temu, widziałyśmy się codziennie. W tym całym bałaganie jaki panował w moim życiu stała się pewnego rodzaju odskocznią od problemów. Kimś innym niż brat, z kim mogę porozmawiać

- Słuchaj  uważnie. Przechodziłam obok hali i wstąpiłam na trening do Karola. Na tablicy korkowej przy pokojach sztabu szkoleniowego wisi kartka. Poszukują fotografa łamane przez grafika.
- Łamane powiadasz ? - uśmiechnęłam się.
- Oj Michaśka! To może być dla ciebie szansa.
- Przecież Karol mnie zabije. Znając życie powie, że to zły pomysł, abyśmy obydwoje pracowali praktycznie w jednym miejscu.
- O Karola się nie martw. Już wszystko wie. Aha. W międzyczasie powiedziałam mu, że wpadniesz. Prosił cię o jakieś dokumenty.
-  A no tak. Zapomniał wziąć jakiejś koperty dla Miguela.
- Zbieraj się. Bierzesz dokumenty Karola, swoje CV i jedziemy na halę. Myślisz, że odpuszczę?
- To daj mi chociaż 10 minut. Muszę się ogarnąć.


*

- No idź już!

Olka siłą popchnęła mnie do pokoju, w którym udzielano informacji dotyczących pracy o jaką rzekomo miałam się starać. Za biurkiem siedział prezes Piechocki, który wyraźnie gdzieś się śpieszył, żona Mariusza Wlazłego i jeszcze dwóch mężczyzn, których nigdy wcześniej nigdzie nie widziałam. Ukłoniłam się grzecznie i z uśmiechem na ustach usiadłam przed nimi. Pan Piechocki pożegnał wszystkich i ze skórzaną teczką w dłoni wyszedł z pomieszczenia.

- Co panią do nas sprowadza? Podejrzewam, że chodzi o ogłoszenie z tablicy. Jak widać wieści szybko się roznoszą, powiesiliśmy je dziś rano, a już odzew. Czy mogę?
- Tak, oczywiście! - podałam jednemu z mężczyzn teczkę.
- Taka młodziutka, a już się ręce trzęsą. - zażartował patrząc na moje drgawki drugi.
- To ze zdenerwowania.
- Hm. Michalina... Kłos?
- Brat nie ma nic wspólnego z tym, że tu jestem. - wypaliłam na wstępie, chociaż nikt mnie o niego nie zapytał. -  Właściwie to on chyba nawet nie wie, że jestem tutaj w tym momencie. - zirytowałam się. Nie chciałam być kojarzona z Karolem.
- Brat może mówić, albo i nie mówić. W pani przypadku, pani Michalino, najlepszą odpowiedzią na wszystko jest ta teczka.
- Co z nią?
- Ukończyła pani studia studia graficzne na jednej z krakowskich uczelni i staż z warsztatami fotograficznymi w Londynie. Zna pani 3 języki. Dodatkowo przemawia wiek. Młoda i pełna energii do pracy.  - Paulina z uznaniem kiwała głową.

Pytającym wzrokiem z lekko uniesioną brwią patrzyłam na siedzące przede mną osoby.

- Poszukujemy fotografa, ale przede wszystkim osoby zajmującej się stroną. W tym między innymi sklepem. Do tej pory odpowiedzialne za tą funkcję były 4 osoby, jednak przedwczoraj jedna z nich złożyła wypowiedzenie.
- Brzmi interesująco
.

Rozmowa trwała jeszcze jakieś 20 minut. Zasypywano mnie masą pytań, jednak byłam o wiele spokojniejsza niż wcześniej.

- Proszę zostawić kopię dokumentów. Skontaktujemy się z panią.


Z pokoju menadżerów wyszłam pełna nadziei. Ta praca byłaby dla mnie stuprocentowo odpowiednia. W tym momencie marzyłam już tylko o tym, aby moje podanie zostało pozytywnie rozpatrzone.

*


- Dzień dobry, rozmawiam z panią Michaliną ? - w słuchawce usłyszałam znajomy kobiecy głos.
- Tak, słucham ?
- Paulina Wlazły. Rozmawiałyśmy wczoraj w biurze.
- A tak. Już kojarzę.
- Zastanawialiśmy się czy szukać dalej ale ... Urzekła nas pani. Zaczynamy od następnego tygodnia?
- Pani nie żartuje, prawda?
- A dlaczego miałabym żartować? Dostała pani tą robotę i już.
- Dziękuję! -
wykrzyczałam do słuchawki.
- Najlepszym podziękowaniem za posadę będzie rzetelne wykonywanie swoich obowiązków. Poniedziałek, godzina dziewiąta. Miłego dnia!
- Wzajemnie.

Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i  zaczęłam biegać po domu jak szalona. Wbiegłam do pokoju Karola i skoczyłam mu na plecy.
- Olce podziękuj. 

Fakt.

- Aleksandro, za 15 widzimy się w Karmelu. Ja stawiam.
- Dziecko drogie, ogarnął mnie leń i jedyne miejsce, do którego dziś zawitałam to sklep, bo mi fajek zabrakło.
- Dostałam robotę!
- Za 15 minut przy stoliku na górze.
- Wiedziałam, że cię przekonam. 


*

- No i rozumiesz, wreszcie kupię lepsiejszy eeee... lepszy samochód. Daj fajkę!
- Słuchaj Michaśka! Wytłumacz mi jak my możemy palić to gówno? Trzeba to rzuuu... rzucić w ... cholęrę!

Za nami już ...Któraś kolejka. I wygląda na to, że ostatnia. Trzeba dokładnie wypowiedzieć adres wsiadając do taksówki.

Wypaliłyśmy paczkę Irysów miętowych w 2 godziny, dzieląc ją na połowę i zadzwoniłyśmy po transport. Było grubo po 23, ale trzeba było oblać mój sukces.

Wparowałyśmy do domu jak szalone.

- No ładnie. - skwitował Karol, a Andrzej zwijał się ze śmiechu na kanapie w salonie.
- Brrrrasssssiczku, prasssssujemy razem. Od ponieziałku. 
- Olka do mnie do sypialni, a ty Michalina do siebie. Teraz. W tym momencie. - Karol próbował udawać groźnego, ale nie mógł opanować śmiechu.
- Ale ja... nigzie się nie wybieeerrrrram. 
Rozłożyłam się na kanapie.

-Trzeba ją tak zostawić. Zaśnie w końcu. 
-No, nie ma wyjścia. Idźcie spać, ja dokończę oglądać ten film i przypilnuję Michaliny.
- Dobra, narazie stary!


Andrzej usiadł obok mnie z laptopem na kolanach.
- Oglądasz ze mną? Anita poleciła. - zapytał.
- Wizzzziałam, Beznadziejny jest. Ale nie będę s... s...
- Spoilerem.
- O to to to. Właśnie to. 

Po kilku minutach odezwałam się.
- Andrzej, mam do ciebie prośbę.
- Chyba serio coś chcesz, skoro tak prosisz mnie bez żadnego zbulwersowania.
- Przykryjesz mnie? 

Mój towarzysz wstał z łóżka i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
- Dzięki, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. 
Ubrałam na głowę kaptur od bluzy i przewróciłam się na drugi bok. Czułam się źle. Okropnie źle. Dawno nie piłam alkoholu i dość szybko zrobiło mi się strasznie niedobrze. Gdybym wstała, chyba najpierw przywitałabym łazienkę, a potem moją sypialnię.
Usłyszałam kroki, jednak zignorowałam je. Pomyślałam, że Andrzej po prostu wrócił po swojego laptopa. W tym momencie poczułam na sobie coś w postaci koca. Wnioskując po dość charakterystycznym zapachu męskiej perfumy należał on do Andrzeja, który usiadł tym razem na fotelu.
- Dobranoc. - powiedział cicho, a ja w przeciągu kilku minut znalazłam się w objęciach Morfeusza. 

piątek, 1 listopada 2013

#2


Więc powiem to, czego nie wypowiesz ty
I wezmę na siebie winę dla twojego dobra.
Nie ma powrotu do tego, czego nie możesz już ocalić.

- Michaśka, mam do ciebie ogromną prośbę. Bo wiesz...
- No mam wam coś ugotować tak? Żadna nowość. Co tym razem?
- Michaśka! Nie przerywaj mi. Zaprosiłem do nas jutro wieczorem moją dziewczynę, Andrzej swoją  i ...
- Dobra, mam się ulotnić z domu? W porządku, tylko pożycz mi auto, żebym później spokojnie dotarła.
- Nie, to nie tak. Chodzi o to, że chciałbym, żebyś poznała Olkę. Dogadacie się. Proszę . To dla mnie bardzo ważne. Szmat czasu cie nie było i chciałbym, żebyś nadrobiła zaległości. I gdybyś mogła... Faktycznie, ugotuj coś dobrego. Proszę, proszę, proszę!

No to ładnie. Dwie pary i singielka, z której własny brat zrobi kurę domową. To będzie beznadziejny wieczór, ale nie potrafię mu odmówić.

*
Piątek przywitał mnie dość intensywnymi jak na końcówkę października promieniami słońca. Chłopcy spali, bo kiedy tylko mają wolne byczą się w łóżkach do 11. Była 8, więc miałam czas, aby spokojnie wziąć prysznic i pojechać na zakupy.

Kobiety to takie perfidne stworzenia. No. Może nie perfidne, ale kiedy widzą ładny ciuch to od razu wyobrażają sobie wydarzenie, na które mógłby się przydać. Miałam trochę odłożonych pieniędzy i nie mogłam powstrzymać się od zakupu obcisłych, ciemnych jeansów i białej mgiełki bez rękawów ze zdobionym kołnierzem. Wiedziałam, że wyglądam dobrze w tym zestawie. I tym samym wiedziałam, w czym wystąpię wieczorem. O tak, sama dla siebie. Żeby nie odstawać przypadkiem od reszty zapewne ładnych kobiet. Niestety moje szaleństwo zakupowe nieco się przeciągnęło. Wróciłam do domu prawie o 14 zostawiając chłopaków bez niczego w lodówce. Wspaniała ja. Cudowna siostra i jeszcze lepsza eks dziewczyna. A oni tacy biedni.
- Ciesz się Michalina, że jest jeszcze w mieście pizza na dowóz. - Andrzej popatrzył na mnie przeszywającym wzrokiem.
- Wy to jesteście takie duże dzieci. Przecież za rogiem jest sklep. Można było kupić kilka rzeczy i ugotować ten makaron, czy jakieś inne, hmm... Pyzy?
Karol uniósł oczy do góry i podrapał się po głowie.
- Kurcze, rzeczywiście.
- No widzisz braciszku, myślenie nie boli.

*

Dziewczyny miały przyjść o 18, więc idealnie wyrobiłam się z czasem. Była 17:30, co oznaczało, że nareszcie zadbam o swój wygląd a nie o żołądki.
Wzięłam  prysznic, rozczesałam włosy i ułożyłam grzywkę. Ubrałam moje nowe rzeczy i lekko podciągnęłam rzęsy. Stanęłam przed lustrem i odginając kołnierzyk usłyszałam wołanie Karola. Cholera.

Wybiegłam z pokoju jak poparzona, bo już od jakiś trzech minut powinnam siedzieć w salonie albo wsadzać Penne do piekarnika. Oczy wszystkich zostały zwrócone na mnie razem z zatrzaśnięciem się drzwi od mojej sypialni.
- Karol, nie mówiłeś, że masz taka ładna siostrę. Ale ani trochę nie podoba do ciebie, no może trochę. Macie takie same oczy. - dziewczyna brata uśmiechnęła się do mnie i już od samego początku zyskała moją sympatię. Wesoła, szczera i bezpośrednia.
Przedstawiłam się i na chwilę opuściłam towarzystwo, aby zająć się zapiekanką. Przy stole zajęłam miejsce obok Oli. Faktycznie. Od początku dobrze nam się rozmawiało. Mimo tego czułam się jednak bardzo dziwnie. Siedzący na przeciw Andrzej lustrował mnie spojrzeniem i nie odrywając wzroku jedną ręką obejmował Anitę. Byłyśmy cholernie od siebie różne. Pomimo tego, że szczupłe i bez wypchanego stanika, różniło nas wszystko. Ona jest  niską blondynką o zielonych oczach. Ma spiętą grzywkę i starannie zrobiony makijaż. A Michalina? Michalina ma czarne włosy z prostą grzywką zakrywającą brwi, niebieskie oczy, metr osiemdziesiąt pięć i zero makijażu. Dziwne. Andrzej nigdy nie lubił blondynek, podobały mu się wysokie dziewczyny. Nienawidził egoizmu, a ona właśnie taka jest. Każdy nowy temat sprowadzał się do jej wyczynów, mniej lub bardziej ciekawych. Ba. Rzekłabym, że niektóre były dość żałosne. Nudząc się w towarzystwie nowej dziewczyny mojego byłego postanowiłam zebrać talerze i zanieść do kuchni. Oparłam się o blat i powiedziałam ciche:
- Cudownie.
- Dokładnie to samo pomyślałem, kiedy wybiegłaś z pokoju, Michalina.
Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam Andrzeja opierającego się o ścianę
- Nieładnie tak zostawiać gości, panie Wrona. - odparłam z ironią i zajęłam się wsadzaniem naczyń do zmywarki.
- Przyszedłem tylko powiedzieć ci komplement, a ty już na mnie naskakujesz. - Andrzej droczył się ze mną.
- Powinieneś chyba wrócić do Anity. Skoro ją zaprosiłeś, nie powinieneś zajmować się komplementami kierując je w moją stronę.
- Powiedziałem tylko, że ładnie wyglądasz.
- Skończ.
- Michalina, ja nie wiem co się z tobą stało... - Andrzej stanął przy parapecie i patrzył w dół.
- Jak widać z Michaliną Kłos wszystko w porządku.
-  Szkoda, że nie można cofnąć czasu.- słowa Andrzeja brzmiały w mojej głowie jak mantra.
- Wiesz, nie ma powrotu do tego, czego nie możesz już ocalić. Masz przecież nowe życie, jesteś wyraźnie z niego zadowolony, a przynajmniej taki zdajesz się być. Dobra, Andrzej. Idę pożegnać Olkę i wracam do siebie. Dobranoc.










coś takiego sobie macie.
ps: wszystkiego najlepszego Kocie :*